piątek, 30 listopada 2012

Niekonsekwentnie o świątecznych dekoracjach

Wiem, wiem...miałam poczekać do grudnia ze świątecznymi postami. Ale przecież dzisiaj już jest prawie grudzień. A może to ta ponura aura na zewnątrz sprawia, że tak czuję? W każdym razie efekt jest taki, że postanowiłam podzielić się kilkoma inspiracjami na temat świąteczno-zimowych dekoracji. Zauroczyły mnie te proste pomysły i chciałabym w podobny sposób ozdobić swoje mieszkanie. Myślę, że w tym roku biel będzie u mnie kolorem przewodnim.

Na początek piękny, zimowy wieniec. Tak mi się spodobał, że zaplanowałam na weekend lepienie gwiazdek z masy solnej lub pierniczków, żeby móc stworzyć coś podobnego.


Na drugi ogień idzie ozdobienie naszej czarnej ściany w jadalni. Planuję stworzyć na niej jakieś malowidło (może taka choinka jak w tym poście), albo wykorzystać taśmę i "wykleić" jakiegoś rogasia.


Chciałabym, żeby w tym roku lampki zawisły nie tylko na choince, ale również na zagłówku łóżka w sypialni i na lustrze w przedpokoju. A nasz stary gąsior doskonale sprawdziłby się w roli wazonu na małą choineczkę. Chyba czeka mnie wyprawa do lasu po jakąś niewielką samosiejkę ;)


Kalendarz adwentowy jeszcze niegotowy i prawdę powiedziawszy nawet nie planowałam go robić, ale jak zobaczyłam poniższą fotkę, to zaczęłam się nad tym poważnie zastanawiać.


Cebulki hiacyntów i białe świece - tak, to zakup priorytetowy :)


A na deser zrobię sobie taki stroik z drucianego wieszaka i zawieszę na drzwiach naszej niebiesko-szarej szafy - będzie pięknie. Musze tylko trochę obskubać choinki w ogrodzie rodziców :)


 Do tego na pewno dołączą naturalne ozdoby, takie jak włoskie i laskowe orzechy, modrzewiowe gałązki, szyszki i gwiazdki z patyków. Planuję jutro wyciągnąć karton ze świątecznymi ozdobami, zrobić przegląd i zacząć dekorowanie. W końcu jutro już będzie naprawdę grudzień ;)

A jakie kolory i dekoracje będą dominowały u Was?

Miłego dnia!
Marta

niedziela, 25 listopada 2012

O światełkowych girlandach słów kilka

Listopad w tym roku wyjątkowo nas oszczędza. Właściwie nie pada, jest całkiem ciepło, wichury nie próbują urwać głowy. I tylko te ciemne popołudnia i wieczory trochę mi przeszkadzają. Co prawda można sobie podśpiewywać: "Światło - nosisz je w sobie...", niemniej jednak mój wewnętrzny blask niestety nie jest tak jasny, żeby oświetlić pokój. Nie wiem jak Wy, ale ja muszę szukać zastępczych rozwiązań.
Zwykle świeci się u nas masa różnych lampek i lamp podłogowych. Górnego światła unikam, bo jakoś nie lubię. Nie czuję się dobrze w pomieszczeniu, w którym lampa dyndająca z sufitu, to jedyne źródło światła. No cóż, każdy ma jakieś swoje dziwactwa ;)
Za to bardzo lubię światełkowe girlandy. Swoją przywiozłam 10 lat temu z Francji, kiedy jeszcze u nas nikt o czymś takim nie słyszał, nie mówiąc już o możliwości znalezienia ich w sklepie. Natomiast tam były bardzo popularne. W co drugim francuskim domu widziałam takie światełka z klosikami w różnych kolorach i wzorach. Ja mam ciemnofioletowe, które dają piękne, ciepłe światło, gdy się je włączy.



