piątek, 28 września 2018

Domowa dżungla - czyli skąd biorę, gdzie trzymam i jak pielęgnuję rośliny.

Genów palcem nie wydłubiesz. Tak prawda.
Jedenaście lat temu, gdy zamieszkaliśmy z Adamem w naszej maleńkiej kawalerce, zapierałam się rękami i nogami, żeby nie mieć tam kwiatów. Po pierwsze uważałam, że nie mamy na nie miejsca. Po drugie mój dom rodzinny zawsze był pełen kwiatów i chciałam od tego odpocząć  Mimo to mój świeżo upieczony mąż uparł się na niewielkiego fikusa z Ikea (żyjemy z nim do dziś, choć to trudna relacja - chyba żaden inny kwiatek w naszym domu mnie tak nie wkur...). Potem przyjaciele podarowali nam zamiokulkasa. A potem przeprowadziliśmy się do większego mieszkania i poszło już z górki.

pilea

Moja Mama ma świetną rękę do kwiatów i pamiętam z dzieciństwa, że nie tylko mieliśmy dużo roślin, ale Mama wciąż coś rozsadzała, ukorzeniała, itp. Gdy jakieś cioteczki - psiapsiółeczki wpadały w odwiedziny i przy okazji zachwycały się kwiatami, to zwykle dostawały minimum jedną doniczkę na wynos. Na szczęście rodzice nigdy nie wpadli na modny wówczas pomysł, żeby rozwieszać po mieszkaniu żyłki, po których mogłyby piąć się pędy. Nie mieliśmy też wiklinowych ani żeliwnych kwietników. W ogóle nasze mieszkanie było nietypowe, bo brakowało w nim obowiązkowych elementów wyposażenia ze schyłku PRL-u takich jak meblościanka, komoda z politurą błyszcząca się jak psu wiadomo co, itp. No ale kwiaty były. I po krótkim okresie roślinnego detoksu spowodowanego brakiem miejsca w kawalerce, ja również postanowiłam, że chcę je mieć w swoim domu.

piątek, 21 września 2018

Jeden dzień w Helsinkach

Od naszej wizyty w Helsinkach minął już rok. Chyba najwyższa pora, żeby wreszcie pokazać co nieco na blogu, opisać nasze subiektywne wrażenia i podpowiedzieć, co warto w tym mieście zobaczyć. Przygotujcie się więc na sporą porcję zdjęć i wrażeń.

Helsinki odwiedziliśmy dość spontanicznie. Wystarczył telefon od przyjaciół mieszkających w fińskiej miejscowości Rauma (pisałam o niej TU i TU) akurat, gdy siedzieliśmy w jednej z kawiarni w Talinie i już następnego dnia płynęliśmy promem do Finlandii. Postanowiliśmy, że poza wizytą u przyjaciół, przeznaczymy jeden dzień na to, żeby zwiedzić stolicę. I choć pewien niedosyt pozostał, to wydaje się, że udało nam się zobaczyć prawie wszystkie najważniejsze miejsca na turystycznej mapie miasta.


Najfajniejsze w wyprawie promem jest to, że port znajduje się praktycznie w samym centrum miasta. Dopływając do przystani mija się niezliczoną ilość skalistych wysepek. Można podziwiać typowo skandynawskie czerwone domki, a także jedną z atrakcji turystycznych - zbudowany na wyspach fort Suomenlinna.

niedziela, 9 września 2018

Tarta z gruszką i kozim serem - czyli przepis w sam raz na koniec lata

Troszkę mi smutno, że to już koniec lata. Po wspaniałym sierpniu pełnym słońca i czasu spędzonego z przyjaciółmi zostały mi wspomnienia ciepłych wieczorów i próbowania nowych potraw na warszawskim Nocnym Markecie, wspólnych posiłków przy wielkim stole u Izy w Starachowicach i kilkadziesiąt słoików własnoręcznie zrobionych przetworów. Sierpień to mój ulubiony miesiąc (na równi z majem) i warstwa kulinarna na pewno ma ogromny wpływ na jego miejsce w tym osobistym rankingu. Pachnące pomidory, słodkie maliny, soczyste gruszki, kwaśne jabłka, chrupiące młode papryki i cukinie... to moje ukochane smaki końcówki lata. Jeśli tak jak ja zajadacie się teraz na okrągło sezonowymi owocami i warzywami, to mam nadzieję, że przyda wam się przepis na pyszną, wegetariańską tartę.


Wytrawną tartę z gruszkami, którą widzicie na powyższym zdjęciu, zrobiłam ostatnio podczas pobytu w Starachowicach i tak bardzo wszystkim smakowała, że zainspirowana przez Izę, postanowiłam podzielić się tym prostym przepisem. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...