czwartek, 29 września 2011

Teraz, to mi to lotto

Nie, niestety nie wygrałam w ostatniej kumulacji lotto. Ale jak miło było przez chwilę pomarzyć, co można by zrobić mając zastrzyk gotówki w postaci 50 milionów:) A jeszcze milej powymieniać się tymi marzeniami ze znajomymi. Nie wiem jak w waszym otoczeniu, ale w moim naprawdę ciekawe pomysły się pojawiły.
Tak naprawdę myślę jednak, że to nie pieniądze są w życiu najważniejsze. W końcu jak powiedziała kiedyś Coco Chanel:


A co Wy byście zrobili z 50 milionami?

Miłego dnia!
Marta

wtorek, 27 września 2011

Kulinarnie

Niestety nadal nie mamy w domu internetu. W związku z tym z pewnym opóźnieniem wrzucam obiecane przepisy. Na szczęście sezon owocowo-warzywny w pełni więc nie powinno być problemów z ich wypróbowywaniem. Jest za to inna trudność. Ja zwykle gotując używam miary "na oko" i w związku z tym nie bardzo umiem podać ilości poszczególnych składników. Będę więc trochę improwizować z tymi przepisami:)


POMIDORY NA OSTRO

ok.3 kilo pomidorów (jak kupuję podłużne, bo mają w sobie mniej wody)
4 duże cebule
2 cukinie
dwie papryczki chili
dużo świeżych ziół (u mnie tymianek i bazylia)
oliwa
kilka ząbków czosnku

Cebulę i cukinię kroję na niewielkie kawałki i podsmażam w garnku na oliwie. Gdy warzywa trochę się podduszą wrzucam posiekane papryczki chili i czosnek. Następnie dodaję pokrojone w kostkę pomidory, które wcześniej sparzam wrzątkiem i obieram ze skórki. Siekam zioła i dodaję je w hurtowych ilościach. Tu możecie zaszaleć i dodać takie zioła jakie najbardziej lubicie. Całość duszę, aż pomidory się rozpadną i woda odparuje na tyle, żeby sos nie był za rzadki. Gorący sos przekładam do wyparzonych słoików i odstawiam do góry dnem, tak żeby przykrywki się zassały.


Pozostając w temacie ostrych potraw chciałabym zaproponować Wam pyszną zupę dyniową. Zawsze wydawało mi się, że dynia jest trochę mdła, ale odkąd pierwszy raz spróbowałam tej zupy, po prostu zakochałam się w dyni. Już od początku sierpnia zaczynam jej wypatrywać i pierwszą potrawą jaką z niej robię jest właśnie ta zupa. No i nie ograniczam się ilościowo - robię zawsze pełen gar:)
Ten przepis to taki mój miks innych przepisów na zupę dyniową znalezionych u Ani na blogu strawberiesfrompoland, który to blog bardzo Wam polecam również ze względu na piękne zdjęcia i fantastyczne pióro autorki.



OSTRA ZUPA DYNIOWA

ok. 1,5 kg dyni
marchewka
pietruszka
czerwona cebula
papryczka chili
ok. 2 cm świeżego imbiru
łyżka suszonego rozmarynu
kawałek wędzonki
pieczywo na grzanki
masło
bulion

Kroję na nieduże kawałki marchewkę, pietruszkę i cebulę i podsmażam na maśle w dużym garnku. Po ok. 2-3 minutach dodaję pokrojoną w kostkę dynię, posiekany drobno imbir i chili i dalej podsmażam. Po kolejnych kilku minutach dolewam bulion, tak żeby przykrył warzywa. Gotuję, aż dynia będzie miękka. Dosypuję czubatą łyżeczkę suszonego rozmarynu i miksuję zupę na krem. Wędzonkę podsmażam na skwarki (ja lubię takie suche, chrupiące), a pieczywo kroje w kostkę i na maśle robię z niego grzanki. Dodaję je do zupy. Czasem wrzucam też pestki z dyni lub słonecznika.


