Siedzę sobie na kanapie. Pije kawę. Patrzę na to nasze mieszkanie, które lubię i w którym dobrze się czuję, i myślę: "ciasne, ale własne". I wtedy mój wzrok pada na stertę listów z banku z informacją o kolejnych ratach kredytu, które dostajemy co miesiąc. Szukam więc w głowie innego powiedzenia i dochodzę do wniosku, że stwierdzenie, że "czuję miętę" do naszego mieszkania byłoby całkiem na miejscu, gdyby nie fakt, że w domu nie ma nic miętowego, a ja nie jestem fanką ziołowych herbatek. Jest za to ściana w kolorze butelkowej zieleni. Przypadek? Nie sądzę ;) Ale nie znam chyba żadnego powiedzenia wyrażającego sympatię za pomocą porównania do mocniejszych trunków.
Pozostaje mi więc jedynie stwierdzić, że "jest między nami chemia". Dziwna to myśl, jak na kogoś, kto miał kiepskie stopnie z tego przedmiotu, ale nauczyłam się na nim co to jest reakcja łańcuchowa. I z całą stanowczością mogę stwierdzić, że podczas urządzania mieszkania zostałam takim ekspertem w tym temacie, że mogliby mnie zatrudnić w jakimś centrum badań jądrowych. U nas jedna mała zmiana inicjuje całą serię kolejnych. A wszystko dlatego, że nieustannie próbuję w jakiś sensowny sposób pomieścić nasz dobytek.

Już jakiś czas temu doszliśmy do tego,
że to mieszkanie jest dla nas za małe. Wszystko przez nasze różne pasje. Nie umiemy żyć bez książek i choć część oddajemy, to i tak jest ich coraz więcej. Przyrasta ilość sprzętu turystycznego, fotograficznego i niezbędnego do uprawiania różnych sportów. Rozwój osobisty i zawodowy jest przyczyną gromadzenia kolejnych papierów, a zamiłowanie do majsterkowania skutkuje kolekcjonowaniem niezbędnych narzędzi. Zdecydowane przydałby się jeszcze jeden pokój. A jakby się tak mocniej rozmarzyć to i garaż, w którym oprócz samochodu dałoby się upchnąć
kilka rowerów i kajak górski.
Póki co marzenia pozostają marzeniami, a ja postanowiłam po prostu kupić nowe szafki i wcisnąć je do najmniejszego pokoju, czyli 12-sto metrowej sypialni, na dotychczasowe miejsce regału. A regał powędrował do salonu w miejsce lampy. A lampa do jadalni... teraz już rozumiecie o co chodzi z tą reakcją łańcuchową?