wtorek, 18 lutego 2014
poniedziałek, 17 lutego 2014
Złotawiec okazały
Prostota, oszczędność, minimalizm... no cóż, dochodzę do wniosku, że te pojęcia jednak nie dominują w moim domu. I choć nigdy nie chciałam mieć pustego, nowoczesnego mieszkania, urządzonego na wysoki połysk, z jednym starannie dobranym kwiatkiem w roli dekoracji, to jednak chyba powinnam zacząć się ograniczać. A wszystko przez te drobniutkie, kilkucentymetrowe dekoracje, które ciągle wędrują się po domu. Niby nie ma ich dużo, niby nie zajmują miejsca, ale to jednak ciągle zwykłe kurzołapy ;) Tylko jak się oprzeć takiemu żuczkowi, no jak???
A jak z Waszą odpornością na bibeloty? Gromadzicie, czy pozostajecie zupełnie obojętni? A może komuś się wydaje, że umie zachować złoty środek?
A propos złota - tytuł posta nie ma nic wspólnego z wielkością i kolorem moich bibelotowych zbiorów. Tak się nazywa ten zielony, połyskujący złotem chrząszcz ;)
Miłego dnia!
Marta
sobota, 15 lutego 2014
czwartek, 13 lutego 2014
Pod prąd
Gdy pomyślałam o święcie zakochanych, nie wiadomo dlaczego przypomniały mi się słowa piosenki "z prądem rzeki płyną tylko zdechłe ryby". Pewnie niektórych zdziwi to skojarzenie, ale może nie tych, którzy podczytują mój blog od dawna i wiedzą, że my raczej niewalentynkowi jesteśmy. Pisałam o tym troszkę TU i trochę więcej TU. Jak się okazuje w tym roku również płyniemy pod prąd i zamiast na komedię romantyczną idziemy... odwiedzić moich dziadków. Ha, założę się, że tego się nie spodziewaliście :))) Ale właściwie, jak się tak zastanowić, to czy może być lepszy sposób na świętowanie dnia zakochanych, niż z ludźmi, którzy kilka miesięcy temu obchodzili 60 rocznicę ślubu?
Mimo wszystko wynalazłam w necie kilka romantycznych inspiracji do wykorzystania na co dzień, a nie tylko od święta.
Co byście powiedzieli na przykład na takie pyszne ciasteczka zamiast zdrowego śniadania?
A może ktoś chciałby wykonać drobne, proste dekoracje?
Czy może być romantycznie bez świec i kwiatów, choćby takich włożonych do wiaderka na wino?
Lubicie pisać liściki miłosne? To może przydałaby się taka tablica do ich zostawiania?
A może lubicie takie drobne akcenciki pojawiające się jak gdyby przypadkiem na przedmiotach codziennego użytku?
Ciekawa jestem jaki jest wasz stosunek do walentynek? Miło mi będzie jak zostawicie kilka słów komentarza i dacie się bardziej poznać od tej zupełnie nie wnętrzarskiej strony ;)
Miłego dnia!
Marta
Miłego dnia!
Marta
wtorek, 11 lutego 2014
Małe przyjemności
Kiedyś byłam piękna, młoda i wysokiego wzrostu (a przynajmniej tak sobie wmawiam, żeby wprawić się w lepszy humor w ten pochmurny dzień). Niestety nic co dobre nie trwa wiecznie i ostatnio stwierdziłam, że z tych cudownych przymiotów został mi tylko wzrost ;) Postanowiłam coś z tym zrobić i zostać obiektem pożądania wszystkich mężczyzn i co najmniej połowy kobiet :))) Plany planami, marzenia marzeniami, ale krew, pot, łzy... no nie wiem, chyba jednak nie jestem aż tak zdesperowana.
Jednak z różnych względów, zupełnie nie związanych z marzeniami o nowej sylwetce, od miesiąca jestem na diecie, na której jem prawie wyłącznie warzywa. I powiem Wam, że czuję się świetnie, a przy okazji udało mi się zgubić nieco zapasów zgromadzonych tu i ówdzie w postaci mięciutkich "bułeczek" i "wałeczków". Takie skutki uboczne, to ja lubię ;) No ale zaczęło mi już troszkę brakować innych smaków i czegoś co chrupie, dlatego w ramach rozpusty zaserwowałam sobie ostatnio takie śniadanko. Kto by pomyślał, że garść płatków owsianych z orzechami, żurawiną i mrożonymi malinami, może dać człowiekowi tyle przyjemności :)
A jakie są Wasze małe przyjemności? Nie muszą być kulinarne ;)
P.S. Właśnie zauważyłam, że kompozycja kwiatowo-jedzeniowa doskonale wpisuje się w konwencję mojego kolorowego, domowego biura ;)
Miłego dnia!
Marta
piątek, 7 lutego 2014
Piątkowe dylematy
Wiem, wiem, że piątek, że weekend, że większość z Was chce zapomnieć o pracy. Ja też chcę. Ale żeby to zrobić muszę domknąć temat domowego biura. A przynajmniej udawać, że pokazanie Wam obiecanych zdjęć pozwoli mi jakoś rozprawić się ze swoim pracoholizmem (bo znowu wzięłam sobie pracę do domu na weekend, cholera!) i nie wracać do tematu aż do poniedziałku.
Tak więc lecimy. Jak się okazało najbardziej przypadła Wam do gustu aranżacja w bieli, ale tuż za nią uplasował się wystrój starociowy i kolorowy. Oto i one w całej okazałości:
Tą świetną okulistyczną tablicę z napisem Warszawa kupiłam na Targach Rzeczy Ładnych. To taki wyraz mojego lokalnego patriotyzmu ;) Grafika została zaprojektowana przez Notoładnie Studio. Mają oni w swojej ofercie super gadżety z warszawskimi motywami i pewnie na coś jeszcze w przyszłości się skuszę.
