piątek, 29 grudnia 2017

Święta last minute

Co roku w listopadzie przebiega mi przez głowę taka dziwna myśl, żeby może wzorem innych blogerek zabrać się już za ubieranie choinki, świąteczne dekorowanie mieszkania i inspirowanie czytelników bloga. A potem  uznaję, że ta myśl jest nie tylko dziwna, ale zupełnie dla mnie niewykonalna. Prawda jest taka, że w listopadzie myślę bardziej o tym jak nie popaść w depresję z powodu pogody i kolejnych urodzin? Albo jak zorganizować tradycyjne, coroczne spotkanie na 11-go w gronie najbliższych przyjaciół, które to grono z powodu pojawiających się na świecie dzieciaków zdążyło się rozrosnąć do ok. 30 osób. Albo jak zaplanować w pracy działania i realistyczny budżet na cały kolejny rok mając do dyspozycji szklaną kulę i fusy po kawie zamiast twardych danych? No sami rozumiecie, że choinka i last christmasy są dla mnie wtedy odległe co najmniej jak sonda kosmiczna Voyager. 


A potem przychodzi grudzień i przypomina mi się, że święta jednak tuż tuż. I że trzeba kupić prawie 40 prezentów, bo rodziny duże. I że właściwie czas zajrzeć do wiklinowego kosza w sypialni i przypomnieć sobie jakie mam ozdoby świąteczne. I że już się nie da ignorować tych last christmasów grających w każdej stacji radiowej i każdym sklepie. I że kolejna świeczka w świeczniku adwentowym się pali. I po raz kolejny dopada mnie myśl, że taka ze mnie blogerka, jak z koziej... (wiadomo co dalej), bo choinki jak nie było, tak nie ma. Dekoracji mieszkania nie ma. I nawet pierniczków brak. 

sobota, 23 grudnia 2017

Wesołych Świąt

Święta tuż tuż. Zakupy zrobione, dom posprzątany, pierogi ulepione... można cieszyć się miłym wieczorem przy choince z kubkiem herbaty z miodem i imbirem. W tle grają kolędy i pastorałki, migają płomienie świec, a po domu roznosi się zapach pierniczków (i płynu do mycia podłóg - bądźmy szczerzy). To chyba dobry moment na złożenie świątecznych życzeń :)

Życzę Wam żeby ten nadchodzący, błogosławiony czas przyniósł wam dużo radości i nadziei. 
Żebyście spędzili go w gronie bliskich, życzliwych ludzi. 
Żeby było pięknie, smacznie, zdrowo i relaksująco.


A jeśli tak jak ja już odpoczywacie i jecie pierniczki, to zerknijcie jeszcze na kilka słodkich kadrów :)

niedziela, 3 grudnia 2017

Jesienne Bieszczady

Zima za pasem. Na moim instagramie pojawił się już świecznik adwentowy i zaraz zasypię was świątecznymi dekoracjami. Ale przypomniało mi się, że prawie dwa miesiące temu przygotowałam dla was fotki z jesiennego wyjazdu w Bieszczady i zapomniałam ich pokazać. Wybaczcie, dawno nie miałam tak szalonego czasu w życiu, jak tej jesieni i zdaje się, że przestałam ogarniać ;)


Bez zbędnego gadania, szybkim rzutem na taśmę, zapraszam na spacer po bieszczadzkich połoninach. W ciągu trzech dni wędrowania zaliczyłam pierwszą w tym roku śnieżycę, błoto po kolana, odmrożenie rąk i takie tam. Ale było też trochę słońca, kolorowych jesiennych liści i obłędnych widoków.

czwartek, 2 listopada 2017

Stara Rauma - fińska odyseja, część 2

Sformułowanie "odyseja" zobowiązuje, dlatego dziś zapraszam na kolejny wpis na temat fińskiej architektury mieszkaniowej. Tę współczesną mieliście okazję poznać w poprzednim odcinku, a dziś chciałam wam pokazać skąd to wszystko się wzięło. O tak, tradycja to w fińskim budownictwie zdecydowanie coś więcej niż „ładne imię dla dziewczynki”.


