Dawno nie było opowieści dziwnej treści, czyli opisu moich różnych dziwnych perypetii. Przede wszystkim dlatego, że nie zachodziły ostatnio żadne spektakularne zmiany w naszym mieszkaniu, które wiązałyby się np. z wizytą w
markecie budowlanym. Od czasu
pamiętnej wyprawy nie byłam też na porządnej rowerowej wycieczce. Na szczęście czas nudy w moim życiu minął i dziś znowu mam o czym pisać.
A wszystko dlatego, że zachciało nam się mieć bibliotekę z prawdziwego zdarzenia. Jak wiecie jesteśmy molami książkowymi i nasz księgozbiór nie mieścił się już na regałach. Postanowiliśmy dokupić kolejny, niezawodny BILLY (już piąty w naszym domu) i trzy nadstawki. Zdecydowaliśmy się też wreszcie na dokupienie drzwiczek.
Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Pożyczyliśmy od rodziców duży samochód i w sobotę wieczorem, prosto ze
spotkania, pojechaliśmy do Ikei. Jeśli kiedykolwiek byliście w tym sklepie w weekend, na dodatek w okresie przedświątecznym, to wiecie jakie szaleństwo tam zastaliśmy. Starając się nie zgubić w dzikim tłumie, przebiegliśmy przez ekspozycję. W biegu złapałam nową lampę do kuchni i abażur do
tej lampki oraz spisałam, gdzie szukać regału i całej reszty. Szczęśliwie starczyło dla nas dużych wózków więc wio... pojechaliśmy ładować meble.
A tam: drzwiczki do regałów - są, drzwiczki do nadstawek - są, miejsca gdzie powinny być regały i nadstawki - zioną pustką. Sprawdzam wszystkie notatki jeszcze raz, wszystkie kartony w okolicy jeszcze raz i nic, nie ma! Zostawiłam Adamowi ładowanie drzwi, a sama przybrałam minę nieporadnej kobietki i poszłam dopytywać, gdzie mój regał? No bo przecież to niemożliwe, żeby w Ikea zabrakło tak sztandarowego produktu jak BILLY!!! Pan przy komputerku, klikał, klikał, aż wyklikał, że jest jeszcze 15 regałów. No nieźle! Może i bywam niezbyt rozgarnięta i trochę ślepa, ale na pewno nie aż tak, żeby przeoczyć 15 regałów ;) Pan chyba jednak miał inne zdanie nt. mojej inteligencji i wzroku, bo ruszył tyłek i poszedł mi pokazać, gdzie te regały. I wiecie co? Znalazł tę samą pustkę co ja. Jego mina - bezcenna ;) Pan zdradził nam, że w nocy ma być dostawa, a to oznaczało tylko jedno - powtórkę z rozrywki.
Okazało się, że sobotni wieczór w Ikea jest niczym w porównaniu z porą obiadową w niedzielę. Oszczędzę Wam szczegółów. Ośmielę się tylko stwierdzić, że scenografowie filmów z oszalałymi zombiakami wzorują się chyba na wygłodniałym tłumie szturmującym restaurację w poszukiwaniu klopsików. Regały na szczęście były, ale koleeeeeeejka do kasy też była. Stanowczo stwierdzam, że dwie wizyty w Ikea w trakcie jednego weekendu, to co najmniej o dwie za dużo. Dobrze, że chociaż efekty odrobinę wynagradzają to straszne przeżycie.
Wąski regał, który wcześniej stał pośrodku, wywędrował do sypialni, a jeszcze jeden szeroki ukrywa się w salonie za drzwiami. Na pierwszym zdjęciu widać kosz z wrzosami, który na nim stoi. Na jakiś czas nam starczy. W końcu mamy trzy wolne półki w nowej biblioteczce ;) Jak widzicie pozbyliśmy się też zasłony. Oznacza to, że przed nami zrywanie karnisza, malowanie sufitu i poszukiwanie jakiś rolet. Raczej nie będą one z Ikei ;)
Miłego dnia
Marta