A skoro o dyni mowa, to pora na przepis na dyniowy dżem. Dawno temu znalazłam ten przepis gdzieś w sieci i już niestety nie pamiętam gdzie. Nie pamiętam również dokładnych proporcji składników, ale sam pomysł bardzo m się spodobał więc postanowiłam go zrealizować. Proporcje bardzo "na oko" :)



DŻEM Z DYNI

ok. 2 kg dyni
2 grapefruity
2 pomarańcze
2 cytryny
ok 0,8 kg cukru
ok. 2 cm świeżego imbru
przyprawy korzenne (cynamon, kardamon, itp)
woda

Dynię obrałam i pokroiłam na nieduże kawałki. Z grapefruitów, pomarańczy i jednej cytryny wycisnęłam sok (uważajcie na pestki, bo jeśli ich nie wyjmiecie, to dżem będzie z niespodzianką). Dynię zalałam sokiem z cytrusów, zasypałam połową cukru i odstawiłam na noc do lodówki.
Następnego dnia odlałam sok, a dynię razem z nierozpuszczonym cukrem, który został na dnie miski przełożyłam do garnka. Dodałam sok i skórkę startą z jednej cytryny. Dorzuciłam posiekany drobno imbir resztę cukru. Całość dusiłam, aż dynia zaczęła się rozpadać. Ponieważ masa była trochę za gęsta dolałam w trakcie duszenia trochę wody i soku z cytrusów. Na koniec dodałam sporą ilość świeżo mielonych przypraw korzennych (u mnie była to mieszanka firmy kamis). Masę zmiksowałam blenderem, bo nie chciało mi się czekać, aż dyna się całkowicie rozleci i gorącą przekładałam do wyparzonych słoików. Słoki odstawiałam do góry dnem, żeby się zassały.




Do mojej listy przetworów dołączyły jeszcze ostry chutney z bakłażana i chutney gruszkowo-dyniowy z orzechami, ale nie będę podawać tu przepisów, bo to nic odkrywczego i możecie je znaleźć w necie.

Lubicie figi? Ja bardzo, a najbardziej za ten fantastyczny kolor.





W mieszkaniu kolejne zmiany. W kuchni Adam dopasowuje nowe blaty. W łazience zabudowaliśmy pralkę, ale niestety wciąż nie możemy skończyć tego pomieszczenia, bo pan, który miał przesunąć kaloryfer, zwodzi nas od miesiąca. Chyba prędzej zacznie się sezon grzewczy, niż uda nam się to załatwić:( Jeśli chodzi o kaloryfery, to zdecydowanie nie mamy szczęścia. Zdjęcia z postępów prac już wkrótce.

Miłego dnia!
Marta

poniedziałek, 19 września 2011

Z widokiem na przedpokój

Ostatnio znów odwiedził nas pan Zdzisław. I gdy tak plotkowaliśmy popijając kawkę, stwierdził, że ładne to nasze mieszkanko i że się nie zapowiadało, że wyjdzie tak fajnie. I jeszcze przyznał nam rację, że niektóre rozwiązania, do których nie był przekonany, wyszły naprawdę super, np. szara ściana w łazience. Miło to usłyszeć z ust fachowca:)
Pan Zdzisław nie przyszedł jednak przypadkiem. Nosimy się z zamiarem zbudowania szaf w przedpokoju i bez jego pomocy się nie obędzie. Ponieważ mają być one częściowo z karton-gipsu, to znów czeka nas remontowy syf. Ale póki co, korzystając z tego, że jest jeszcze w marę schludnie postanowiłam pokazać stan obecny.





Lustro zrobiliśmy sami. Adam przyciął i skręcił dechy i przez jakiś czas takie surowe wisiało w poprzednim mieszkaniu.
Tutaj postanowiliśmy je dopasować do komody i zabejcowaliśmy na ten sam odcień.
A poniżej widok na kąt, który już widzieliście.



A na komodzie już jesienne dekoracje. W roli głównej stare liczydło i butelki wykopane z piwnicy, które urzekły mnie wytłaczanymi nazwami.





Ostatnią sobotę znów spędziłam zapełniając przetworami kolejne słoiki. Ponieważ kilka osób pytało mnie o przepisy, obiecuję, że w kolejnym poście zdradzę sekrety produkcji;)

Miłego dnia!
Marta

czwartek, 15 września 2011

Nabite w... słoiki

Miało być kulinarnie więc jest. Ostatnio w nielicznych wolnych chwilach robię przetwory. Nie jest to łatwa sprawa, gdy do dyspozycji ma się jedynie jeden palnik kuchenki elektrycznej (bo kuchnia nadal niegotowa), ale w końcu "dla chcącego nic trudnego".


Fajne jest to, że blisko domu mam bazar, na którym jest duży wybór wszelkich warzyw i owoców sezonowych. Tak więc w sobotę od rana zasuwam z plecakiem i torbami i kupuję na potęgę. A potem, jak jakimś cudem dotacham do domu te wszystkie kilogramy, przez trzy kolejne dni boli mnie kręgosłup. No ale widząc te pyszności nie mogę się powstrzymać;) To, co widać na powyższym zdjęciu, to tylko część zakupów, bo plecaka jeszcze wtedy nie rozpakowałam:)








W tym roku zaczęłam tradycyjnie od dżemu z rabarbaru. To jeden z moich ulubionych, bo ja raczej jestem fanką dżemów kwaśnych. Najbardziej lubię taki z dodatkiem truskawek. Wtedy jest kwaśny, ale bez przesady. Niestety zanim się za niego zabrałam, skończył się sezon na truskawki:( Zamieniłam więc truskawki na maliny i też wyszło pysznie.


