czwartek, 30 kwietnia 2015

Ale to już było - retro sprzęt w kuchni

Skoro mamy dziś ostatni dzień miesiąca, to znaczy, że najwyższa pora na post z serii "Ale to już było". Artykuł, który chcę Wam dziś przypomnieć, ma już swoje lata, ale raczej nie można o nim powiedzieć, że jest retro. W przeciwieństwie do gadżetów, o których jest w nim mowa :)

---
Z modą tak to już jest, że co jakiś czas powraca. Zasada ta dotyczy także trendów wnętrzarskich. Jeśli więc masz już dość wszechobecnego minimalizmu i stonowanych barw, mam dobrą informację – retro jest znowu na topie. Możesz więc śmiało, bez wehikułu czasu, przenieść się w czasy szalonych lat 60-tych, rock'n'rolla i Marylin Monroe. Co prawda kupienie różowego cadillaca może być trochę trudne, ale za to nie powinnaś mieć żadnych problemów z urządzeniem w tym stylu serca domu, czyli kuchni. Wystarczy trochę kultowych dodatków i gotowe. Pamiętaj, ma być lekko, kolorowo i zabawnie.
Coraz więcej producentów sprzętu AGD ma w swoim asortymencie produkty wyglądające jak żywcem wyjęte  z przydrożnego, amerykańskiego baru. Jeśli nie różowe auto, to może chociaż lodówka? Znakomicie sprawdzi się ta o obłych kształtach, z charakterystyczną chromowaną klamką produkowana m.in. przez Smeg, Ardo i Gorenje. I chociaż wygląda staro, to sprzęt jak najbardziej  nowoczesny. Nie wydaje odgłosów jak traktor i nie trzeba jej rozmrażać co 3 miesiące, jak tych oryginalnych sprzed pięćdziesięciu lat.
W retro kuchni nie powinno również zabraknąć robota kuchennego marki KitchenAid, który już od 90-ciu lat służy entuzjastom gotowania do mieszania, ubijania, tarcia i innych żmudnych kuchennych czynności. Jeśli natomiast do wspomnianej grupy entuzjastów nie należysz, to powinieneś pomyśleć raczej o tosterze, dzięki któremu szybko i łatwo wyczarujesz złociste, chrupiące grzanki. Wybierz taki o zaokrąglonym kształcie, w pastelowym kolorze, z mosiężnymi lub chromowanymi pokrętłami. Nie chowaj go do szafek. Niech będzie ozdobą pomieszczenia. Obok niego swoje miejsce na blacie powinna znaleźć również waga kuchenna. Możesz poszukać na targach staroci lub na aukcjach oryginalnej z tamtych lat lub kupić wersję stylizowaną. Okrągła tarcza zegarowa i metalowa miska, to jej znaki rozpoznawcze.
Pamiętaj, że kuchnia retro, to nie tylko sprzęty, ale także dekoracje. Powieś na ścianach stare postery reklamowe, albo tablice magnetyczne i zaopatrz się w magnesy z wizerunkiem Elvisa. Poustawiaj na półkach kolorowe puszki i pojemniki. Pomyśl o zabawnych sztućcach i naczyniach. Gdy już całość będzie gotowa, załóż fartuszek w groszki, włącz radio np. Bush TR82 i delektuj się kawą zaparzoną w retro ekspresie. I po prostu żyj kolorowo.
--- 






Artykuł znajdziecie również tutaj.

W ostatni weekend miałam okazję uczestniczyć we wspaniałym spotkaniu kilku blogerek zorganizowanym przez niezawodną i pełną pomysłów Olę. O naszym wspólnym wypadzie do Krakowa napiszę już wkrótce, a tymczasem zapraszam Was tutaj, a także na instagram, gdzie znajdziecie sporo fotek z naszego apetycznego weekendu.

