Żyję, ledwo co prawda, bo już drugi tydzień nie mogę uporać się z okropnym zapaleniem zatok i kaszlem, ale żyję. Nie wciągnęła mnie czarna dziura, nie porwało ufo, nie potrąciła kolumna rządowych samochodów. Po prostu masa innych zadań i choroba skutecznie zepchnęły blogowanie na dalszy plan. Mea culpa. Ale żebyście o mnie zupełnie nie zapomnieli, wpadam z kilkoma słonecznymi fotkami z naszej kuchni i jadalni.
Też tak macie, że jak wychodzi słońce, to od razu robi się radośniej na sercu, życie jakieś fajniejsze, ludzie milsi i ładniej wokół? Ja mam chyba w środku wbudowane panele słoneczne i ładuję swoją energię w promieniach słońca. Może to dlatego zupełnie nie przeszkadzają mi letnie upały, a zimowa szaruga mnie wykańcza? Wydało się - jestem cyborgiem ;)))