Następne w kolejce były pomidory. Robię zwykle wersję wzbogaconą o cukinię, cebulę, czosnek i świeże zioła. W wersji na ostro dodaję papryczki chili. Taki sos świetnie się sprawdza na wszelkiego rodzaju wyjazdach, kiedy trzeba samemu zrobić jakiś obiad, a nie ma się na to czasu i warunków. Wystarczy podgrzać, dodać makaron i gotowe.


Kolejne przetwory były na słodko. Najpierw konfitura z malin.


Potem dżem z dyni z dodatkiem soku z cytrusów, imbiru i przypraw korzennych.


A ostatnio dżem jabłkowy z dodatkiem bananów. Może to nietypowe połączenie, ale mi bardzo smakuje. Kojarzy mi się ze słoiczkami dla niemowlaków:) A ja, chociaż jestem już dużą dziewczynką, czasem sobie takie owocowe słoiczki na deser kupuję. Teraz zrobiłam też własne mini porcje, więc nie będę musiała kupować:)


Spiżarka powoli się zapełnia.


Gdzieś tam wyżej pojawiła się jedna z ostatnio upolowanych gałek. Miałam nadzieję, że zamontuję ją w naszej odmalowanej szafie, ale niestety z powodu zamka i prętu idącego przez całą wysokość drzwi, raczej się to nie uda. Musze wymyślić coś innego, ale gałeczki na pewno się nie zmarnują:)


Miłego dnia!
Marta

wtorek, 13 września 2011

Lato z ptakami odchodzi...

Hortensje przekwitły, liście zaczynają opadać z drzew, dostałam katalog IKEA - jesień jak nic! Na szczęście w tym tygodniu lato kontratakuje, znów jest ciepło i słonecznie i mogę biegać po mieście w letnich kieckach.


W naszej jadalni króluje letni bukiet z polnych kwiatów. Sielskiego klimatu dodaje kanka na mleko występująca w roli wazonu. To również jeden z wykopaliskowych łupów piwnicznych:)






Ma niesamowity morski kolor (w tłumaczeniu dla facetów: ciemny niebiesko-zielony) pięknie odbijający coraz niższe promienie słońca. Na zdjęciach wygląda jakby była zielona, ale uwierzcie mi na słowo - jest morska:)

I rzut oka na hortensję. Ta jeszcze jakoś się trzyma, w odróżnieniu od różowej, która stała przy szafie, ale wyblakła i pewnie też za jakiś czas zapadnie w sen zimowy.


Taki botaniczny post się zrobił więc pokażę Wam jeszcze kwiatki, które zawędrowały do wc i zadomowiły się w starej buteleczce po lekarstwach.



Korzystając z przepysznych darów lata i z pojemnej spiżarki, zabrałam się za robienie przetworów. Tak więc kolejny post będzie kulinarny i będę się chwalić. Zawczasu uprzedzam, gdyby ktoś nie lubił przechwałek... albo przetworów :)

Miłego dnia!
Marta

czwartek, 8 września 2011

Dylematy moli książkowych

Lubimy czytać. Bardzo. Wiem, że to w dzisiejszych czasach niepopularne, ale to jeszcze nie jest najgorsze (tzn. zdaniem niektórych, bo naszym zdaniem to super). Najgorsze jest to, że świadomie, od kilku lat nie mamy telewizora:)
No i w związku z tym mamy czas na czytanie książek. Nasz księgozbiór jest dość pokaźny i rośnie w niebezpiecznym tempie. Myślimy więc intensywnie nad tym, jak sensownie go uporządkować. W poprzednim mieszkaniu mieliśmy dużo półek, co widać TUTAJ.
Tym razem chciałabym, żeby to jednak były regały, które mogłabym przestawić w inny kąt, gdyby zmieniła mi się koncepcja wyglądu mieszkania. A już najlepiej, gdyby były to witryny, bo wtedy książki się mniej kurzą. Marzy mi się coś takiego:






Kuszą mnie też zabawne, nietypowe rozwiązania, np. takie:



Póki co regały pozostają w sferze planów, bo na razie nie mamy na nie kasy. Pewnie skończy się na zakupie nieśmiertelnych regałów BILLY z Ikea, ale pomarzyć zawsze można:)

Miłego dnia!
Marta
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...