To już trzecie mieszkanie, w którym wiszą te światełka. Kiedyś miały swoje miejsce w sypialni, potem w przedpokoju, a teraz zdobią salon. Tak wyglądają, jak nie świecą:


Od jakiegoś czasu podobają mi się coraz bardziej popularne cotton ball lights. Myślę, że doskonale pasowałyby do naszej sypialni. Ale jak zaczęłam zgłębiać temat, to znalazłam jeszcze kilka innych fajnych pomysłów i zastanawiam się, czy nie spróbować samodzielnie czegoś zmajstrować.Oto moje inspiracje (w większości pochodzą z bloga mokkasin:





Ten ostatni pomysł jest szczególnie uroczy, taki delikatny i prosty do zrobienia. Dobrze, że akurat mamy taki okres w roku, że łatwo kupić choinkowe lampki, żeby je przerobić. A pomysłów może być jeszcze więcej. Niestety zaginęło mi gdzieś w czeluściach komputera zdjęcie całej girlandy, ale pokażę Wam jeszcze sam pomysł na klosik zrobiony z... wytłoczki na jajka! I co Wy na to?


Miłego dnia!
Marta

wtorek, 20 listopada 2012

Keep calm and...

Jakiś czas temu szwagier przywiózł nam z Londynu (a może to był Lądek Zdrój?) fajną butlę z cudną wariacją na temat brytyjskiego plakatu z czasu II wojny, zagrzewającego dzielnych chłopaków do walki. Hasło przeżywa właśnie drugą młodość i przybiera coraz to nowe, zabawne formy. Jak dla mnie ta z butelki jest idealna ;)

 

Mnie do walki zagrzewać nie trzeba. Z natury bywam zołzowata i wredna, ale na szczęście tylko dla tych, którzy naprawdę mi podpadną. Podobno skorpiony tak mają (dobrze, że mam wymówkę). Zdecydowanie zamiast złoszczenia się wolę w spokoju rozsiąść się w fotelu i wypić coś dobrego. Na urodziny dostałam od taty domową nalewkę zrobioną na owocach dzikiej róży. Pyyyyycha! Nadaje się idealnie do leniwego delektowania się nią w długie, listopadowe wieczory. Szkoda tylko, że zapas się kurczy. Może powinnam z czerwonym bidonikiem zgłosić się do taty po dolewkę? ;)


Miłego dnia!
Marta

niedziela, 18 listopada 2012

Świętowanie w realu, niebyt w wirtualu

Świętowanie okrągłych urodzin bywa bardzo absorbujące. Z tej okazji w zeszły weekend urządziłam dwie imprezy w sumie na 36 osób, a w ten weekend świętowanie dalej trwało w najlepsze i kolejne dwie imprezki za mną. Wspaniale jest mieć dużą rodzinę i grono przyjaciół sprawdzone jeszcze od czasów podstawówki (a nawet przedszkola). Z taką ilością bliskich osób nie sposób się nudzić :)
Ponieważ jednak szefowa nie wpadła na pomysł, żeby w prezencie urodzinowym dać mi tydzień wolnego, sprawy logistyczno-zaopatrzeniowe  zajęły mi ostatnio cały wolny czas i prawie nie było mnie w blogowym świecie. Spoko, spoko - nadrobię. O ile uda mi się w tej ciemnicy zrobić jakieś satysfakcjonujące zdjęcia. A jest co pokazywać, bo m.in. kolejne michy i miseczki padły moim łupem.



A w ramach wspomnień rzut oka na przygotowania do jednej z zeszłotygodniowych imprezek. Na fotce brakuje jeszcze kilku smakołyków. I niestety główna atrakcja wieczoru, czyli przepyszny orzechowy tort przygotowany przez moją teściową, też nie załapała się na zdjęcie. No trudno, i tak nie byłoby jak oddać jego smaku. A już myślałam, że z okazji 30-stki wreszcie będę zmuszona zrobić pierwszy raz w życiu tort. Na szczęście mi się "upiekło" :)))  Za to tulipany od mężulka zostały uwiecznione.


A teraz zmykam nadrabiać czytelnicze zaległości na ulubionych blogach :)

Miłego dnia!
Marta

piątek, 9 listopada 2012

Ja mam 30 lat, Ty masz 30 lat, przed nami siódme niebo...