Miłego dnia!
Marta

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Drzwi nr 16

Ups, mam małą obsuwę z postem o pięknych drzwiach. Weekend minął, a tu cisza. Wszystko przez to, że duchem i ciałem byłam znowu w Krakowie. Powody możecie poznać zaglądając tutaj. Wkrótce napiszę też więcej na temat tego co było, gdy mnie tu nie było ;)

Teraz nadrabiam zaległości i zapraszam Was znowu na Kanary. Napatrzyłam się na piękną, soczystą, krakowską wiosnę i zachciało mi się czegoś zielonego. A drzwi w tym kolorze można na wyspach znaleźć na każdym kroku. Nie ważne czy są stare, czy nowe - na Lanzarote od lat królują te zielone. Drzwi z dzisiejszego zdjęcia są niewątpliwie bardzo stare. Kolejne warstwy farby łuszczą się pięknie i sprawiają, że faktura drzwi przyciąga wzrok prawie tak samo jak ten piękny kocurek ;)

Lanzarote / Wyspy Kanaryjskie / Hiszpania


Więcej o cyklu przeczytacie tutaj.

Miłego dnia!
Marta

środa, 22 kwietnia 2015

Spacerem (lub biegiem) po Krakowie

Ostatni weekend spędziliśmy z Adamem w Krakowie. Wszystko przez to, że mojemu mężulkowi znowu zachciało się uganiać za długonogimi Kenijkami. Lubię takie weekendy. Zmieniliśmy otoczenie i oderwaliśmy się od codziennych obowiązków. Każdy miał to co lubi - Adam bieg w maratonie, a ja długie godziny spacerowania z aparatem fotograficznym. Jedynie pogoda średnio nam się udała, bo było bardzo zimno, wietrznie i deszczowo. Do biegania temperatura idealna, ale ja odmroziłam sobie trochę ręce. Ale chyba było warto, bo kilka fajnych kadrów udało mi się ustrzelić.

W Krakowie czujemy się dość swobodnie, bo byliśmy tu już niezliczoną ilość razy. Tym razem postanowiliśmy wykorzystać sobotę na zwiedzanie najbliższych okolic miasta. Pojechaliśmy do klasztoru Benedyktynów w Tyńcu i do Kamedułów na Srebrne Górze. Podziwialiśmy piękne widoki i cieszyliśmy się wiosną w budzącej się po zimie winnicy (tak tak, w Krakowie robi się polskie wino!). Przywiozłam jak zwykle sporo zdjęć pięknych drzwi, które stopniowo będę Wam pokazywać. A póki co zapraszam Was na spacer po Krakowie.










Zwykle, gdy fotografuję zakątki Krakowa skupiam się na jego zabytkowej części (co widać np. tu i tu), ale nie dajcie się zwieść - fajna, współczesna architektura też tu istnieje. Przykładem może być Małopolski Ogród Sztuki. Nowoczesna elewacja genialnie kontrastuje z okolicznymi, starymi kamienicami, ale jednocześnie nie dominuje okolicy i pięknie się wkomponowuje w istniejąca zabudowę. Na powyższym zdjęciu widać fragment budynku, ale jest tu też drugie wejście od innej strony, które wygląda inaczej, choć nie miej ciekawie. Małopolski Ogród Sztuki znajduje się tuż obok nowych budynków UJ, też fajnych. Jak będziecie mieli okazję, to warto zapuścić się w te okolice.

Z Krakowem trudno się rozstać więc wkrótce znowu tu wrócę. Nastąpi to pewnie szybciej niż się spodziewacie :) 

 Miłego dnia!
Marta

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Kuchenne dwa w jednym

Moja kuchnia niestety nie jest "tą wymarzoną". Niby urządzałam ją niedawno i wiedziałam co mi się podoba, a co nie, ale niestety rzeczywistość nie zawsze da się pogodzić z marzeniami. Warunki lokalowe i techniczne, ograniczenia finansowe oraz różne kompromisy sprawiły, że wygląda jak wygląda. Ale marzenia to fajna rzecz i nie należy z nich rezygnować. I tak sobie myślę, że jak kiedyś znowu będę urządzać kuchnię, to wrócę do pomysłu, żeby mieć w niej szafki w dwóch kolorach (a najlepiej też w różnych stylach). Poniżej możecie zobaczyć próbkę takich wciąż jeszcze dość nietypowych kuchni. Ciekawa jestem jak Wam się podoba takie rozwiązanie.










Przyznam szczerze, że gdybym miała z powyższych zdjęć wybrać tylko jedno - to które najbardziej mi się podoba - to miałabym straszny problem. A wy umiecie wskazać tę waszym zdaniem najfajniejszą?