A teraz czas na ostatnią aranżację której kolory i kształty nawiązują do motywów naturalnych. Mimo przekrzywionego abażuru (oj jakoś tego nie zauważyłam w ferworze przestawiania i fotografowania), miała ona swoich nieprzejednanych zwolenników wśród obu płci.*
Zauważyliście tę buteleczkę na parapecie? To jeden z kilku nowych, klamociarniowych łupów. Dawno mnie tam nie było, ale jak przypadkiem zajrzałam, to całą masę różnego szkła nakupiłam. Klamociarnie to zdradliwe miejsca. Wpada człowiek w czeluści, nie umie wyjść z pustymi rękami, a po zsumowaniu tych wszystkich świetnych okazji za grosze okazuje się, że jakiś nienajgorszy ciuch dałoby się za to kupić ;) Znacie to?
* - w tych czasach cholernej poprawności politycznej pisze człowiek jak gdyby nigdy nic o dwóch płciach, a potem przypomina sobie poranną dyskusję zasłyszaną w radio i zaczyna się zastanawiać, czy to wypada... ech ciężkie jest życie blogera ;)
Miłego dnia!
Marta
wtorek, 4 lutego 2014
And the winner is...
Wielkie dzięki za za wszystkie głosy pod poprzednim wpisem. Muszę Wam jednak powiedzieć, że wcale nie ułatwiliście mi wyboru :) Każda aranżacja znalazła swoich zagorzałych zwolenników. Pierwsze dwie stylizacje szły łeb w łeb, a bardzo niedaleko za nimi uplasowały się dwie kolejne. Po dodaniu głosów z fejsa wyszło mi, że... wygrała stylizacja skandynawska.
Serio? Nie macie jeszcze dosyć bieli?
Przyznaję, że nadal trudno mi się zdecydować na jedną ulubiona wersję tego kąta. Zrobiłam więc mały miks i w chwili obecnej króluje w tym miejscu wersja kolorowa bez kilku elementów, ale za to z dodatkami "ukradzionymi" ze stylizacji skandynawskiej i naturalnej. Ale możecie być pewni, że nie warto się przywiązywać do tego stanu, bo pewnie będą tutaj stale zachodzić jakieś zmiany.
Anicja zapytała w komentarzu, gdzie chowam te wszystkie dodatki. Odpowiedź jest prosta - większości nie chowam. One po prostu wędrują sobie po mieszkaniu i w zależności od mojego nastroju tworzą różne konfiguracje. Czasem wsadzę coś do kartonu i o tym zapominam, a potem odkrywam ten element na nowo i zestawiam z zupełnie nowymi rzeczami. Raczej nie mam takich dekoracji, które są przypisane do jednego miejsca i nigdy go nie zmieniają. Raz butle stoją w sypialni na półce, innym razem w salonie na parapecie, a jeszcze kiedy indziej na podłodze w jadalni. I tak ze wszystkim. Przypuszczam, że też tak macie. Macie?
Miłego dnia!
Marta
niedziela, 2 lutego 2014
Do czterech razy sztuka
Stara mądrość ludowa mówi, że kobieta zmienną jest. I już. Prawda ta jest powszechnie znana, ale nie wiem czy ów mądry lud przewidział zmienianie zdania cztery razy w ciągu trzech godzin?! Ale po kolei.
Jakiś czas temu nasza biblioteka nieco zmieniła wygląd, w wyniku czego wypiękniała, ale również zwiększyła swoje gabaryty. Zmusiło mnie to do pozbycia się zasłony, co z kolei uruchomiło lawinę drobnych zmian. Skoro nie ma zasłony po jednej stronie okna, to i ta po drugiej nie bardzo pasuje. Ją też zlikwidowałam, ale wtedy na jaw wyszły rury i goła ściana przy oknie. Postanowiłam więc zrobić małe przemeblowanie w pokoju. Jeden fotel wywędrował bliżej regału z książkami, a biurko dojechało do kąta. Tym sposobem zyskałam wreszcie ściany koło biurka i postanowiłam przearanżować nasze miejsce do pracy.
I tu dochodzimy do sedna opowieści. Wczoraj Adam wywiercił niezbędne dziury. Coś tam sobie powiesiłam i poustawiałam, a dziś miałam zamiar to uwiecznić. Zrobiłam pierwsze zdjęcia i stwierdziłam, że może jednak lepiej byłoby ustawić wszystko inaczej. Pozmieniałam, obfotografowałam i znowu przyszedł mi do głowy nowy pomysł. A potem jeszcze kolejny. I w ten oto sposób w trzy godziny powstały cztery różne warianty wystroju domowego biura. Każdy jest w trochę innym stylu. Ciężko mi się zdecydować na jeden ulubiony. Ciekawa jestem, który Wam się najbardziej podoba? Do wyboru jest:
1. Vintage
2. Skandynawski
3. Kolorowy
4. Naturalny
Proponuję głosowanie. Piszcie w komentarzach, który kąt najbardziej przypadł Wam do gustu. Pewnie wszystkie aranżacje pokażę bardziej szczegółowo na blogu (bo załapało się tu trochę nowych nabytków), ale ta z największa ilością głosów pójdzie na pierwszy ogień. To co, gotowi do zabawy?
Miłego dnia!
Marta
Subskrybuj:
Posty (Atom)