piątek, 30 stycznia 2015

Ale to już było - Sposób na karnawałowe wnętrze

Mijają cztery lata odkąd kupiliśmy nasze obecne mieszkanie. Od tego czasu nieustannie się urządzamy, a ja dokumentuję wszystko i opisuję w tym miejscu. Niedługo będą czwarte urodziny bloga, a ja zacznę piąty rok dzielenia się z Wami wnętrzarskimi inspiracjami i pomysłami. Czuję się jak blogowa emerytka :))) Jeszcze moment i zacznę pisać "a za moich czasów...". No dobra, żartuję, nie będzie tak strasznie. Postanowiłam jednak, że zamiast botoxu zaserwuję kurację odmładzającą w postaci cofania się w czasie i serii postów Ale to już było. Chciałabym podzielić się z Wami artykułami, które dawno temu pisałam dla portalu Zwierciadło.pl, a które nigdy się tutaj nie pojawiły. Co powiecie, na jeden odgrzewany kotlet w miesiącu? Przełkniecie, czy będzie niestrawne?
No to zaryzykujmy.


-----

Karnawał trwa w najlepsze. Wykorzystaj ten czas szalonych zabaw, przebieranek i błyszczących gadżetów. Zaaranżuj odpowiednio wnętrze i zaproś znajomych na domówkę.

Nie przejmuj się jeśli twoje mieszkanie nie ma ogromnego metrażu. Przestrzeń zawsze można wyczarować. Oto kilka sprawdzonych sposobów na zorganizowanie imprezy, którą wszyscy będą długo pamiętać.

Przede wszystkim nie pozwól, żeby goście siedzieli cały wieczór za stołem. Poczuj się jak Pudzian i na początek poprzesuwaj meble. Wygospodaruj przestrzeń do tańczenia. Wyznacz parkiet na przykład rozkładając dywan. Możesz też na salę taneczną przeznaczyć jeden z pokoi. Wystaw z niego zbędne meble i wrażliwe bibeloty, tak żeby nic nie ograniczało swobody ruchu.

Pomyśl również o kąciku do wypoczynku, w którym osoby zmęczone szaleństwami na parkiecie będą mogły przysiąść, aby odpocząć i porozmawiać. Możesz ustawić tu fotele i krzesła, albo po prostu rozłożyć na podłodze miękkie poduchy. W tym miejscu muzyka powinna być nieco cichsza, żeby następnego dnia po imprezie, oprócz zakwasów w mięśniach od tańców, goście nie mieli zdartych gardeł od krzyków.

Obowiązkowo zadbaj o miejsce, gdzie będzie można coś przekąsić. W przypadku domówki doskonale sprawdzi się szwedzki stół, na którym ustawisz wszystkie smakołyki. Zastanów się też nad zorganizowaniem mini barku. Wystarczy do tego niewielki stolik lub szafeczka.

Pamiętaj, że wygospodarowanie przestrzeni, to dopiero połowa sukcesu. Trzeba ją jeszcze odpowiednio udekorować. W karnawale obowiązkowe są serpentyny, balony i wszystko co błyszczy. Dobrym pomysłem jest wybranie motywu przewodniego wieczoru i klimatycznych dodatków. Kiedy urządzasz imprezę z muzyką z lat 80-tych, zorganizuj kulę disco. Wolisz coś bardziej tajemniczego? Pomyśl o weneckich maskach i confetti. Pióra są obowiązkowe jeśli chcesz zaszaleć w stylu lat 20-tych. W każdym przypadku ważne jest także odpowiednio dobrane oświetlenie i dekoracja stołu. Obrus, naczynia, serwetki – potraktuj je jak element karnawałowej scenografii.

A gdy już wszystko będzie gotowe, dzwoń po sprawdzonych znajomych. Bez nich żadna domówka się nie uda. W końcu odpowiedni goście, to najważniejszy element każdej imprezy – nie tylko tej karnawałowej.
-----



wszystkie zdjęcia via Pinterest

Artykuł znajdziecie również tutaj.

Przypominam, że nie ma mnie (wciąż mam nadzieję, że chwilowo) na facebooku i zapraszam do komentowania na blogu oraz kontaktowania się ze mną za pomocą maili.

Miłego dnia!
Marta

wtorek, 27 stycznia 2015

Tańcowała igła z nitką

Na początku mam małe, niezbyt miłe ogłoszenie parafialne. Niestety muszę (mam nadzieję, że chwilowo) zawiesić działanie blogowego fanpejdża. Dziś po raz kolejny w ciągu ostatnich dwóch tygodni facebook postanowił podważyć, że ja to ja i zażądał przesłania skanu dokumentu tożsamości. Jak się domyślacie, nie mam najmniejszego zamiaru dzielić się z Markiem i jego ferajną moim aktem urodzenia, dowodem osobistym, ani nawet dyplomem z przedszkola. W związku z tym zarówno profil prywatny jak i fanpejdż mam zablokowane :( Fuck you facebook!
Na szczęście póki co wielki brat nie zablokował mi jeszcze możliwości korzystania ze skrzynki mailowej, Pinteresta i Instragramu, dlatego serdecznie Was zapraszam do pisania maili oraz regularnego zaglądania tutaj i tutaj.


