Co jakiś czas (w sumie to zadziwiająco często) różne osoby pytają mnie co ja właściwie mam z tego całego blogowania. Zwykle w podtekście wisi pytanie o jakieś korzyści materialne. I zawsze jest tak samo. Ja jestem zdziwiona tym pytaniem, a ludzie moją odpowiedzią. Bo dla mnie prowadzenie bloga, to przede wszystkim realizowanie swojego hobby. Interesuję się urządzaniem wnętrz, lubię poznawać nowe trendy w projektowaniu, ciekawi mnie design użytkowy. Lubię remontować stylizować i wciąż coś zmieniać w swoim mieszkaniu. Lubię dzielić się pomysłami, podróżować i robić zdjęcia. Prowadzenie bloga pozwala mi nadać tym wszystkim pasjom jakieś ramy i trochę je okiełznać ;)
Najcenniejszą rzeczą, którą dało mi ostatnich kilka lat blogowania są ludzie. Tak - właśnie to jest moja odpowiedź na pytanie postawione w pierwszym zdaniu. Są wierni czytelnicy bloga, są liczni obserwatorzy na instagramie i fb - społeczność, która skomentuje, doradzi, czasem skrytykuje a czasem da kopa do działania. Są wreszcie inne blogerki - dziewczyny które podzielają moje zainteresowania, rozumieją "dziwactwa", podpowiadają, gdy potrzebuję rady, inspirują, itp.
I jest taka szczególna grupa dziewczyn, z którymi nie poznałabym się, gdyby nie blogowanie, a z którymi od kilku lat przyjaźnię się nie tylko w wirtualnym, ale również w tym realnym świecie. Spotykamy się regularnie, a jedną z naszych tradycji (chyba można już tak powiedzieć) jest coroczne letnie spotkanie w rodzinnym domu Izy w Starachowicach.
W tym roku, podobnie jak w poprzednim, zabrałyśmy mężów i dzieci i przez kilka dni cieszyłyśmy się własnym towarzystwem. Były wspólne posiłki, spacery, ogniska, obserwowanie spadających gwiazd, zabawy w ogrodzie, leniuchowanie na nowym tarasie i rozmowy do późnych godzin nocnych. Było też to, co lubimy najbardziej, czyli stylizowanie stołu do uroczystej kolacji. I właśnie tę stylizację chciałabym wam dzisiaj pokazać.
Ale na początek przedstawię uczestniczki całego zamieszania i pokażę wam ich profile na instagramie, bo blogi pewnie już znacie:
Iza - Colores de mi alma
Ola - Fotobloo
Agnieszka - Gu tworzy
Ania - Anicja
Ludmiła - Enjoy your home
i ja - Foto st(w)ory
Inspiracją dla stylu tegorocznej kolacji
na świeżo wybudowanym, ogromnym tarasie było pustynne boho rodem z
Arizony. Poniżej znajdziecie przepis na podobną stylizację.
KOLORY
Postanowiłyśmy
trzymać się tylko kilku kolorów. Prym wiedzie niebieski, który pasuje
do barwy okiennic. Wykorzystałyśmy kawałki surowego lnu i innych tkanin,
koce i poszewki na poduszki. Poza tym dopatrzycie się bieli, barw
natury (terakota, drewno, rośliny) i odrobiny złota. Ta stylizacja wyglądałaby dobrze również w odcieniach beżu i ciepłej szarości.
MEBLE
Stół
został zrobiony z blatu opartego na starych drewnianych skrzynkach.
Jako siedziska posłużyły nam liczne poduszki. Całość kompozycji
dopełniły dwa plecione fotele i drabina zrobiona z bardzo starego,
rozbiórkowego drewna.
DODATKI
Najważniejsze
tutaj są kaktusy. Kilka dużych i kilka małych roślin zdecydowało o
charakterze całej stylizacji. Zadbałyśmy o to, żeby wszystkie przesadzić
do tego samego typu terakotowych doniczek.
Postanowiłyśmy
poszukać innych roślin, które pasowałyby do surowego, pustynnego
klimatu. Na szczęście rosły tuż obok. Wystarczyło przejść na drugą
stronę ulicy, żeby stworzyć okazałe bukiety z ostów i suchych traw.
Skoro
są bukiety, to muszą być wazony. My wykorzystałyśmy duże szklane wazony
i złote butelki ze sklepu Kik oraz sporą ilość różnych buteleczek,
które były w naszym posiadaniu.
Jak
zobaczycie na poniższych zdjęciach, na stole i w jego okolicach
rozstawiłyśmy sporo świeczek i świeczników. To dzięki nim udało nam się
wyczarować przytulny klimat, gdy słońce już zaszło i zasiedliśmy do
jedzenia. Zadbałyśmy, żeby świeczki były spójne z gamą kolorystyczną, którą sobie narzuciłyśmy.
Przydały
się też słoje na lemoniadę. Zrobiłyśmy dwa rodzaje - cytrusową i
ogórkową. Dzieciaki były zachwycone możliwością łatwego, samodzielnego
napełniania szklanek ;)
Kompozycje
kaktusowo - świeczkowe ustawiłyśmy na grubych plastrach drewna.
Wykorzystałyśmy też kilka różnych tac w kolorze starego złota. I choć w
pierwszej chwili mogłoby się wydawać, że to dodatki z dwóch zupełnie
różnych światów, to myślę, że fajnie się uzupełniały. No i te złote sztućce - robią robotę ;)
Wisienkę
na torcie stanowiły białe, sznurkowe makramy wyplatane własnoręcznie
przez Agnieszkę. Jak się przyjrzycie, to dostrzeżecie je w kilku
miejscach.
Tym razem na zdjęciach nie zobaczycie stołu zastawionego jedzeniem. Zależało nam na tym, żeby uchwycić na zdjęciach ostatnie, pomarańczowe
promienie zachodzącego słońca, a wtedy jedzonko nie było jeszcze do
końca przygotowane. Prawdziwe biesiadowanie rozpoczęliśmy dopiero o
zmroku, przy świetle świec, akompaniamencie świerszczy i wątpliwej jakości towarzystwie komarów.
Na sesję załapał się jedynie tort - znak rozpoznawczy naszych uroczystych, starachowickich kolacji :) I choć kolczasta dekoracja dostarczyła emocji, to tort został zjedzony i muszę przyznać (choć wielką wielbicielką tortów nie jestem), że był pyszny i zjadłam dokładkę. Ciekawa jestem, czy bardziej podoba wam się tort z tego roku, czy może raczej wersja zeszłoroczna?
No dobra, starczy tego gadania (pisania?). Zostawiam was z wieczornymi zdjęciami.
Jestem pewna, że wy też macie przyjaciół, z którymi lubicie spędzać czas. Może ten post zainspiruje was do urządzenia jakiegoś garden party, albo chociaż pikniku w najbliższym parku. Choć dni są już krótsze, a wieczory chłodniejsze, to lato jeszcze trwa i warto to wykorzystać. Życzę wam dobrej zabawy przy wspólnym biesiadowaniu :)
Miłego dnia!
Marta
Cudowny klimat boho :) bardzo mi się podoba, fajny wpis.
OdpowiedzUsuńja też się dobrze czułam w tej stylistyce
UsuńMasz rację. dzięki blogowaniu rozwinęłam w sobie wiele cech, umiejętności.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia.
Trzeba to wszystko wpisać sobie do CV, a co!
Usuń