Tak dawno tu nie pisałam, że chyba należy wam się kilka słów wyjaśnienia. Od czego by tu zacząć? Najpierw była apokalipsa zombie, potem porwało mnie ufo, następnie musiałam w pojedynkę uratować świat przed zagładą... Na pewno rozumiecie, że każdy ma w życiu takie chwile, kiedy świat wali mu się na głowę, przytłaczając milionem spraw. A każda z nich priorytetowa, każda na wczoraj i od każdej zależą losy ludzkości.
Ostatnie miesiące (a może nawet lata?) były dla mnie mocno wymagające. A może to tylko mi - nieuleczalnej perfekcjonistce - tak się wydawało? No bo przecież mądre, silne i wrażliwe kobiety z wszystkim dają sobie radę. Żadne wyzwanie im niestraszne. Żadne zombie, czy ufo nie są w stanie ich powstrzymać. Zapierdalają żeby uratować ten cholerny świat i choć pod nosem klną jak szewc, to jeszcze posyłają uśmiechy na prawo i lewo i do wszystkich wokół wyciągają pomocną dłoń. Wyciągają, bo jak tego nie zrobią, to wyrzuty sumienia nie dają im spać. Biorą na siebie za dużo, ale i tak chcą wszystko zrobić na 120%. Nie mają czasu, żeby wyleżeć chorobę. Nie mają kiedy zaplanować urlopu. Na spotkania z przyjaciółmi też nie mają czasu, bo każdy wolny weekend starają się spędzić za miastem (albo nie wychodząc z łóżka), żeby choć trochę podładować baterie i mieć siłę dalej zapierdalać. Ale wydaje im się, że tak trzeba. Że to normalne. Że na tym polega dorosłość i odpowiedzialność. Że nikt za nie tego nie zrobi. Że gdy przyjaciele proszą o pomoc, to się nie odmawia. Znacie to?
Jakoś pod koniec lutego przyznałam sama przed sobą, że bycie
superbohaterką jest fajne tylko kiedy masz świetne ciało i obłędnie
wyglądasz w seksownej masce i obcisłych ciuchach (wiecie, majtki zakładane na getry i te
sprawy). Cała reszta jest do dupy. No a że lata
świetności mojego ciała przeminęły wraz z liceum, uznałam, że koniec tej
zabawy.
Z dnia na dzień podjęłam decyzję i rzuciłam pracę. Pracę którą lubiłam, ale która jednocześnie wysysała ze mnie o wiele za dużo, ostatnio niewiele dając w zamian. Typowy toksyczny związek. Postanowiłam na chwilę zapomnieć o tym jak się zachowują odpowiedzialni, dorośli ludzie. Zapomnieć o kredycie. Zapomnieć o wyrzutach sumienia. Zapomnieć o apokalipsie zombie. Uznałam, że tym razem świat musi uratować ktoś inny, a ja muszę sobie przypomnieć jak być dobrą dla siebie. Jeszcze nie wiem co dalej. Jeszcze nie zaktualizowałam CV. Jeszcze nie wiem co bym chciała robić. Mam nadzieję, że sprawy poukładają się pomyślnie zanim skończą nam się oszczędności i zanim mój cudowny, wspierający mąż straci do mnie cierpliwość ;) Trzymajcie kciuki!
Plusy tej sytuacji (poza tym, że dawno nie czułam się tak wolna, zrelaksowana i wyspana) są takie, że przez ostatnie dwa miesiące bardzo dużo podróżowałam więc szykuje się cała masa wpisów. Ostrzegam, że zasypię was ogromem zdjęć:) Możecie zagłosować w komentarzach co chcecie najpierw. Greckie wyspy? Barcelona? Północne Włochy?
Zabrałam się też w końcu za realizację dawno planowanych, drobnych zmian w mieszkaniu. Zmiany są wymuszone głównie moim nałogowym już znoszeniem do domu książek i kwiatów. Ostatnio policzyłam, że mamy ponad siedemdziesiąt (sic!) mniejszych i większych doniczek. Nie wiem jak do tego doszło, bo w kwestii pielęgnacji jestem dla mojego zielska wyrodną matką i nie cackam się zbytnio. Uznaję, że przetrwają najtwardsze jednostki, ale wola życia w narodzie jak widać jest jakaś zaskakująco duża :)
A zatem ciesząc się odzyskaną wolnością, celebruję powrót do mojego hobby, czyli do prowadzenia bloga. Wracam w tym wpisie do korzeni, czyli zapraszam was w moje skromne progi. Na rozgrzewkę po długiej przerwie trochę fotek z salonu, w którym wreszcie zagospodarowałam okolice biurka.
Będzie mi miło jeśli zostawicie po sobie ślad w postaci chociaż krótkiego komentarza pod tym wpisem. Dajcie znać, że tam jesteście i że czytacie. Chciałabym wiedzieć, że mam dla kogo pisać i robić zdjęcia. Że warto walczyć o czas na realizowanie swojego hobby, bo po drugiej stronie ktoś to czyta ;)
Miłego dnia!