Drewniane domy, różnokolorowe elewacje, białe obramowania okien – tak tu się budowało, buduje i zapewne będzie budować. Nudno? O nie!

wtorek, 10 października 2017

Jak oni mieszkają? - fińska odyseja, część 1

Tak dawno nic tu nie pisałam, że gdy przed chwilą próbowałam zalogować się na blogu, wujek Google postanowił się trzy razy upewnić, że ja to ja, a nie jakiś pryszczaty nastolatek, próbujący zhakować to jakże znane w blogosferze miejsce ;)
Na szczęście przeszłam pomyślnie weryfikację i oto jestem.

Mam dla was w zanadrzu kilka zaległych wpisów związanych z naszą wakacyjną wyprawą przez Litwę, Łotwę, Estonię, aż do Finlandii. O samej wyprawie innym razem, bo wpis musiałby to być długi, a ja trochę wyszłam z wprawy. Dziś, w ramach rozgrzewki i przypominania sobie jak to jest pisać bloga, chciałabym pokazać wam jak mieszkają Finowie. A właściwie jak się obecnie buduje w Finlandii.


Finlandia to taki ciekawy kraj, w którym ludzie szanują przyrodę i siebie nawzajem. Cenią sobie swoją prywatność, ale jednocześnie wspólnie ustalają jak ma wyglądać przestrzeń, która ich otacza. Żyją w zgodzie z naturą i starają się, żeby ich domy nie naruszały ładu przestrzennego. Nie znajdziecie tu grodzonych osiedli, elewacji we wszystkich kolorach tęczy, betonowych płotów, kolumienek, pistacjowej blachy falistej, łabędzi z opon, ani lwów siedzących na bramie. Jeśli lubicie takie klimaty to sorry, ale musicie poszukać innego kierunku wakacyjnych wojaży, bo Finlandia nie dostarczy wam tego rodzaju wrażeń estetycznych. Nie ma tu również krzykliwych szyldów, a podczas podróży przez kilkaset kilometrów udało nam się zobaczyć dwa bilbordy. Tak DWA, dobrze przeczytaliście.

niedziela, 20 sierpnia 2017

Garden party pod gruszą, czyli indian summer w natarciu.

Ciacho, boho i Staracho... tak można by streścić dzisiejszy wpis.  A teraz rozwinięcie:

Staracho - bo akcja ma miejsce w Starachowicach, w rodzinnym domu Izy. Część z was na pewno pamięta,  jak opisywałam to polskie Santorini w cyklu zeszłorocznych letnich postów (tu, tu, tu i tu). Tym razem spędziliśmy tu z Adamem kilka ostatnich dni naszego intensywnego urlopu.  Był to cudowny, wesoły, relaksujący czas. Nie mogło być inaczej, bo spędziliśmy go w towarzystwie Oli, Ani i Lu oraz ich rodzin.


Iza ma wielkie serducho i niebywałą cierpliwość do naszej bandy, bo zaprosiła nas już po raz kolejny. Wszyscy przeżyli, panowie się polubili, dzieciaki szalały jak zwykle, a my miałyśmy wreszcie czas na to, co lubimy najbardziej (czyli hektolitry kawy, bujanie w hamakach, plażowanie, robienie zdjęć i objadanie się pysznościami). Nie odmówiłyśmy sobie również małego szaleństwa dekoratorskiego i korzystając z dobrej pogody postanowiłyśmy urządzić kolację pod gruszą.

czwartek, 27 lipca 2017

Jest moc! - czyli butelkowa zieleń na ścianie w sypialni

Efekty spotkań z przyjaciółkami-blogerkami są zawsze takie same... zmiany, zmiany, zmiany. Zanim człowiek dotrze z powrotem do domu, już układa w głowie plan. Próbuje przypomnieć sobie, gdzie jest ta puszka z farbą, którą pół roku wcześniej skitrał głęboko. Zastanawia się, czy trzeba dokupić jakieś pędzle. I przegląda w telefonie resztki letnich wyprzedaży w sklepach z dodatkami do domu. 
Jeśli tak nie macie, to pewnie tylko dlatego, że wasze koleżanki nie są blogerkami wnętrzarskimi.

