piątek, 12 kwietnia 2019

Róż i już - czyli wiosenna zmiana w salonie

Wiosna bywa groźna. I wcale nie mam tu na myśli nadgorliwości mojego męża, który zmienił już opony na letnie, a następnie wyruszył samochodem w góry, gdzie nadal pada śnieg. Choć gdyby się nad tym głębiej zastanowić, to dzisiejsza historia ma sporo wspólnego z moim mężem i jego decyzjami, ale o tym za chwilę ;)

Wiosna bywa groźna, ponieważ nachodzi mnie wtedy na zmiany. Budzę się z zimowego letargu, ładuję bateryjki dłuższymi i cieplejszymi promieniami słońca i zaczynam kombinować. W zeszłym roku efekt był taki, że rzuciłam robotę więc naprawdę można się obawiać pomysłów, jakie wyprodukują moje przegrzane zwoje mózgowe ;)

W tym roku postanowiłam póki co pracy nie zmieniać, ale nosi mnie i efekt jest taki, że od tygodnia przemeblowuję w myślach nasz duży pokój. A tam przemeblowuję… to mało powiedziane! Oczami wyobraźni widzę jego totalną metamorfozę. Inne meble, inne ustawienie gratów, inna kolorystyka. Przydałby się jeszcze inny metraż i wysokość sufitu ;)

I dokładnie w momencie, gdy tak sobie tworzę w głowie te nowe plany architektoniczne, wkracza do akcji mój niczego nieświadomy mąż i mówi: „a może pojedziemy do IKEA?”

różowy fotel

Szok, niedowierzanie, łzy szczęścia. Jak on mnie dobrze zna, ten mój chłop kochany. Jak wie, co kobiecie do szczęścia potrzebne. Naoglądam się inspiracji. Nakupię gratów. Przepadnę w dziale ogrodniczym. I jeszcze obiadu nie będzie trzeba gotować, gdyż czeka nas romantyczny posiłek we dwoje w sklepowej restauracji. O nie, takim propozycjom się nie odmawia. Ogarnęłam się szybciutko i już za trzy godziny byliśmy na zakupach u Szwedów ;)

środa, 10 kwietnia 2019

Tatrzańskie krokusy - czyli wiosna w natarciu

Prognozy pogody zapowiadają chwilowy powrót śniegu, ale prawda jest taka, że wiosny nie da się już powstrzymać. Po drodze na przystanek odurza mnie zapach kwitnących mirabelek. W pracy, gdy wyglądam przez okno widzę kwitnące magnolie i rajskie jabłuszka. A w Tatrach... o tam to się dopiero dzieje. Bo w Tatrach zrobiło się fioletowo od krokusów.

dolina Chochołowska

Wszyscy znajomi myśleli, że oszalałam, gdy na przełomie marca i kwietnia wybrałam się na weekendowy wypad do Zakopanego. W sobotę późnym wieczorem, po 6 godzinach podróży zameldowaliśmy się na Cyrhli tylko po to, żeby następnego dnia od rana wyruszyć na kilkugodzinny spacer do Doliny Chochołowskiej i tego samego dnia wrócić do Warszawy. Czy było warto jechać taki kawał, żeby spędzić niecały dzień w górach? Oczywiście!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...