No dobra, trochę zmieniłam tekst piosenki, ale mam dziś urodziny więc mi wolno :)
Jak się na pewno domyśliliście zmieniam dziś cyferkę z przodu i o dziwo nawet dobrze mi z tym. Co tam, że według unijnych dyrektyw właśnie przestałam być młodzieżą. Co tam, że ponoć wkraczam w smugę cienia. Co tam, że pierwsze zmarszczki wokół oczu to nie jakieś tam kurze łapki, tylko coraz większe łapska i że  siwe włosy jakoś się ośmieliły i zaczęły pojawiać się na głowie. 


 Dzisiaj humor mi dopisuje. Pewnie dlatego, że ukochany chłop zaskoczył mnie rano bukietem trzydziestu malinowych tulipanów! Jak on to zrobił? Gdzie je ukrył i kiedy? Pozostaje to dla mnie zagadką, bo cały czas byłam w domu, a nie zauważyłam żadnych podejrzanych ruchów ;) 
Może dlatego, że skupiłam się na obronie przed pożarciem czekoladowych muffinów, które piekłam wczoraj w nocy, żeby zabrać je do pracy. Ale Adam tym bukietem mnie przekonał i dostał dzisiaj rano w podziękowaniu jedno ciasteczko.




Kiedyś pisałam, że nie zamierzam mimo jesieni pożegnać się z pastelami. I takie są skutki :) Filcowe mini żołędzie jakoś zgrały mi się kolorystycznie z serduszkami na muffinkach i dlatego załapały się dziś na zdjęcia. I tak oto mam czekoladowo-pastelowe klimaty urodzinowe :)

Miłego dnia!
Marta

poniedziałek, 5 listopada 2012

Motto na dziś


Jesień jakoś nas do tej pory oszczędzała, ale dzisiaj - jak na listopad przystało - zrobiło się strasznie ponuro, deszczowo i ogólnie bleee. Ale co tam, przecież za kilka dni mam urodziny :)))

Miłego dnia!
Marta

niedziela, 4 listopada 2012

Słabości, deklaracje i nowe nabytki

Podobno sowa symbolizuję mądrość i inteligencję. U mnie stała się raczej symbolem słabości charakteru. A było tak. Jakiś czas temu kupiłam urocze sówki. Miały być  na prezent. Schowałam  je głęboko do szafy, żeby czekały na odpowiedni moment i ... nie mogłam o nich zapomnieć. Trzy tygodnie biłam się z myślami, żeby może jednak je sobie zostawić, aż w końcu wczoraj nie wytrzymałam i rozpakowałam. I nie żałuję. Są urocze! Są też praktyczne, bo to pokaźnych rozmiarów solniczka i pieprzniczka. Czuję się więc trochę usprawiedliwiona, bo przecież się przydadzą :)



A teraz zupełnie z innej beczki. Zauważyłam, że tu i tam pojawiają się już pierwsze świąteczne inspiracje i dekoracje. Dla mnie to jednak zdecydowanie za wcześnie. I nie obchodzi mnie to, że pierwsze czekoladowe mikołaje widziałam w sklepach już pod koniec wrześnie (sic!). Denerwuje mnie ta świąteczna nagonka i szał kupowania. A jak przychodzi Boże Narodzenie, to wszyscy maja już serdecznie dosyć Świąt, choć one się jeszcze nawet na dobre nie zaczęły. Dlatego lojalnie uprzedzam, że aż do grudnia nie zobaczycie u mnie na blogu świątecznych dekoracji. Na wszystko przyjdzie czas.
Tymczasem w naszym domu nadal króluje jesień. I nawet nielubiany kolor pomarańczowy panoszy się w jadalni. No ale kto by się oparł takim smakowitym dyniom?





Szukam ciekawych przepisów na dania z dyni. Mam już "obcykane" ze cztery zupy dyniowe, placki i ciasto, ale chętnie spróbowałabym czegoś nowego. Macie jakieś godne polecenia przepisy?

Miłego dnia!
Marta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...