sobota, 29 czerwca 2013

Nurkowanie bez wody ;)

Stało się. Nie sądziłam, że to kiedyś nastąpi, ale jednak się stało... Zostałam nurkiem śmietnikowym. 
Ale po kolei. 
Jak wiadomo, w naszej mlekiem i miodem płynącej krainie szczęśliwości wszelakiej, ktoś postanowił zrobić śmieciową rewolucję. Nasza spółdzielnia, zatroskana o przyszłe dobro mieszkańców (którzy w większości mentalnie żyją jeszcze niestety w Austro-węgrzech i nie ogarniają tak skomplikowanych czynności jak  sprzątanie po swoich psach lub segregacja śmieci) postanowiła namówić ich do wielkiego sprzątania w imię mniejszych wydatków za wywóz śmieci w przyszłości i zrobiła osiedlową akcję wywozu gabarytów. Ruszyli więc sąsiedzi do piwnic i szybciutko zapełnili ustawione w ilościach hurtowych kontenery. 
Reszty historii łatwo się domyślić. Niechcący zajrzałam do pojemnika ustawionego pod naszym blokiem. A jak zajrzałam, to wyłowiłam gąsior na wino. A potem drugi. A potem zajrzałam do kilku kolejnych kontenerów pod innymi blokami :) A potem było mi już trochę wstyd i kilka kolejnych odpuściłam, czego - przyznaję - żałuję ;)


 Gąsiory zamieszkały sobie póki co w sypialni. Dołączyła do nich grafika z hasłem love is spoken here i piękny storczyk, którego wczoraj dostałam. Postanowiłam uwiecznić go na zdjęciu, ponieważ mam wątpliwy dar uśmiercania tych kwiatów i sądzę, że wkrótce będzie to po nim jedyny ślad.
Na półce możecie też dostrzec gliniany domek. Ma on dla mnie ogromną wartość sentymentalną. Mieszkałam przez jakiś czas we Francji, gdzie pracowałam jako wolontariuszka z dzieciakami niepełnosprawnymi intelektualnie. Był to dla mnie niesamowity czas, pełen przygód, nauki i nowych znajomości z ludźmi z całego świata. Mieszkałam w pięknym miejscu, na poddaszu malutkiego pałacyku, jakich wiele nad Loarą. I właśnie ten pałacyk dzieciaki postanowiły ulepić dla mnie i podarować na pamiątkę w dniu mojego wyjazdu. Widać moje wykuszowe okno :)



A butli mam już taki zbiór, że chyba najwyższa pora wziąć się za robienie nalewek, a nie tylko dekorowanie i dekorowanie :)

Miłego dnia!
Marta

piątek, 28 czerwca 2013

Miętowe orzeźwienie

Mój balkon tonie w kwiatach i ziołach. Na dodatek przywiozłam sobie ostatnio z Jury sporo różnych porostów i dzikich roślinek. Myślę, że kilka ogródków mogłabym tą zieleniną obdzielić. Zioła bardzo się rozrosły i wszystkie po kolei zaczęły kwitnąć: mięta, bazylia, oregano, tymianek, lawenda...itd. Mięta jest ogromna więc bez stresu ją co chwila ciacham. Używam jej między innymi do robienia orzeźwiających napojów, którymi raczę się wieczorami. Świetnie smakują pite z bardzo starych, grawerowanych szklanek. Tylko równie stylowego dzbanka póki co mi brakuje. Może gdzieś, kiedyś upoluję coś pasującego do kompletu.





Miłego dnia!
Marta

środa, 26 czerwca 2013

Na niepogodę

Lato przyszło z przytupem, dało czadu upałami i burzami i chyba się zmęczyło, bo dziś u mnie pogoda pod zdechłym Azorkiem. Trzeba sobie jakoś radzić z tą ponurą i deszczową aurą - najlepiej stosując argumenty nie do zbicia, czyli kulinarne ;)


Propozycja na dziś to zapiekanka z bakłażanów i ziemniaków z ziołami. 
Wykonanie jest (jak zwykle u mnie) dziecinnie proste. Wystarczy bakłażana i ziemniaki pokroić w dosyć cienkie plastry i poukładać naprzemiennie w naczyniu. Całość odrobinę posoliłam i skropiłam oliwą. Dodałam kilka ząbków czosnku i dużą ilość świeżego tymianku i rozmarynu. Wstawiłam do nagrzanego piekarnika na ok. pół godziny. Pod koniec pieczenia posypałam startym serem i zapiekłam na opcji grill aż do lekkiego zrumienienia. Wyszło tak pysznie, że nie zdążyłam zdjęć zrobić przed pożarciem :)
Jeśli ktoś woli bardziej wyraziste smaki, można dołożyć kilka plastrów cebuli i użyć koziego sera.


A jak kulinarne ekscesy nie pomogą w radzeniu sobie z deszczową pogodą, polecam oglądanie letnich zdjęć, najlepiej takich z kwiatkami i biedroneczkami;)

Smacznego i miłego dnia!
Marta

wtorek, 25 czerwca 2013

Ważne żeby plusy nie przesłoniły nam minusów... czy jakoś tak ;)

Lubię Wrocław za to jak łączy się tam historia ze współczesnością. Za pięknie odrestaurowane kamienice i kościoły w centrum oraz niezliczone murale w różnych zaułkach. Za dbałość o detale, za mosty i mosteczki. Za to, że można się rozłożyć na trawie właściwie w każdym miejscu i nie przychodzi straż miejska z mandatem za "deptanie zieleni". Za liczne stojaki na rowery. Za niesamowitą ilość pięknych drzwi i klamek. Za pyszne jedzenie na wagę na placu Uniwersyteckim. Za wszędobylskie krasnoludki. Za koncerty na wyspie. Za to, że niby jest to spore miasto, ale jednak spokojnie można się po nim poruszać na piechotę...itd.
Ale tym razem Wrocław nam podpadł. I nie chodzi tu tylko o beznadziejnie wyregulowaną sygnalizację świetlną, ani o czekanie pół godziny żeby zamówić dwa guinnessy u Krawczyka (chociaż siedzieliśmy  na przeciwko baru i byliśmy jedynymi gośćmi wewnątrz lokalu). Podpadł nam z powodu bardzo kiepskiej organizacji i ostatecznie odwołania półmaratonu, na który tam pojechaliśmy (ja jako kibic - żeby było jasne). Ogólnie klapa, skandal i rozczarowanie zawodników. Ale nie będę się o tym rozpisywać. Jak ktoś ciekaw, to można znaleźć info w sieci. Ja w każdym razie i tak uważam, że to był udany weekend i cieszę się z tej wycieczki.
A teraz mała fotorelacja, czyli Wrocławskie klimaty widziane oczami turysty.











Jak patrzę na te różne błękitne drzwi, to myślę sobie, że chciałabym mieć takie w moim wymarzonym domu. Obowiązkowo z jakąś fikuśną, kutą klamką :)

Miłego dnia!
Marta

piątek, 21 czerwca 2013

Lato, lato, lato czeka...

Mało mnie ostatnio w blogowym świecie. Postów brak, zdjęć brak, czasu brak. Za to wyrzutów sumienia mam aż w nadmiarze :) A wszystko dlatego, że w tygodniu pracujemy do późna, a w weekendy korzystamy z uroków lata. I wcale nie narzekamy na upały. Lepsze 34 stopnie w cieniu niż zima przez siedem miesięcy!
W poprzedni weekend byliśmy byliśmy znowu w Jurze. W takich okolicznościach przyrody relaksowałam się w promieniach zachodzącego słońca:




 Jutro bladym świtem wybieramy się do niewidzianego już dawno Wrocławia. W lato weekendów jest zdecydowanie za mało, a miejsc do odwiedzenia za dużo ;) 
I tym bardziej czasu na roboty domowe brak. Choć szykuje się większe przedsięwzięcie związane z łazienkami i moimi dzisiejszymi łupami ze wspomnianej niedawno lumpko-graciarni. Ale o tym na razie cicho sza ;) 
Póki co w domu zmieniają się tylko kwiaty, których jak zwykle jest u nas pełno. Powoli żegnam się z peoniami. Szkoda, bo to jedne z moich ulubionych kwiatów.



Uciekam pakować się na wyjazd. Obiecuję wkrótce nadrobić braki w fotorelacjach, zwłaszcza tych wnętrzarskich :)

Miłego dnia!
Marta

sobota, 8 czerwca 2013

Motto na dziś


Czy u Was też tak się jakoś składa, że sobota jest dniem dobroci dla domu, a co za tym idzie generalnego sprzątania?

Miłego dnia!
Marta

wtorek, 4 czerwca 2013

Dziś na palecie

Cumulonimbusy znowu się wypiętrzają, wiatr się zerwał i pewnie zaraz będzie lało. Nie pierwsza to burza w tym tygodniu i pewnie nie ostatnia. Skoro słońca brak, trzeba sobie jakoś radzić i gdzie indziej szukać lata. Ja znalazłam w środku miasta, pod blokiem. Jak to? A tak to, że ktoś w tym roku strasznie długo ociągał się z koszeniem trawy na osiedlu i wszystkie trawniki (a na szczęście mieszkam w bardzo zielonej okolicy) zamieniły się w pełne kwiatów, dzikie łąki. Uwielbiam kwiaty - także polne - i nie byłabym sobą, gdybym nie skorzystała z okazji i nie zniosła zielska do domu. I tym sposobem nasz stolik z palety został przyozdobiony dwoma bukietami. Ten wielki to słoneczne jaskry, a ten mały to koniczyna, która kojarzy mi się z robieniem wianków w dzieciństwie.





Zdjęcia tego chyba nie oddają, ale żółty bukiet jest naprawdę ogromny. Niestety pewnie zaraz zacznie przekwitać, ale póki co cieszy oko i wnosi trochę lata do domu.
A Wy jak sobie radzicie z tą raczej jesienną pogodą? A może w Waszej okolicy panują upały nie do wytrzymania i marzycie o skrawku cienia?

Miłego dnia!
Marta

niedziela, 2 czerwca 2013

Dzień po

Wszyscy świętowali wczoraj dzień dziecka, to i my postanowiliśmy nie pozostawać w tyle. Z tej okazji zafundowaliśmy SOBIE już od samego rana małe przyjemności. Postanowiliśmy, że zamiast zdrowego śniadanka będziemy opychać się słodyczami :) Zajadaliśmy więc na zmianę ciasto rabarbarowo-truskawkowe i bezy z kakao. Do tego pyszna kawa, truskawki i ładne kwiatki, żeby było jeszcze milej. 
A czy Wy pomyśleliście o sobie w tym dniu?





Jakiś czas temu pisałam, że próbuję wyhodować awokado. Na ostatnim zdjęciu w tle widać całkiem duże już roślinki więc poszło mi nie najgorzej. Zobaczymy, czy nadal będą tak dziarsko rosły.

A teraz zmykam piec kolejną blachę kruchego ciasta z rabarbarem i truskawkami. Miał być dżem, ale ciasto wyszło takie pyszne, że nie mogę się powstrzymać. Dżem zrobię następnym razem ;)

Miłego dnia!
Marta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...