Od kogo najłatwiej nauczyć się brzydkich wyrazów? Od budowlańców oczywiście;) Pan Zdzisław, który wspomagał nas w generalnym remoncie mieszkania miał ich niezły zasób, ale prawdziwe wyżyny słowotwórczych wiązanek osiągnął, gdy męczył się z podłogą. Bo wymyśliła se taka jedna, że nie chce mieć pożółkłego lakieru na PRL-owskiej mozaice i kazała bielić.
Ale najpierw cyklinowanie, szpachlowanie szpar, uzupełnianie deseczek w miejscach, gdzie wcześniej były ściany, itp.
A potem trzeba się było dokształcić, co to ten cały ług i jak tym bielić.
A potem jeszcze olejowanie białym olejem, żeby zabezpieczyć drewno i nadać mu gładkości.
A potem marudzenie, że "szefowo tak biało to nawet w szpitalu nie mają".
Czy warto było się tak męczyć? Zdecydowanie tak! Nie tylko nauczyłam się kilku wiązanek, od których uszy więdną (nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą więc lepiej być przygotowanym), ale mam wymarzoną, jasną, drewnianą podłogę. Dzięki ługowaniu zyskała biały odcień, a jednocześnie widać słoje i strukturę drewna. Ma też tę przewagę nad podłogą malowaną farbą, że nie rysuje się i nie zdziera w trakcie codziennego użytkowania. Dziś podłoga w naszym mieszkaniu wygląda tak: