piątek, 27 lipca 2012

Ładowanie akumulatorów

Dzisiaj cały dzień odliczam godziny do urlopu. Zostało jeszcze pół. Próbuję zdążyć pozamykać w pracy wszystkie sprawy. Przekazać to co ważne. Uporządkować to co mniej ważne. Jeszcze tylko lista rzeczy, których trzeba dopilnować podczas mojej nieobecności i wreszcie wolne! Zasłużone w pełni dwa tygodnie odpoczynku od komputera, telefonu, dokumentów, projektów, itp. 

Plan wyjazdu - oczywiście góry! A to niespodzianka ;))) Może tym razem będzie mniej śniegu ;)
Wyjeżdżamy wieczorem, a ja oczywiście niespakowana. Muszę jakoś tak upchnąć plecak, żeby dało się z nim łazić. Odkładam to od trzech dni, bo wciąż nie mam pomysłu jak ograniczyć liczbę i wagę niezbędnych gratów. Kosmetyków nigdy jakoś specjalnie dużo ze sobą nie wożę (a może tylko tak mi się zdaje), ale selekcja ciuchów, to już problem. No bo jak można na tydzień zabrać jedną parę długich spodni?! Zwłaszcza, że prognozy przewidują deszcze? I które wybrać? 


 Dobrze byłoby jeszcze zdążyć zaserwować sobie jakiś peeling i hennę na rzęsy, żeby jako tako wyglądać, mimo spania na podłodze w schronisku. W przeciwnym wypadku, jedyne zdjęcia, które będą się nadawały do pokazania szerszemu gronu odbiorców, będą przedstawiać krajobrazy i brykające kozice górskie. Oczywiście o ile da się zrobić jakieś zdjęcia, bo po pierwsze ma padać deszcz, a po drugie zabieramy inny obiektyw, który również mam tendencję do zacinania się.

Obawiam się, że to będzie bardzo trudny wieczór i tylko mam nadzieję, że mój mąż jak zwykle wykaże się wyrozumiałością i jakoś to przetrwa. Bo głupio by było, gdyby odechciało mu się ze mną jechać ;)

Miłego dnia!
Marta

niedziela, 22 lipca 2012

Czarne, białe, bum:)

Na początku chciałam zapewnić, że przy tworzeniu tego posta żadna zakonnica nie spadła ze schodów i nie ucierpiała :) Tytuł nawiązuje raczej do kolorystyki dzisiejszej mini sesji rumiankowej. Białe kwiaty, czarna ściana w roli kontrastowego tła i bum, czyli piękna, stara butelka.









 Miłego dnia!
Marta

czwartek, 19 lipca 2012

Prawie jak Zachęta

Jak wiadomo "prawie - robi różnicę", ale może to i dobrze, bo to, co ostatnimi czasy można w Zachęcie obejrzeć, jakoś coraz mniej jest zgodne z moim pojmowaniem sztuki. Ale do rzeczy. 
Powiesiliśmy nad kanapą w salonie półeczki z zamiarem zrobienia na nich galerii. W naszym przypadku jednak nic nigdy nie idzie zgodnie z planem i potrzebowaliśmy aż trzech wizyt w IKEA, żeby owe półki zdobyć. Najpierw kupiliśmy jedną, która okazała się być ostatnią sztuką w sklepie. Za drugim razem wyszliśmy z pustymi rękami, bo z okazji remontu części hali artykuły dekoracyjne okroili do minimum. No może nie z takimi znowu pustymi (czy to się w ogóle da???), ale drugiej półki nie kupiliśmy. Jak to mówią "do trzech razy sztuka" i kolejne odwiedziny, w którymś kolejnym miesiącu zaowocowały pożądanym łupem. Do tego kupiłam kilka jasnych i ciemnych ramek z zamiarem zrobienia czarno białej galerii. Półki powiesiliśmy, ramki ustawiłam, patrzyłam na to przez miesiąc... i mi się odwidziało:) 
Kobieta zmienną jest ;))) Prawda to znana od dawna i nic na to nie poradzę, że nie mam siły ani ochoty z moją kobiecą naturą walczyć. W związku z tym wczoraj nastąpiła zmiana koncepcji: przemeblowanie, inne ramki, grafiki i dodatki i jest tak:




