Pandemia nieco przystopowała moje zwykle liczne, bliższe i dalsze podróże. W zeszłym roku linie lotnicze odwołały nam zaplanowane loty, a co za tym idzie - m.in. bardzo wyczekiwany rejs wokół Sardynii. Ale co się odwlecze... W tym roku udało mi się żeglować dwa razy po włoskich wodach. Była Sardynia, była Wenecja, był Neapol i wyspy Zatoki Neapolitańskiej, było Wybrzeże Amalfijskie. Były upały, były burze, był sztormowy, lodowaty wiatr. Były piękne widoki, wspaniałe włoskie lody, kawa, pizza i owoce morza. Były kąpiele w lazurowej wodzie, noce pod rozgwieżdżonym niebem i obłędna architektura. Było dużo i intensywnie, ale dzięki temu uzbierało mi się sporo wspaniałych wspomnień i zdjęć, którymi chciałabym się z wami podzielić i zachęcić do odwiedzenia niektórych miejsc.
Na początek, pewnie ku zaskoczeniu niektórych, wybrałam miejscówkę najmniej znaną. Malutka wyspa Procida, której zdjęcia zdobią okładki wielu przewodników po południowych Włoszech, wcale nie jest tłumnie oblegana przez turystów (mimo że można na nią dopłynąć promem lub wodolotem z Neapolu w zaledwie 40 minut). I to jest jej wielka zaleta, ponieważ dzięki temu czas trochę się tu zatrzymał. Jeśli lubicie leniwe włoskie miasteczka, kolorowe rybackie porty, wąskie uliczki i pachnące pranie suszące się nad głowami - to miejsce jest dla was. A jeśli lubicie filmy "Utalentowany Pan Ripley", "Listonosz" (Il Postino) lub podobał wam się serial na Netflix "Generazione 56K" albo książka Penelope Green "Na północ od Capri", to tym bardziej zachęcam, bo to właśnie tu rozgrywa się większość akcji :)