Gdyby wnętrza miały znaki zodiaku, to nasz salon zdecydowanie zasługiwałby na patronat Bliźniąt. Wszystko dlatego, że ma dwa zupełnie różne oblicza.
Z jednej strony przedwojenne meble, a z drugiej białe, proste sprzęty - typowe dla współczesnego stylu skandynawskiego.
Z jednej drewniana szafa, a z drugiej plastikowe krzesło projektu Eames'ów na metalowych nogach.
Z jednej stare, szklane syfony - pamiątka po pradziadku, a z drugiej minimalistyczny sprzęt grający - pamiątka po jakiejś wypłacie.
Z jednej odnowiony, dostojny fotel, a z drugiej fikuśny, peruwiański hamak.
Mogę tak jeszcze długo, ale lepiej nie brnijmy :)
Jeśli w tym miejscu nie wyświetla Ci się napis "czytaj dalej", to koniecznie kliknij w tytuł wpisu.
Choć może się komuś wydawać, że
brakuje nam konsekwencji w urządzaniu tego pokoju, to prawda jest taka,
że wszystkie kontrasty są przemyślane i zaplanowane. Co jak co, ale
obmyślanie mam opanowane do perfekcji. Może nieco gorzej idzie mi
wcielanie pomysłów w życie, ale przecież się nie pali, nie? Przedwojenna
szafa, fotel i inne drobiazgi to pamiątki rodzinne, z którymi nie
chcemy się rozstawać. Nadają wnętrzu indywidualnego charakteru i
przytulności. No ale przecież od pewnego czasu (zdecydowanie dłuższego
niż to się wydaje na pierwszy rzut oka) mamy XXI wiek i wcale nie mam
ochoty zamieniać naszego domu w muzeum. To dlatego po drugiej stronie
pokoju, obejmującej bibliotekę i kąt biurowy, postawiliśmy proste,
białe meble z metalowymi akcentami oraz dodaliśmy druciane dekoracje i
współczesne grafiki. W ten sposób próbujemy utrzymać odpowiedni balans.
Problem pojawia się kiedy tak jak dziś, zrobię zdjęcia jedynie
połowy pokoju. Tym sposobem widzicie oblicze tylko jednego z bliźniąt.
Całą harmonię szlag trafia. Jing nie spotyka jang, itd. A zatem dziś foty tylko w klimacie vintage. Sytuację ratuje trochę stół z palety, ale i tak wyszło jakoś tak... grzecznie ;)
Mimo
to publikuję tutaj te zdjęcia ku pamięci bzów wiosennych. Chciałoby się
powiedzieć: śpieszmy się kochać bzy, tak szybko odchodzą. Ponieważ są
one w mojej osobistej trójcy ulubionych kwiatów, bez których świat nie
mógłby istnieć, nie może zabraknąć ich również na blogu. Więc mam
nadzieję, że przydługi wstęp nie wywiódł was w pole, bo to właśnie
fioletowy bukiet jest głównym bohaterem dzisiejszego wpisu.
Gdyby ktoś był ciekaw jakie jeszcze kwiaty mieszczą się u mnie na podium, to uprzejmie donoszę, że są to konwalie i peonie (zwanie też piwoniami). Tymi pierwszymi nie nacieszyłam się w tym roku, bo przemarzły, ale sezon na peonie właśnie się zaczął! Jeśli więc czyta to jakiś mój ukryty wielbiciel, który chciałby mnie obsypać kwieciem, to niech się nie krępuje. Peonie przyjmę w każdej ilości ;)
Teraz kolej na was. Napiszcie w komentarzach jakie kwiaty lubicie najbardziej. Ciekawa jestem, czy tak jak ja lubicie te wiosenne, czy może raczej późniejsze?
A może też pokusicie się o dopasowanie do swoich mieszkań jakiegoś znaku zodiaku? Chętnie poczytam uzasadnienia :)
Miłego dnia!
Marta
Fajny tekst i piękne zdjęcia. Ja też kocham bez i peonie, ale od konwalii wolę...szafirki ;-)
OdpowiedzUsuńsłoneczniki , tulipany , piwonie
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa :)
OdpowiedzUsuńŚpieszmy się kochać bez, tak szybko odchodzi - boski tekst :D
OdpowiedzUsuńTak właśnie się czuję i przyłączam się do nieskrytej miłości także do piwonii i konwalii.
A konsekwentny eklektyzm w mieszkaniu też ma sens :)
Ten bliźniaczyzm to po prostu eklektyzm i radzisz sobie z tym świetnie. Co prawda styl skandi obrzydł mi po czubek głowy, ale czasem jestem w stanie go znieść (tym bardziej jeśli na tym drugim biegunie ma coś intrygującego do zaofeowania)
OdpowiedzUsuńPrzyjemne, ciepłe wnętrze. Kwiatów w domu nigdy za wiele.
OdpowiedzUsuńdokładnie takie jest moje kwiatowe trio :), choć jeszcze obok bzu dorzuciłabym jaśmin ;)
OdpowiedzUsuńa zimowym czasem frezje i tulipany ;)
piękne cztery kąty :)
Ja wprost kocham bez ;D
OdpowiedzUsuńBardzo ładne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńJa kocham hortensje i eustomę. Od niedawna polubiłam peonie i goździki. Ogólnie lubię chyba wszystkie ale te wymienione to moi faworycie
OdpowiedzUsuńWitaj, ja też mam kilka starych mebli, których nie chce wyrzucać. Myślałam o tym czy by ich po prostu nie odnowić. Z jednej strony współgrałyby z całością wnętrza, z drugiej zaś na pewno straciłyby swój urok. Sama nie wiem
OdpowiedzUsuńZa tym elementem maja tęskno mi najbardziej - za zapachem bzu unoszącego się zarówno w domu, jak i na ulicach. :(
OdpowiedzUsuńDokładnie, mam identyczne odczucia...
Usuń