Dzisiaj będzie kilka słów o
metamorfozie. Ale nie wnętrzarskiej, tylko tej życiowej. Ostrzegam, że będę się
tu wywnętrzać. Wszystko dlatego że kilka dni temu miałam urodziny. Znowu. Niby
wydaje się, że poprzednie były całkiem niedawno, ale jednak bardzo dużo w ciągu
tego roku się u mnie wydarzyło. Był okres burzy i naporu. Był okres wybicia się
na niepodległość. Był okres przemian ustrojowych i okres pokoju. Najbardziej
widocznym efektem tegorocznego przemeblowania życia jest dla mnie na pewno zmiana
pracy, ale prawda jest taka, że to jedynie efekt uboczny.
Każdy z nas trafia regularnie na
różne cytaty godne P. Coelho o tym, że żyje się tylko raz, że rzeczywistość,
to nie to co zastajemy, ale to co kreujemy i generalnie każdy jest kowalem
własnego losu. Nie wiem jak was, ale mnie te mądrości wypisywane na tle zdjęć z
romantycznymi widoczkami strasznie frustrują. Bo prawda jest taka, że wszyscy
mamy jakieś ograniczenia – fizyczne, społeczne, finansowe. A to kredyt do
spłacenia, a to rodzice, którymi trzeba się zająć, a to wiecznie chorujące
dzieciaki, itd. Nie da się rzucić wszystkiego,żyć marzeniami i żywić się energią słoneczną (chociaż podobno Stachursky
potrafi).