Zamiast przeglądać setki zdjęć z wyjazdu, postanowiłam wykorzystać wolny czas na produkcje kulinarne. Nie przepadam za gotowaniem więc jeśli już nachodzi mnie na eksperymenty w kuchni, staram się tego nastroju nie przegapić:) Dzięki temu spiżarnia wzbogaciła się o kolejne przetwory, a ja objadałam się pysznymi smakołykami.
Jak zwykle zaczęło się od wizyty na bazarze. Jakiś czas temu doszłam do wniosku, że na takie zakupy powinnam chodzić z kimś, kto umiałby mnie skutecznie powstrzymać przed warzywno-owocowym szaleństwem. W przeciwnym wypadku kończy się to taszczeniem do domu kilkunasto kilogramowych toreb i rękami sięgającymi prawie do połowy łydek. Tym razem było oczywiście tak samo. Niestety na "jedzeniu oczami" nigdy się nie kończy:)
O moich pomidorach na ostro i rabarbarowo-truskawkowym dżemie już tu kiedyś pisałam więc dzisiaj będzie coś innego. Kolor przewodni: pomarańczowy.
Morelki przerobiłam na konfiturę. Przepis jest bardzo prosty, bo potrzebne są jedynie owoce i cukier.
Morele wrzuciłam na patelnię, dodałam cukier i smażyłam, smażyłam, smażyłam... Dodałam też odrobinę skoku z cytryny, bo lubimy kwaśny posmak, a poza tym dzięki temu konfitura zachowuje piękny kolor.
Kurki - niebo w gębie. Starczyło, żeby wypróbować kilka przepisów, ale podzielę się dzisiaj tylko jednym.
Potrzebne będą: ciasto francuskie, kurki, cebula, świeży tymianek, ser mozzarella (albo inny, który się dobrze roztapia).
Ciasto francuskie wstawiłam na kilka minut do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni. W tym czasie na patelni podsmażyłam posiekaną drobno cebulkę. Dodałam kurki, a po odparowaniu wody smażyłam jeszcze przez chwilę. Na koniec dodałam dużo posiekanego drobno świeżego tymianku.
Na wstępnie wyrośniętym i podpieczonym cieście francuskim ułożyłam pokrojoną w plastry mozzarellę, a na niej smażone kurki. Całość wstawiłam jeszcze na kilka minut do piekarnika, tak żeby ser się rozpuścił, a kurki nieco przypiekły. Wyszło pysznie!
Zawsze sprawiało mi wiele trudności oczyszczenie kurek. Zwłaszcza, że
czasem są malutkie i strasznie oblepione różnymi "darami lasu". Ale tym
razem wypróbowałam naprawdę doskonałą metodę i pomyślałam, że może
jeszcze jej nie znacie więc się podzielę odkryciem. Kurki trzeba włożyć
do miski i posypać odrobiną mąki (w zależności od ilości grzybów). Następnie trzeba zalać całość zimną wodą i energicznie mieszać. Mąka działa jak drobniutki peeling i większość syfów odpada. Jeśli jest potrzeba czynność można powtórzyć i kurki lśnią czystością.
Ta metoda jest fajna nie tylko dlatego, że zabiera mało czasu, ale
również dlatego, że grzyby nie są długo w wodzie i nie zdążają jej
wchłonąć. Dzięki temu nie tracą aromatu i można je naprawdę usmażyć, a nie dusić w nieskończoność.
Przy okazji działań okołokulinarnych rozprawiłam się z opisywaniem słoików z przetworami wyprodukowanymi do tej pory. Tak więc nie tylko morele i pomidory, ale również rabarbar doczekał się pięknych etykietek.
Dzisiaj w planie dalszy ciąg szaleństw kulinarnych. Kupiłam pstrągi i zamierzam je upiec. To będzie mój pierwszy raz więc jeśli macie jakieś doświadczenie w tym temacie, to będę wdzięczna za wszelkie sugestie i propozycje przepisów.
Miłego dnia!
Marta