Ale chciałam też dzisiaj napisać o czymś miłym. A właściwie o kimś zdolnym. Mam nadzieję, że choć część z Was zna pracownię Dom artystyczny. Jej właścicielka - Renata jest mistrzynią w szyciu patchworków i quiltów. Ma też wspaniałe pomysły na inne wykorzystanie tkanin i dzięki temu zyskałam materiałową wersję popularnych od jakiegoś czasu toreb papierowych. Mój materiałowy wór nie dość, że jest znacznie trwalszy, to na dodatek jest dwustronny :) 



Renata prowadzi też bloga. Zajrzyjcie tutaj i zobaczcie jakie cuda potrafi uszyć i jake piękne robi zdjęcia.

Ja niestety karierę krawcowej zakończyłam zanim się na dobre rozkręciła, czyli w podstawówce (kiedy to lekcji szycia na singerze udzielała mi babcia). Ale na szczęście z maszyną całkiem nieźle radzi sobie Adam. I tak oto po raz kolejny został bohaterem w swoim domu. Przy okazji tuningowania swojego plecaka oraz szycia worków na liny wspinaczkowe i całą resztę żelastwa, które zabiera w góry, uszył mi wąsatą poduszkę :) Myślę, że to niezbyt wygórowana cena za tolerowanie przeze mnie bajzlu jaki przy okazji tego szyciowego szaleństwa panował przez tydzień w naszym salonie.





Trzymajcie kciuki, żebym odzyskała możliwość prowadzenia fanpejdża. Na pewno nie zrobię tego za cenę swojej prywatności, ale może uda się znaleźć jakieś rozwiązanie. Oczywiście zapraszam Was, żebyście przenieśli się z komentowaniem tutaj, na bloga :)

Miłego dnia!
Marta

niedziela, 25 stycznia 2015

Drzwi nr 3

Kiedy odwiedzam inne miasta lubię zejść z typowo turystycznych ścieżek. Spaceruję bocznymi uliczkami. Zaglądam na klatki schodowe i podwórka. Wchodzę w opuszczone, ślepe zaułki. 
Dzisiejsze zdjęcie to efekt takiego właśnie "błąkania się" po Gdańsku. Niesamowicie wyglądają te kute drzwi w połączeniu z zamurowanym, gotyckim portalem, na dodatek zakratowanym. I jeszcze gołąb dla dopełnienia obrazu. Wszystko jak z jakiejś starej baśni.

Gdańsk / Polska


Więcej o cyklu przeczytacie tutaj.

Miłego dnia!
Marta

piątek, 23 stycznia 2015

Marzy mi się... kanapa

Jak na pewno zdążyliście się zorientować, mieszkanie urządzamy trochę na raty. Po części dlatego, że pomysły muszą w nas dojrzeć. A po części dlatego, że aby je zrealizować, trzeba najpierw uzbierać kasę. I tak na przykład od kilku lat na wymianę czekają meble wypoczynkowe. Niby jest na czym siedzieć, ale... 
Gdybym miała na naszą kanapę spojrzeć jak na kobietę, to powiedziałabym, że jest już w wieku mocno dojrzałym i widać, że jest zmęczona życiem :) Obawiam się, że gruba warstwa makijażu (w postaci narzuty) nie jest w stanie ukryć jej niedoskonałości. Figura nie taka jak być powinna. To samo z kolorem "cery". Zdecydowanie nadszedł czas, żeby wysłać ją na jakieś dłuższe wczasy i wymienić na nowszy model.
Od pewnego czasu próbujemy znaleźć kanapę, która będzie nam się podobała i będzie w osiągalnej dla nas cenie. Niestety, chyba jeszcze takiej nie wyprodukowano ;)
Założenia są takie:
- musi być 3-osobowa
- musi mieć wysokie oparcie
- fajnie gdyby się rozkładała, ale powoli odpuszczam ten warunek
To co do tej pory widziałam w sklepach niestety najczęściej nie spełnia naszych założeń. Głównie ze względu na wysokość oparcia. Taka teraz moda, że kanapy kończą się (jak dla nas - wielkoludów) w połowie pleców. Dodatkowo obicia są raczej koszmarne. A jak już jest jako tako, to cena zwala z nóg :( No cóż, ktoś inny wygrał ostatnio kumulację w totka więc na nową kanapę będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. Ale...