Miłego dnia!
Marta

niedziela, 19 kwietnia 2015

Drzwi nr 15

Nie było łatwo zrobić to zdjęcie. To jedne z najbardziej obleganych schodów w Dubrowniku. I nic dziwnego. Stary kościół zbudowany z jasnego kamienia, przepięknie rzeźbiony portal, drzwi w bardzo ciekawym kolorze i dostojne schody - toż to wymarzone tło do wakacyjnych fotek. Mnie zachwyciło jak łączy się tutaj prostota i elegancja. Nie ma przesytu, a jednak czuje się, że to wyjątkowa budowla. Same drzwi są raczej skromne, ale za to ich oprawa nadaje całości wyjątkowego charakteru. Style wspaniale się przenikają. Jest tak, jak lubię.

Dubrownik / Chorwacja


Więcej o cyklu przeczytacie tutaj.

Miłego dnia!
Marta

czwartek, 16 kwietnia 2015

Warszawa nieznana

Myślę, że gdybym zrobiła wśród was sondaż, jaki post na tym blogu był waszym zdaniem największym hitem w ciągu czterech lat jego pisania, to nikt by nie zgadł, że najwięcej odsłon miał (i ciągle ma) wpis o stadionie narodowym. Kto by się spodziewał?! Zaprosiłam was wtedy na wycieczkę i pokazałam jak wygląda narodowy z innej perspektywy niż ta, którą zwykle możemy podziwiać w mediach.

Dzisiaj zapraszam was na spacer po Kamionku (część Grochowa) znajdującym się rzut beretem od stadionu. To niesamowite miejsce, w którym historia ciekawie splata się z teraźniejszością. Kiedyś była tu wieś obok której rozciągały się pola elekcyjne (ich część zajmuje obecnie park Skaryszewski), na które zjeżdżała się szlachta podczas wyborów króla. W czasie wojny ta część miasta na szczęście nie została zrównana z ziemią więc można tu znaleźć wiele ponad stuletnich kamienic. Kiedyś musiały być piękne. Dzisiaj to niestety w większości rudery. 
Przeszłam się m.in. ulicą Mińską, która w moim dzieciństwie cieszyła się bardzo złą sławą (co nie przeszkadzało mi zapuszczać się tam czasem z koleżankami, żeby poczuć dreszczyk emocji). Obecnie powoli zmienia ona swoje oblicze, przez co nie brakuje tu kontrastów. Obok starych, ceglanych domów, których lokatorzy mają łazienki na korytarzu i dzielą je z sąsiadami (naprawdę mamy XXIw.!?) wyrastają współczesne apartamentowce. Pomiędzy nimi stoi kilka kamienic, które w czasach swojej świetności musiały należeć do bogatych przedsiębiorców - być może właścicieli okolicznych fabryk. Brukowane uliczki znajdziecie tu do tej pory. A wśród tego wszystkiego mekka warszawskich wydarzeń związanych z designem (i nie tylko), czyli Soho Factory, które ulokowało się w pofabrycznych budynkach tworząc przestrzeń dla rozwoju kultury i biznesu. Niedaleko jest też Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej. Oba te miejsca bardzo ożywiły okolicę i sprawiły, że zaczęła się trochę zmieniać. Mam mieszane uczucia co do urody nowych plomb budowanych na Kamionku, ale szalenie podoba mi się sposób w jaki loftowe przestrzenie Soho Factory zostały zaadoptowane na potrzeby sklepów, miejsc wystawowych, restauracji, galerii, a nawet muzeum neonów.
Dobra, starczy tego gadania. Zapraszam na spacer.









Ale by było pięknie, gdyby wszystkie przedwojenne kamienice zostały odnowione tak jak ta na powyższym zdjęciu. Zwróćcie uwagę na odrestaurowane balustrady balkonów - każda jest inna.

Lubicie tak czasem zboczyć z głównych szlaków komunikacyjnych i odkrywać, co znajduje się w drugim rzędzie za pięknymi nowymi biurowcami i eleganckimi witrynami sklepowymi?