Lipcowe spotkanie w gronie tych kreatywnych babek (kto śledzi mój instagram, wie o co chodzi) było kopem motywacyjnym do metamorfozy sypialni. Całkiem okazałym kopem, bo nie ograniczyłam się do wymiany kilku poduszek, ale postanowiłam zaszaleć z kolorem i wreszcie przemalować jedną ze ścian.


Już od dawna planowaliśmy poprawić trochę optycznie proporcje naszej małej, długiej i wąskiej sypialni. Początkowo chcieliśmy położyć tapetę o jakimś wyrazistym wzorze na ścianę obok okna. Wiecie, taką w stylu: wielkie ciemne kwiaty a la Alfons Mucha, stado sów, które obsiadły gałąź o zmroku, albo przegląd najbrzydszych ryb z głębin oceanów.

czwartek, 22 czerwca 2017

Co, gdzie, jak - czyli przepis na przytulny dom

"Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej". Zaczyna się sezon urlopów i wakacyjnych wyjazdów i częstotliwość pojawiania się tego zdania w naszych ustach z pewnością drastycznie wzrośnie. Ale co właściwie sprawia, że dobrze czujemy się w naszych wnętrzach - oczywiście poza bezkarnym rozrzucaniem skarpetek i zostawianiem brudnych kubków gdzie popadnie ;) Jak to jest, że niektóre mieszkania wydają nam się przytulne, a z innych chcemy uciekać? Jak zaaranżować przestrzeń, żeby nadawała się do życia, a nie do jednorazowej sesji zdjęciowej z minimalistycznego katalogu?

Ha, a żebym to ja wiedziała :)))
Prawda jest taka, że każdy ma trochę inne upodobania i w innych wnętrzach czuje się swobodnie. Lubię kiedy mieszkania zdradzają charakter ich właścicieli. Gdy przedmioty, którymi się otaczają, mówią coś o ich hobby i stylu życia. Ale gdzie gromadzić te przedmioty? Jak je eksponować? Jak sprawić, żeby stanowiły element dekoracyjny, a nie zwykłą zbieraninę rupieci? 

No tutaj, to ja już mam co nieco do powiedzenia. Ponieważ mam słabość do różnych gratów, to sztukę upychania ich po kątach opanowałam do perfekcji. Dziś podzielę się z wami moim przepisem na przytulne wnętrze. Poniżej szczęśliwa siódemka, czyli lista miejsc, które możecie wykorzystać do stworzenia niepowtarzalnego klimatu waszego mieszkania.

1. REGAŁ NA KSIĄŻKI
Być może uznacie, że to nie jest żaden element dekoracyjny, ale dla mnie to właśnie książki są na pierwszym miejscu listy gratów do upchnięcia. Jak również na pierwszym miejscu decydującym o tym, czy dobrze się czuję w jakimś wnętrzu. Jakoś tak się składa, że domy w których są książki wydają mi się o wiele przytulniejsze niż domy, w których trudno je dostrzec, ale za to jeszcze trudniej omijać wzrokiem wielki telewizor zajmujący pół ściany. U mnie na regale poza książkami stoją jeszcze dekoracje, które dają mu leki oddech.

Jeśli w tym miejscu nie wyświetla Ci się napis "czytaj więcej", to koniecznie kliknij w tytuł wpisu.