Buteleczki to kolejne z naszych piwnicznych skarbów wykopanych u dziadków Adama. Podobnie jak drewniana skrzyneczka, w której zadomowił się ptaszek. Etykietka na mniejszej buteleczce głosi, że olej parafinowy, który wciąż się w niej znajduje, powinien być stosowany wewnętrznie. Raczej nie będę próbować. Wystarczy, że posłuży jako dekoracja :)




Bardzo was przepraszam za nieostre zdjęcia. Niestety obiektyw odmówił współpracy i nie chce działać auto focus. W związku z tym robię na manualu, ale nie mam wprawy i średnio mi wychodzi :(
No i wygląda na to, że trzeba zrobić przerwę w kupowaniu dodatków do domu i zacząć zbierać kasę na nowy obiektyw.

Miłego dnia!
Marta

wtorek, 17 lipca 2012

Układ nierówności

Przeglądając w sieci różne wnętrzarskie zdjęcia, co jakiś czas trafiam na mieszkania z fantastycznymi, wzorzystymi podłogami. I coraz bardziej mi się one podobają.
Kiedy półtora roku temu wybieraliśmy płytki na podłogę do kuchni i łazienek, jedyną "fikuśną" opcją, jaką brałam pod uwagę, była podłoga w szachownicę. Ale nawet na to się nie zdecydowaliśmy. Dzisiaj chętnie zaszalałabym z jakimś odważniejszym wzorem, tylko że trochę na to za późno. Pozostaje więc podziwianie i inspirowanie się na przyszłość.






Ta podłoga na ostatnim zdjęciu bardzo mi się podoba. Ma piękny wzór i kolorystykę. Chciałabym mieć taką np. w łazience. Widzę tutaj tylko jeden problem. Wzorzyste podłogi same w sobie są bardzo ozdobne i trzeba zachować umiar w pozostałych elementach wyposażenia wnętrza, że nie wspomnę o porządku. O ten umiar chyba byłoby trudno, a porządek to w naszym wydaniu rzecz wprost niewykonalna ;) A poza tym spod sterty ciuchów, które mój ukochany mąż z uporem zostawia obok kosza na brudy i tak niewiele byłoby widać ;)

Miłego dnia!
Marta

niedziela, 15 lipca 2012

Jak sobie pościelesz...itd.

Nasza sypialnia wciąż jest dość pusta. O ile można tak powiedzieć o pokoju, którego połowę zajmuje łóżko;) No właśnie, mamy łóżko!
Sama konstrukcja pod materac była gotowa już jakiś czas temu, ale brakowało zagłówka. Okazało się, że kupienie kilku dech i przymocowanie ich do ściany tak, żeby było równo, to nie lada wyzwanie. Badaliśmy temat, oglądaliśmy różne dechy i zastanawialiśmy się, jak to zrobić, żeby nie obijać się o wystające krawędzie i żeby nie właziły drzazgi. Kiedy już doszliśmy do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będą deski tarasowe (bo da się je równo i łatwo połączyć), okazało się, że sprzedawane są w ilościach zupełnie nieprzystających do naszych potrzeb. Jedna paczka, to za mało, dwie - za dużo. W końcu Adam znalazł dechy, które dało się dobrze przyciąć na długość i dopasować. Wymusiło to jednak zmianę koncepcji zagłówka, który początkowo miał wystawać poza obręb łóżka (być szerszy) i schodzić aż do podłogi. No i jest tak:




Docelowo obie lampki mają być zamocowane na zagłówku, ale nie możemy znaleźć zaczepu do drugiej lampki. Jak pewnie niektórzy wiedzą te lampy są sprzedawane z dwoma rodzajami mocowań. Ponieważ do tej pory używaliśmy tych zaciskowych, to gdzieś głęboko schowałam te drugie. Bardzo głęboko w jakieś bezpieczne miejsce, żeby nie zginęły. Miejsce okazało się tak bezpieczne, że niedostępne nawet dla nas;)
Nie wykluczam, że w czasie przeprowadzki, kierowana jakimś niezrozumiałym impulsem, postanowiłam rzeczone zaczepy wyrzucić, ale niczego takiego nie pamiętam.




