Stało się. Nie sądziłam, że to kiedyś nastąpi, ale jednak się stało... Zostałam nurkiem śmietnikowym.
Ale po kolei.
Jak wiadomo, w naszej mlekiem i miodem płynącej krainie szczęśliwości wszelakiej, ktoś postanowił zrobić śmieciową rewolucję. Nasza spółdzielnia, zatroskana o przyszłe dobro mieszkańców (którzy w większości mentalnie żyją jeszcze niestety w Austro-węgrzech i nie ogarniają tak skomplikowanych czynności jak sprzątanie po swoich psach lub segregacja śmieci) postanowiła namówić ich do wielkiego sprzątania w imię mniejszych wydatków za wywóz śmieci w przyszłości i zrobiła osiedlową akcję wywozu gabarytów. Ruszyli więc sąsiedzi do piwnic i szybciutko zapełnili ustawione w ilościach hurtowych kontenery.
Reszty historii łatwo się domyślić. Niechcący zajrzałam do pojemnika ustawionego pod naszym blokiem. A jak zajrzałam, to wyłowiłam gąsior na wino. A potem drugi. A potem zajrzałam do kilku kolejnych kontenerów pod innymi blokami :) A potem było mi już trochę wstyd i kilka kolejnych odpuściłam, czego - przyznaję - żałuję ;)
Gąsiory zamieszkały sobie póki co w sypialni. Dołączyła do nich grafika z hasłem love is spoken here i piękny storczyk, którego wczoraj dostałam. Postanowiłam uwiecznić go na zdjęciu, ponieważ mam wątpliwy dar uśmiercania tych kwiatów i sądzę, że wkrótce będzie to po nim jedyny ślad.
Na półce możecie też dostrzec gliniany domek. Ma on dla mnie ogromną wartość sentymentalną. Mieszkałam przez jakiś czas we Francji, gdzie pracowałam jako wolontariuszka z dzieciakami niepełnosprawnymi intelektualnie. Był to dla mnie niesamowity czas, pełen przygód, nauki i nowych znajomości z ludźmi z całego świata. Mieszkałam w pięknym miejscu, na poddaszu malutkiego pałacyku, jakich wiele nad Loarą. I właśnie ten pałacyk dzieciaki postanowiły ulepić dla mnie i podarować na pamiątkę w dniu mojego wyjazdu. Widać moje wykuszowe okno :)
A butli mam już taki zbiór, że chyba najwyższa pora wziąć się za robienie nalewek, a nie tylko dekorowanie i dekorowanie :)
Miłego dnia!
Marta