Dziś miał być post wnętrzarski, ale zrobiłam pyszny deser i koncepcja się zmieniła. No bo wiadomo, że słodkości zawsze wygrają z wierceniem dziur.
Podczas robienia obiadu przyplątał mi się pomysł, że może by tak coś upiec, np. tartę z jabłkami. Ale ponieważ jestem strasznym leniem, szybciutko odegnałam tę myśl. Nie chciało mi się ciasta zagniatać, wałkować, itd. No a najgorsze to sprzątanie po całej akcji. Postanowiłam obejść się bez ciasta i upiec same jabłka.
Jabłka obrałam, pokroiłam, posypałam odrobiną cukru trzcinowego i wstawiłam na chwilę do rozgrzanego piekarnika. Gdy były miękkie wyciągnęłam i posypałam startą gorzką czekoladą i suszona żurawiną. Zdecydowanie przydałyby się jeszcze płatki migdałów, ale zostały zeżarte ostatnio w sałatce brokułowej, więc chwilowo migdałów niet.
W starej butelce po mleku udającej wazon stoją kolejne wiosenne badyle. Jak łatwo można się domyślić, znowu ogołociłam jedno z drzew pod blokiem. Pąki są coraz większe i mam nadzieję, że gałęzie wkrótce się zazielenią. Pewnie nastąpi to szybciej niż na zewnątrz biorąc pod uwagę panującą aurę. U mnie właśnie przeszło gradobicie i wszędzie jest biało.
Na szczęście czasem spomiędzy deszczowych chmur wyjrzy słońce. I wtedy jedyny problem, to jak zrobić zdjęcie, żeby w ramie nie odbijała się cała kuchnia ;)
Miłego dnia!
Marta