Miłego dnia!
Marta

wtorek, 14 kwietnia 2015

Wiosenny design

Ale to był piękny weekend! U was też tak wspaniale świeciło słońce? Mój chłop pojechał do Dębna gonić Kenijczyków w kolejnym maratonie, a ja w tym czasie korzystałam z uroków wiosny. Zrobiłam małe przemeblowanie w spiżarni, uporządkowałam co nieco balkon, poprzesadzałam kwiaty i zioła, coś posiałam, obfotografowałam kwiaty w domu... no działo się. Zaliczyłam też wspaniały, duuuugi spacer, na którym dla odmiany obfotografowałam kwiaty poza domem :) No dobra, to nie były jedyne zdjęcia jakie zrobiłam, ale dzisiaj chciałabym skupić się właśnie na wiosennych kadrach. Natura potrafi zaprojektować najpiękniejsze dekoracje.










Tak sobie myślę, że całkiem fajnie się te kwiaty na tle czarnej ściany w jadalni prezentują.
A jak Wam minął weekend?

Miłego dnia!
Marta

niedziela, 12 kwietnia 2015

Drzwi nr 14

W zeszłym tygodniu pokazałam Wam drzwi bardzo dostojne i bogato zdobione. Dziś ich zupełne przeciwieństwo. Tak naprawdę to niewielka furtka w starym, przyklasztornym murze. Musiałabym się schylić, żeby przez nią przejść. Gdy dawno, dawno temu czytałam książkę "Tajemniczy ogród", jakoś tak wyobrażałam sobie wejście, które przypadkiem znalazła główna bohaterka. Na zdjęciu widać, że z lewej strony drzwi rośnie dzikie wino. Myślę, że gdy ma liście, to miejsce wygląda jeszcze bardziej bajkowo.

Kraków / Polska


Więcej o cyklu przeczytacie tutaj.

Miłego dnia!
Marta

piątek, 10 kwietnia 2015

Wolność i niezawisłość - rzecz o cotton ball lights w wersji LED.

Ja wiem, że niczego nie można być w życiu pewnym, ale szczerze wierzę, że w tym roku zima już do nas nie wróci. Co prawda trzy tygodnie temu, gdy chowałam grube swetry i wyciągałam zwiewne spódniczki, też tak myślałam, a potem na święta sypało śniegiem. No cóż... 
Na szczęście lampki cotton balls sprawdzają się doskonale w każdej porze roku więc niezależnie od tego, co będzie się działo za oknem, nie zamierzam ich nigdzie chować. Co więcej, dzięki Agnieszce z Cottonove Love zostałam posiadaczką lampek LEDowych, które idealnie sprawdzają się w wiosennych aranżacjach, oddalonych dość znacznie od gniazdek elektrycznych. Dla mnie bomba! Wreszcie nie muszą wisieć w jednym miejscu. Mogę ułożyć je na stoliku, na regale, w szklanym słoju, na parapecie kuchennym pomiędzy doniczkami z ziołami, itd. Wędruję sobie z moim szaro-białym sznurem po mieszkaniu i nie martwię się o źródło prądu. Tak wyglądają wyłączone:



Lampki działają na dwie bardzo żywotne baterie, które są w zestawie. Chciałam porównać ich działanie z moimi akumulatorkami, ale ciągle się jeszcze nie wyczerpały więc nie miałam okazji :)
Wydaje mi się, że lampki LED świecą odrobinę słabiej od tych tradycyjnych, które wiszą u mnie w przedpokoju. Ale myślę, że to może być zaletą, np. jeśli chcecie powiesić je w pokoju dziecinnym i zapalać wieczorami. 
No i jeszcze jedna ważna sprawa, której niektórzy się obawiają. Montaż kulek na łańcuchu okazał się banalnie prosty. Dzięki temu, że diody są mniejsze i mają inny kształt niż normalne żaróweczki, nie musiałam nic nacinać i kombinować. Raz, dwa i gotowe. Cieszę się, że wybrałam te dwa neutralne kolory. Dzięki temu lampki wszędzie mi pasują. Tak wyglądają jak się świecą w salonie w pochmurny dzień:






A wy macie lampki cbl? Ciekawa jestem, gdzie je wieszacie lub układacie?

Miłego dnia!
Marta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...