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Mieszkaniowy zodiak jako objaw otumanienia zapachem bzu

Gdyby wnętrza miały znaki zodiaku, to nasz salon zdecydowanie zasługiwałby na patronat Bliźniąt. Wszystko dlatego, że ma dwa zupełnie różne oblicza. 
Z jednej strony przedwojenne meble, a z drugiej białe, proste sprzęty - typowe dla współczesnego stylu skandynawskiego. 
Z jednej drewniana szafa, a z drugiej plastikowe krzesło projektu Eames'ów na metalowych nogach.
Z jednej stare, szklane syfony - pamiątka po pradziadku, a z drugiej minimalistyczny sprzęt grający - pamiątka po jakiejś wypłacie.
Z jednej odnowiony, dostojny fotel, a z drugiej fikuśny, peruwiański hamak.
Mogę tak jeszcze długo, ale lepiej nie brnijmy :) 

bzy
Jeśli w tym miejscu nie wyświetla Ci się napis "czytaj dalej", to koniecznie kliknij w tytuł wpisu.

poniedziałek, 15 maja 2017

Miejska dżungla, czyli wyznania zakupoholiczki

No dobra misie-pysie, czas na lekki rachunek sumienia. Jak tam z waszymi nałogami? I tylko nie mówcie, że żadnych nie macie - nie uwierzę. Ja przyznaję się bez bicia, że nie umiem się obejść bez naparu bogów - kawy mianowicie. Dziennie wypijam hektolitry. Tak, tak, wiem, magnez i te sprawy...

Do tego w końcu ostatnio przyznałam się sama przed sobą do zakupoholizmu. Ale nie takiego jak myślicie. Bo ja nie jestem stereotypową kobietą, która dla poprawy humoru kupuje sobie jakiś ciuch. O nie! Ja nienawidzę kupować szmat. I z butami też nie idzie mi najlepiej. Mój chłop ma więcej butów i ciuchów niż ja. Każda wizyta w sklepie kończy się zakwasami od noszenia stert ubrań do przymierzalni, wściekłością na własną, nietypową figurę i parą skarpetek kupioną na otarcie łez. Żeby się nie okazało, że po trzech godzinach poszukiwań i walki wychodzę ze sklepu z pustymi rękami.
Gdzie ten zakupoholizm, spytacie?

flowers

sobota, 6 maja 2017

Majówkowe spotkanie z dobrym designem w tle

Pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie wyjechaliśmy nigdzie dalej na majówkę. Trochę nie mogliśmy się zdecydować, co do kierunku. Trochę nie miałam głowy, żeby coś ogarnąć. Trochę dlatego, że niektórzy musieli iść w czwartek i piątek do pracy. A trochę, a może nawet głównie dlatego, że prognozy pogody nie brzmiały zachęcająco. Wiatr, deszcz i 7 stopni są zdecydowanie zbyt odległe od mojej comfort zone.
Nie oznacza to jednak, że całą majówkę siedzieliśmy w domu i się nudziliśmy, o nie! Był czas dla rodziny i przyjaciół. Był spacer po lesie. Była wycieczka rowerowa z burzą w tle. Była też imprezka w Kuchni Spotkań IKEA. I to nie byle jaka, bo kinderbal więc sami rozumiecie - wymagający klient ;)


środa, 26 kwietnia 2017

Dobre, bo polskie - czyli co mi wpadło w oko na Targach Rzeczy Ładnych

W ostatni weekend odbyła się w Warszawie wiosenna edycja Targów Rzeczy Ładnych. Słowo wiosenna jest tu co prawda mocno na wyrost, bo pogoda przypominała raczej listopadowe zawieje, ale nie czepiajmy się szczegółów. Kto by się przejmował tym, że pod koniec kwietnia trzeba chodzić w czapce, szaliku i ciepłych gaciach, no kto?