Naszą zmorą w tym pomieszczeniu (zresztą nie tylko w tym) są okropne rury. Ciągle kombinujemy jak by tu je zamaskować. Ale ponieważ żadne ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły, to póki co zadomowiły się na nich szklane ptaszki, które niespodziewanie całkiem nieźle dopasowały się kolorystycznie. 
Ciekawa jestem jak wy sobie radzicie z takimi rurami. Mam parę pomysłów, ale chętnie dowiem się jakie są wasze :)




Miłego dnia!
Marta

niedziela, 8 lipca 2012

Kurtyna w górę

Chociaż właściwie tytuł powinien brzmieć "przecz z kurtyną", albo "ciemność, ciemność widzę":)
Już kilkukrotnie wspominałam tutaj, że chcielibyśmy przemalować jedną ścianę na czarno. I stało się! Przeprowadziliśmy małą rewolucję w jadalni. Pozbyliśmy się malinowej zasłony i odkrytą w ten sposób ścianę pomalowaliśmy farbą do tablic. Pomalowaliśmy rękami mojego męża, ale przecież obmyślanie koncepcji i zdejmowanie zasłony też się liczy ;) 
Mieszkanie mamy bardzo słoneczne (co, mimo zasłoniętych roletami okien, widać na poniższych zdjęciach) więc nie miałam żadnych obaw.  No może poza tą, że ściany są strasznie krzywe i w rogu łączenie kolorów będzie okropnie wyglądać. Jakoś wizja czarno-białej fali nie bardzo do mnie trafiała więc Adam zostawił po bokach niewielkie marginesy. Teraz pozostaje obmyślić, co dalej. Myślę o jakiś drewnianych literkach lub półeczkach, ale oczywiście musi zostać trochę miejsca do bazgrania kredą ;)





Jak widać na zdjęcia załapała się część obiadu :) Pieczone ziemniaczki z rozmarynem i faszerowane pieczarki - pycha! Nie mogłam też odmówić sobie sfotografowania po raz kolejny naszych krzeseł. Na tle czarnej ściany prezentują się jeszcze fajniej.



Mimo upałów mieliśmy dziś bardzo pracowity dzień. Nazwałabym go dniem dobroci dla domu. Starałam się mocno uwierzyć w motto z poprzedniego posta, ale jednak mam pewne granice wytrzymałości :) 
Plus jest taki, że po roku mieszkania w tym miejscu udało mi się wreszcie domyć plamy z ługu na oknach. Ów ług jakimś cudem znalazł się na nich podczas bielenia parapetów. Tak więc w środku lata pożegnałam dekoracje a la śnieg w sprayu, zużywając przy tym całą butelkę zmywacza do paznokci. Wciąż nie mogę uwierzyć, że wypróbowałam dziesiątki różnych specyfików i zdzierałam sobie skórę z rąk próbując domyć szyby, a ten odpowiedni rozpuszczalnik, był cały czas pod ręką... eh, szkoda gadać:)

Miłego dnia!
Marta

niedziela, 1 lipca 2012

Uff, jak gorąco

Upał jest niemiłosierny. W taką pogodę wszystkiego się odechciewa. Mi odechciewa się zwłaszcza gotowania. W związku z tym żywię się lekko zmrożonymi owocami i staram jakoś to przetrwać. Na głowę ta temperatura też nie robi dobrze więc lepiej nie będę dzisiaj za dużo pisać (zwłaszcza, że wczoraj się wywnętrzyłam) i pozostanę przy zdjęciach :)












Hiszpanie, czy Włosi? Kto wygra mecz? Komu kibicujecie?

Miłego dnia!
Marta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...