czwartek, 21 czerwca 2018

Wędrówki rzeczy

Podobno kobieta zmienną jest. Nie wiem, nie umiem tego obiektywnie ocenić. Jedno wiem za to na pewno. Najbardziej zmienne na świecie są dekoracje w moim mieszkaniu ;) Ale ponieważ jeszcze nie udało mi się dotrzeć na koniec tęczy, żeby zgarnąć gar złotych monet (no i duch zero waste jest mi dość bliski), to staram się nie kupować co chwilę nowych bibelotów. Dlatego dzisiejszy wpis będzie o tym, jak tworzę dekoracje w kółko z tego samego.


Każda nowość w naszym domu powoduje lawinę zmian. Wystarczy, że wrócę z kolejna doniczką, świecznikiem, sezonowym bukietem lub garścią kasztanów i zaczyna się przestawianie, przenoszenie między pokojami, rearanżowanie. Lubię ten ruch. Przedmioty wędrują po mieszkaniu. Czasem dostają nowe funkcje, a czasem po prostu pasują mi do kompozycji.

piątek, 15 czerwca 2018

Lublana - miasto smoków

W poprzednim wpisie obiecałam, że podzielę się z wami wrażeniami z moich nie za długich, ale dość licznych podróży. Myślę, że nie jesteście stereotypową Grażyną i Januszem wykupującymi wycieczkę co roku do tego samego hotelu w Egipcie i może moje posty będą dla was inspiracją przy wyborze kierunku wakacyjnych wypadów. A jeśli jednak Grażka i Janusz to wy, to może dzięki tym wirtualnym podróżom zachęcę was do zmiany nawyków i wyruszenia w miejsca, których jeszcze nie znacie? Albo sobie po prostu pozwiedzajcie ze mną wirtualnie i trochę "pocztówek" pooglądajcie ;)


Dziś zapraszam was na szybką wizytę w słoweńskiej stolicy - Lublanie. Kraj mały więc stolica też kameralna, ale za to charakterna. Byłam tam już dwa razy i mogłabym spokojnie wracać przynajmniej raz do roku. A oto  lista 10-ciu powodów, dlaczego to miasto mi się podoba:

niedziela, 10 czerwca 2018

O zmianach w życiu i w salonie

Tak dawno tu nie pisałam, że chyba należy wam się kilka słów wyjaśnienia. Od czego by tu zacząć? Najpierw była apokalipsa zombie, potem porwało mnie ufo, następnie musiałam w pojedynkę uratować świat przed zagładą... Na pewno rozumiecie, że każdy ma w życiu takie chwile, kiedy świat wali mu się na głowę, przytłaczając milionem spraw. A każda z nich priorytetowa, każda na wczoraj i od każdej zależą losy ludzkości. 

Ostatnie miesiące (a może nawet lata?) były dla mnie mocno wymagające. A może to tylko mi - nieuleczalnej perfekcjonistce - tak się wydawało? No bo przecież mądre, silne i wrażliwe kobiety z wszystkim dają sobie radę. Żadne wyzwanie im niestraszne. Żadne zombie, czy ufo nie są w stanie ich powstrzymać. Zapierdalają żeby uratować ten cholerny świat i choć pod nosem klną jak szewc, to jeszcze posyłają uśmiechy na prawo i lewo i do wszystkich wokół wyciągają pomocną dłoń. Wyciągają, bo jak tego nie zrobią, to wyrzuty sumienia nie dają im spać. Biorą na siebie za dużo, ale i tak chcą wszystko zrobić na 120%. Nie mają czasu, żeby wyleżeć chorobę. Nie  mają kiedy zaplanować urlopu.  Na spotkania z przyjaciółmi też nie mają czasu, bo każdy wolny weekend starają się spędzić za miastem (albo nie wychodząc z łóżka), żeby choć trochę podładować baterie i mieć siłę dalej zapierdalać. Ale wydaje im się, że tak trzeba. Że to normalne. Że na tym polega dorosłość i odpowiedzialność. Że nikt za nie tego nie zrobi. Że gdy przyjaciele proszą o pomoc, to się nie odmawia. Znacie to?


Jakoś pod koniec lutego przyznałam sama przed sobą, że bycie superbohaterką jest fajne tylko kiedy masz świetne ciało i obłędnie wyglądasz w seksownej masce i obcisłych ciuchach (wiecie, majtki zakładane na getry i te sprawy). Cała reszta jest do dupy. No a że lata świetności mojego ciała przeminęły wraz z liceum, uznałam, że koniec tej zabawy. 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...