Nie poddaję się i nie ustaję w poszukiwaniach. Przeczesuję otchłanie internetu i wynajduję coraz to nowe cudeńka (czemu ich nie ma w sklepach???). Na początku szukałam kanapy o prostej, uniwersalnej formie. Takiej, która za 10 lat nadal będzie modna. Ale im dłużej szukałam, tym częściej trafiałam na kanapy pikowane. I znalazłam coś, co bez zastanowienia wstawiłabym do salonu. 
Oto ona - sofa Mustangen



Niestety w Polsce na razie nikt jej chyba nie sprzedaje. Chociaż może to lepiej, bo 4 tysiące euro to zdecydowanie nie nasza półka cenowa. Podoba mi się, że kształty ma trochę retro, ale bez przesady. I fajne są te drewniane nóżki. A co Wy o niej myślicie?

Ale to nie koniec moich odkryć. Przeglądając zdjęcia sof z wysokimi oparciami trafiłam na Polę i na jej producenta - polską firmę SITS. Znacie? Ja nie znałam. Co za niedopatrzenie!!! Sits produkuje różnego rodzaju kanapy i fotele. Mają świetny design i ogromny wybór materiałów. Moim zdaniem jest to naprawdę światowy poziom. Zresztą sami zobaczcie.









To tylko ułamek kolekcji. Zajrzyjcie na ich stronę - tam jest tego dobra o wiele więcej. 
Cieszę się, że mamy w Polsce producentów takich fajnych mebli. Po tej mizerii, którą widziałam w sklepach byłam załamana, ale powoli odzyskuję wiarę w zdolnych rodaków. I nie, nie jest to post sponsorowany (chociaż szkoda, bo na pewno, któraś z sof w ramach barteru doskonale zadomowiłaby się w moim salonie). Po prostu uważam, że takie firmy trzeba promować :) Zresztą znacie mnie, nie robię tego po raz pierwszy.

Ciekawa jestem, która kanapa najbardziej Wam się podoba? Ja mam problem, żeby się zdecydować na jedną ;)

Errata: Okazało się, że nieświadomie wprowadziłam Was trochę w błąd. Firma Sits to połączenie szwedzkiego designu i polskiej produkcji. Jak widać na załączonych obrazkach jest to doskonały mariaż ;)

Miłego dnia!
Marta

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Blue monday

Niezawodni amerykańscy naukowcy obliczyli, że dzisiaj jest najbardziej depresyjny dzień roku. Na szczęście mnie to nie dotyczy. Kredytów na święta nie brałam więc nie muszę nic spłacać (ten za mieszkanie się nie liczy, przyzwyczaiłam się do niego jak do syjamskiej siostry). Postanowień noworocznych nie robiłam więc się nie zawiodłam ich niedotrzymaniem. Zima jaka jest każdy widzi więc pogoda też nie przygnębia jakoś bardzo. Urlop coraz bliżej... no ogólnie nie jest źle. 
Ale gdyby ten dzień nie był dla Was szczególnie miły, to pomyślcie, że zaraz się skończy. A na osłodę proponuję zdjęcia wnętrz, w których kolor niebieski w różnych odcieniach jest tematem przewodnim.









Niebieski to mój ulubiony kolor (na równi z bielą i szarością) jeszcze od czasów podstawówki. W moim mieszkaniu można znaleźć sporo niebieskich akcentów: narzuta na kanapie, krzesło przy biurku, szafa w jadalni, gałki w kuchennych szafkach, stare szklane gąsiory, kuchenne miseczki, itd. - uzbierało się tego trochę. 
A Wy lubicie ten kolor? Macie jakieś ulubione odcienie?

Miłego dnia!
Marta

niedziela, 18 stycznia 2015

Drzwi nr 2

Te drzwi mają kilkaset lat. Zachwyciły mnie misterne rzeźbienia i ciekawy kolor. Jeśli wzór na wysokości klamek kojarzy wam się z prostymi zdobieniami Wikingów, to dobry trop ;) Choć same drzwi powstały później, to można dostrzec wpływ skandynawskich wojowników na tradycyjne wzornictwo.

Aarhus / Dania


Więcej o cyklu przeczytacie tutaj.

Miłego dnia!
Marta

piątek, 16 stycznia 2015

Przykleił się do mnie plaster miodu :)

Z matmy i z chemii zawsze byłam beznadziejna, ale odkąd motyw plastra miodu wdarł się przebojem do świata designu, doskonale wiem, co to są heksagony :) Przyznaję, że nie pozostaję obojętna wobec mody na ten kształt. Gdybym teraz urządzała łazienkę lub kuchnię to możliwe, że zdecydowałabym się na takie kafle. Ale ponieważ remontu generalnego póki co nie planuję, muszę zadowolić się innymi drobiazgami.