Na targi poszłam mocno wyposzczona, bo przyznaję, że poprzednich kilka edycji z rozmysłem ominęłam. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że w kółko widzę te same stoiska. Że nic nowego się nie pojawia. Dobrze zrobił mi ten odwyk, bo zdążyłam się stęsknić za pięknymi przedmiotami i za rozmowami z ich kreatywnymi twórcami. 
Postanowiłam uzbroić się w dużo cierpliwości (ach te tłumy) i w aparat fotograficzny. Aparat na takich wydarzeniach oficjalnie służy do tego, żeby umieć potem dopasować produkty do nazwy sklepu i odszukać kontakt do wystawców (po nazwach na większości wizytówek często nie sposób się domyślić, co ta firma sprzedawała). A nieoficjalnie zdjęcia stanowią narzędzie wymyślnych tortur - zamęczam nimi Adama wmawiając, że powinniśmy to czy tamto koniecznie kupić, że marzę, że piękne, że doskonale by pasowało do naszego mieszkania... itd. Dobra, dobra - wiem co sobie myślicie. Ale kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem ;) I tak jestem dzielna, bo postanowiłam bez jego wiedzy nie kupować dwóch składanych, kinowych foteli. Uważam, że to mega poświęcenie z mojej strony!

ceramika

sobota, 15 kwietnia 2017

Radosnych Świąt!

Zaczyna się Wielka Noc. Noc wypełniona nadzieją i oczekiwaniem na radosne Alleluja. Życzę Wam aby te Święta niosły radość. Miłość zawsze zwycięża, czy to nie piękne?

Niech to będzie czas spędzony tak jak lubicie. W gronie najbliższych, albo na odludziu w bliskości z naturą. W spokoju, albo w gwarze. Niech będzie smacznie i pogodnie, nawet jeśli za oknem bardziej jesień niż wiosna.


wtorek, 11 kwietnia 2017

Bajka o kopciuszku, który poczuł wiosnę

Za górami, za lasami żyła sobie królewna, która lubiła dobry design, urządzanie wnętrz, fotografię i podróże. Miała dużo wolnego czasu, który chętnie spędzała na regularnym pisaniu na blogu o swoich pasjach... Cholera, znowu pomyliłam bajki :( 
To może inaczej.  

Zła wiedźma zmusiła Kopciuszka, żeby dzień w dzień harował na półtora etatu oddzielając groch od popiołu. Skutecznie wybiła mu z głowy marzenia o wolnym czasie na robienie zdjęć i pisanie bloga. Nie pojawił się żaden książę na białym rumaku, który chciałby uwolnić dziewczynę od tej niewdzięcznej roboty, dorzucając przy okazji w bonusie nowe pantofelki. Trwało to aż do wiosny, kiedy to Kopciuszek uporał się z większością grochu (teraz czas na fasolę) i odzyskał odrobinę prywatnego życia. Co prawda na bosaka, ale za to z nowym aparatem fotograficznym, może znowu podbijać wnętrzarską blogosferę.


sobota, 11 lutego 2017

Kuchnia, słońce i cyborgi

Żyję, ledwo co prawda, bo już drugi tydzień nie mogę uporać się z okropnym zapaleniem zatok i kaszlem, ale żyję. Nie wciągnęła mnie czarna dziura, nie porwało ufo, nie potrąciła kolumna rządowych samochodów. Po prostu masa innych zadań i choroba skutecznie zepchnęły blogowanie na dalszy plan. Mea culpa. Ale żebyście o mnie zupełnie nie zapomnieli, wpadam z kilkoma słonecznymi fotkami z naszej kuchni i jadalni. 

Też tak macie, że jak wychodzi słońce, to od razu robi się radośniej na sercu, życie jakieś fajniejsze, ludzie milsi i ładniej wokół? Ja mam chyba w środku wbudowane panele słoneczne i ładuję swoją energię w promieniach słońca. Może to dlatego zupełnie nie przeszkadzają mi letnie upały, a zimowa szaruga mnie wykańcza? Wydało się - jestem cyborgiem ;)))


niedziela, 22 stycznia 2017

Zima? Nie, dziękuję.