Marta
Do przodu Bella
OdpowiedzUsuńCzytam :) ŁM
OdpowiedzUsuńmiło mi :)
UsuńNajważniejszy pierwszy krok! 👍🤗
OdpowiedzUsuńi najtrudniejszy :) byle do przodu
Usuńczyta i podziwia:)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki! ;)
OdpowiedzUsuńtylko mocno! ;)
UsuńFajnie, że jesteś. :-)
OdpowiedzUsuńFajnie, że ty tu jesteś :)
UsuńWow! To dopiero. Zaskoczyłaś mnie tą nagłą decyzją o pracy. Wyjdzie Ci to na dobre!
OdpowiedzUsuńchyba wszystkich wokół siebie zaskoczyłam ;)
UsuńJestesmy i czekamy na kolejne wpisy :)
OdpowiedzUsuńBędą, obiecuję
UsuńMy z Tobą, wspieramy i trzymamy kciuki:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, każde wsparcie się przyda :)
Usuń70 wow. Jesteśmy
OdpowiedzUsuńNo 70 :) sama nie wiem jak to się stało
UsuńCzytam ! O sobie piszesz równie ciekawie jak o wnętrzach :)
OdpowiedzUsuńo sobie trudniej, ale jak się pisze szczerze, to jakoś wychodzi :)
UsuńSuper wpis!Głosuję na kolejność chronologiczna i foty z Barcelony jako pierwsze:-))
OdpowiedzUsuńJeśli kolejność chronologiczna, to muszę się jeszcze troszkę cofnąć w czasie ;)
UsuńJak to ktos napisal memu mezowi po tej samej decyzji - witaj w gronie szczesliwych absolwentow firmy X ;) powodzenia i gratuluję decyzji! Ciesze sie, ze wrocilas do blogowania, bardzo lubie Twoje wnetrze :* MB :)
OdpowiedzUsuńDzięki Gosiu :) fajnie, że tu ciągle zaglądasz
UsuńŚwietny wpis i piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńmiło mi to czytać :)
UsuńWnętrze w moim klimacie, cudnie :)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że trafiłam w twój gust :)
Usuńjestem i czytam :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Reniu :)
UsuńJestem, czytam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńFajnie, że wracasz Marta:-) z chęcią tu zaglądam. Ps. Musze policzyć swoje roślinki ale na pewno Tobie nie dorównam ;-)
OdpowiedzUsuńNie licz, czasem lepiej, żyć w nieświadomości. A zwłaszcza utrzymywać męża w nieświadomości :)))
UsuńWróciłaś! :-)
OdpowiedzUsuńano tak :)
UsuńNajpierw trzeba żyć w zgodzie ze sobą, żeby później móc żyć w zgodzie z innymi i jeszcze czerpać przyjemność z wykonywanej pracy :) Zrobiłaś ważny krok! Trzymam kciuki i jestem ciekaw, co jeszcze dobrego Cię spotka, powodzenia! :)
OdpowiedzUsuńFajny jest ten stan, gdy człowiek otwiera się na nowe możliwości i jest ciekawy co go dalej w życiu spotka :) Trzymanie kciuków bardzo wskazane.
UsuńSuper, że wróciłaś. Cudowne wnętrze.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Wnętrze coraz bardziej "moje".
UsuńJak ja Ci zazdroszczę tej odwagi do zapomnienia o kredycie, zapomnienia o wyrzutach sumienia, zapomnienia o apokalipsie zombie! :) Dobrze, że jesteś. Wnętrze super!
OdpowiedzUsuńPS. Ja też dziś w nocy po półrocznej przerwie coś tam skleciłam na bloga. Na dniach udostępnię. Zapraszam www.livingasatisfiedlife.blogspot.com
Czasem się boję, że to nie odwaga, tylko brawura :) Ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana :) Fajnie, że ty tez wracasz do blogowania.
UsuńUff, dopiero udało mi się znaleźć chwilę i przeczytać Twój wpis. Eh, życie... Pisz jak najwięcej!
OdpowiedzUsuńTy akurat byłaś całkiem na bieżąco ;) Buziaki
UsuńWiesz, lubiłam twojego bloga, ale "zapierdalanie" i "dupa" są po prostu brzydkie i psują estetykę tego bloga. Następnym razem pomyśl, zanim napiszesz.
OdpowiedzUsuńMożesz mi wierzyć - pomyślałam. A potem napisałam szczerze to, co czuję. Bez upiększania i wygładzania, żeby przypadkiem nie urazić wrażliwych. Jeśli czytasz tego bloga, to wiesz, że te słowa nie pojawiły się tutaj po raz pierwszy. I jeśli uznam, że to konieczne, to w przyszłości też będą się tu pojawiać. Jako autorka daję sobie prawo do decydowania o estetyce tego bloga. A brzydkie, to wydaje mi się raczej pisanie tego typu uwag jako anonim. Pomyśl zanim skomentujesz ;)
UsuńDzięki za tak prawdziwe, nie podkoloryzowane "wywnętrzenie się" :* powodzenia dalej! ps. ja poproszę Grecję ;) miło jest czytać znów Twoje posty :* pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńDzięki za docenienie szczerości:) Na początek będzie coś w bardziej słowiańsko-bałkańskich klimatach, ale potem biorę się za Grecję.
UsuńSuper wpis! Zmiany w salonie jak najbardziej na plus :)
OdpowiedzUsuńBiurko przy oknie - bosko! i obok WIELKA ŚCINA KSIĄŻKOWA! Czy mogłoby byc lepiej - chyba nie! :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba! I kwiaty wszędzie też|!
Miło mi, że się podoba :)
Usuń