Jakiś czas temu dostałam w prezencie urodzinowym drewniane podkładki made by Al z Czary z drewna. Jak to miło mieć przyjaciół, którzy domyślają się co człowieka ucieszy :))) A wczoraj kupiłam sobie jeszcze miseczki, które nie tylko mają kształt heksagonów, ale jeszcze wyglądają jak origami. Dwie zalety w jednym. Kupiłam je z zamiarem wykorzystania jako doniczki, ale z przesadzaniem kwiatków jeszcze chyba chwilę poczekam. Chociaż pogoda była dziś u mnie taka piękna, jakby to już szła wiosna.





Jakie są podkładki - każdy widzi. Nie wiem jak Al to zrobiła, ale są aksamitne w dotyku. Dla takiego drewna zawsze znajdzie się miejsce u mnie w domu. Natomiast miski mają ciekawy kolor - coś między turkusem i miętą. Marzą mi się jeszcze takie białe, ale chyba nie ma w kolekcji :( Żeby uprzedzić pytania informuję, że miseczki można kupić w Tigerze. 

No i jak Wam się podoba moda na heksagony? Dajecie się uwieść, czy pozostajecie obojętni?

Jeszcze sporo różnych nowych drobiazgów i prezentów mam do pokazania, ale ciągle jest za ciemno na robienie zdjęć. Może jutro się uda. Ja wiem, że jest dopiero połowa stycznia, ale niech ta wiosna już przychodzi na dobre!

Miłego dnia
Marta

środa, 14 stycznia 2015

Czerwone dachy, czyli bzików ciąg dalszy

Cieszę się, że pomysł na nowy cykl spotkał się z Waszą aprobatą. Przy okazji okazało się, że nie tylko ja jestem ześwirowana na punkcie fotografowania drzwi, klamek, kłódek, dachówek, itp. Jak się okazuje możemy założyć całkiem spory klub ;)

A wiecie, gdzie widziałam największe zagęszczenie wspaniałych dachów ze starych, czerwonych dachówek na metr kwadratowy? Oczywiście w Chorwacji. Większość miasteczek nad Adriatykiem ma takie dachy domów. Próżno szukać tam wściekle niebieskiej lub seledynowej blachy! A najbardziej czerwono jest chyba w Dubrowniku. 
Jak na pewno pamiętacie miasto bardzo ucierpiało podczas wielomiesięcznych ostrzałów w trakcie wojny na Bałkanach. Zniszczone zostało prawie 90% dachów na zjawiskowym, zabytkowym starym mieście. Na szczęście starówka została wspaniale odbudowana (choć tu i tam do dziś widać ślady zniszczeń i dziury po nieodbudowanych domach) i dziś zachwyca naturalnym kamieniem i czerwonymi dachówkami. Najstarsza część miasta jest otoczona ogromnym murem obronnym, po którym można spacerować i podziwiać wszystko z góry. A pozostała część miasta stoi na zboczu stromego wzgórza, z którego rozciąga się wspaniały widok na "dachówkową" panoramę. W moim obiektywie wygląda o tak:











Kiedyś pokażę tu więcej zdjęć z Dubrownika, bo nie tylko kolor dachów zachwyca, ale również architektura. A jeśli jeszcze macie niedosyt czerwonej dachówki, to wpadajcie na blogowy funpage. Będę tam wrzucać w tym tygodniu fotki dachów m.in. z Trogiru i Szybenika. 

Miłego dnia!
Marta

niedziela, 11 stycznia 2015

Białe wnętrza vs. biel za oknem

Dziwna ta tegoroczna zima. Znowu zrobiło się ciepło (co mi akurat bardzo odpowiada), ale ten huraganowy wiatr mógłby się już skończyć. Po odrobinie śniegu, który spadł w Święta wszelki słuch dawno zaginął. Mnie to za bardzo nie martwi, bo uważam, że śnieg jest fajny i piękny tylko w górach, albo w lesie. W mieście już po chwili wygląda paskudnie. Ale wiem, że cześć z Was marzy o białej zimie. No cóż, skoro nie ma śniegu, to może na osłodę tego ponurego i wietrznego weekendu chcecie pooglądać ze mną białe wnętrza?







zdjęcia via Pinterest

Taki totalnie biały wystrój pasuje mi do zimy. Podoba mi się, gdy różne elementy wnętrza są w tym samym kolorze, ale mają różne faktury. Jest wtedy prosto, spokojnie, ale wbrew pozorom wcale nie nudno i chłodno. W lecie na pewno byłabym spragniona kolorów, ale z własnego doświadczenia wiem, że biel jest fajną bazą. Wystarczy dodać do niej kolorowe tekstylia, bukiety kwiatów, wzorzystą ceramikę i gotowe. To niesamowite jak bardzo dodatki potrafią odmienić charakter wnętrza.

A Wy co wolicie? Białe wnętrza, czy biel za oknem?

Miłego dnia!
Marta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...