Ale się porobiło. Sześć lat blogowania, a tak długiej przerwy w pisaniu jeszcze chyba nie było. Mogliście sobie ode mnie odpocząć przez trzy tygodnie i wykorzystać ten czas na realizację noworocznych postanowień. To jak? Kto zamiast siedzieć godzinami przed ekranem wyciskał siódme poty na siłowni, czytał książki lub spędzał więcej czasu z rodziną? A może macie jakieś bardziej nietypowe postanowienia?


niedziela, 1 stycznia 2017

Było, minęło - czyli blogowe podsumowanie 2016-go

Dziś Nowy Rok. Wydaje się, że to całkiem niezły moment na szybkie, blogowe podsumowanie 2016-go. Trzeba przyznać, że tematy wnętrzarskie w tym roku zdecydowanie zdominowały moje życie w realu i na blogowanie nie miałam już tyle czasu i sił ile bym sobie życzyła. Ale za to mam wyremontowane mieszkanie, wymienione okna i nowe meble w salonie. Wszystkie zmiany starałam się na bieżąco wam pokazywać, ale jeśli przegapiliście te mniejsze i większe metamorfozy, to zajrzyjcie do zakładki moje wnętrza. Przede mną kolejne wnętrzarskie wyzwania, z którymi nie udało mi się ciągle uporać, czyli wymiana tapety w przedpokoju, urządzenie na nowo kąta biurowego i zagospodarowanie balkonu (tak, znowu). Będzie się działo!

Tradycyjnie dzieliłam się z wami wrażeniami z różnych podróży. Zabrałam was na wirtualną wyprawę do Słowenii, Austrii, Szwajcarii, Słowenii, a także trochę bliżej, czyli do swojskiego Krakowa, Torunia i w Tatry. Liczę na to, że w nadchodzącym roku również będę miała okazję trochę pozwiedzać więc spodziewajcie się kolejnych fotorelacji.

Już drugi rok kontynuowałam cykl wpisów o pięknych drzwiach. W zeszłym tygodniu opublikowałam zdjęcie nr 100! Taka ilość chyba zasługuje na podsumowanie w oddzielnym wpisie, co zrobię już wkrótce. Gdy zaczynałam tę serię nie sądziłam, że będzie się ona cieszyła taką popularnością. Chciałabym w przyszłym roku kontynuować tradycję, ale myślę nad zmianą formuły i publikowaniem zdjęć drzwi trochę rzadziej, bo zdaje mi się, że za bardzo zdominowały blog. 

Mijający rok znowu dał mi wiele okazji do zacieśniania blogerskich znajomości w zupełnie realnym świecie. O niektórych spotkaniach mogliście przeczytać na blogu (m.in. tu, tu i tu), o innych co wprawniejsze oko mogło dowiedzieć się z instagrama, a o jeszcze innych nigdzie nie pisałam. Dziewczyny, dziękuję wam za to, że jesteście, za wsparcie, za poczucie humoru, za dobre rady, za obecność w lepszych i gorszych chwilach, za setki przegadanych godzin. Wasza przyjaźń to najwspanialsza wartość dodana do całego tego blogowania.

Ten wpis to doskonały moment, żeby podziękować również Wam - moim czytelnikom - za to, że tu zaglądacie, że zostawiacie po sobie ślad w postaci komentarzy, że piszecie do mnie maile, że jesteście obecni na portalach społecznościowych. To dodaje mi motywacji do przygotowywanie kolejnych wpisów. Dzięki Wam ten blog za chwilę będzie obchodził szóste urodziny! Mam nadzieję, że w 2017 roku równie chętnie będziecie zaglądali na Foto st(w)ory.

Ale zanim przyjdzie nowe, zapraszam na krótki przegląd tego, co za nami. Było tak:


styczeń 2016


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...