poniedziałek, 26 września 2016

Czy warto bielić drewno ługiem i jak je pielęgnować?

Od kogo najłatwiej nauczyć się brzydkich wyrazów? Od budowlańców oczywiście;) Pan Zdzisław, który wspomagał nas w generalnym remoncie mieszkania miał ich niezły zasób, ale prawdziwe wyżyny słowotwórczych wiązanek osiągnął, gdy męczył się z podłogą. Bo wymyśliła se taka jedna, że nie chce mieć pożółkłego lakieru na PRL-owskiej mozaice i kazała bielić. 
Ale najpierw cyklinowanie, szpachlowanie szpar, uzupełnianie deseczek w miejscach, gdzie wcześniej były ściany, itp. 
A potem trzeba się było dokształcić, co to ten cały ług i jak tym bielić. 
A potem jeszcze olejowanie białym olejem, żeby zabezpieczyć drewno i nadać mu gładkości. 
A potem marudzenie, że "szefowo tak biało to nawet w szpitalu nie mają". 

Czy warto było się tak męczyć? Zdecydowanie tak! Nie tylko nauczyłam się kilku wiązanek, od których uszy więdną (nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą więc lepiej być przygotowanym), ale mam wymarzoną, jasną, drewnianą podłogę. Dzięki ługowaniu zyskała biały odcień, a jednocześnie widać słoje i strukturę drewna. Ma też tę przewagę nad podłogą malowaną farbą, że nie rysuje się i nie zdziera w trakcie codziennego użytkowania. Dziś podłoga w naszym mieszkaniu wygląda tak:

salon, stara szafa, stolik z palet, fotel, biała podłoga

niedziela, 25 września 2016

Drzwi nr 87 i bonus

Przepiękna końcówka lata tak bardzo zawróciła mi w głowie, że komputer poszedł w odstawkę. Postanowiłam wykorzystać na maksa słoneczną pogodę, poobijać sobie nieco tyłek na rowerze, poszwendać się po lesie, pospacerować wieczorami nad Wisłą przy pełni księżyca, itp. Przez to ucichło tu na chwilę, choć kolejka wpisów czeka na publikację. Nie było nawet tradycyjnego wpisu z drzwiami w zeszły weekend (do czego to doszło!). Dlatego dziś, mimo że dopiero co wróciłam z weekendu w Pieninach (ale o tym innym razem), wpadam tu i nadrabiam zaległości. 
Poza wspaniałymi drzwiami, mam dla Was również kolaż ze zdjęć interesujących klamek. Zarówno drzwi jak i wszystkie klamki sfotografowałam w Ołomuńcu. Miasteczka naszych południowych sąsiadów to prawdziwe kopalnie takich pięknych detali architektury. Co za kunszt! Co za różnorodność! Co za fantazja!

Ciekawa jestem, którą z tych klamek wybralibyście do swojego domu, gdybyście musieli się na jakąś z nich zdecydować? Podzielcie się ze mną swoim wyborem w komentarzu.

Ołomuniec / Czechy

Ołomuniec, czechy


Więcej o cyklu przeczytacie tutaj.

Miłego dnia!
Marta

czwartek, 15 września 2016

Tu się (nie) pracuje

Nie nadaję się do siedzenia przy biurku. Nigdy się nie nadawałam. Lekcje zawsze odrabiałam siedząc na łóżku, o co toczyłam boje z rodzicami. Gdy na studiach uczyłam się do sesji, rozkładałam wokół siebie notatki na podłodze, bo na biurku i tak by się nie zmieściły. A w ciepłe dni, jak trzeba było coś ważnego przeczytać lub wkuć, przenosiłam się na koc do ogrodu. Kilka godzin siedzenia w szkolnej ławce, a teraz w pracy sprawia, że nasze domowe biuro jest nim tylko z nazwy. Nie przesiaduję tu. Nie pracuję tu. Nie piszę tu bloga.
Rozsiadam się z laptopem na kolanach na kanapie, w hamaku lub na balkonie. Nigdy przy biurku. No ale przecież nie da się z niego zrezygnować. Gdzieś trzeba trzymać różne papiernicze pierdoły. Gdzieś trzeba odłożyć komputer. Gdzieś Adam musi się rozkładać ze swoimi dziwnymi pomysłami jak lutowanie, malowanie figurek, rozkręcanie i skręcanie elektroniki wszelkiej maści, itp. Że o szyciu na maszynie nie wspomnę. Poza tym takie biurko wspaniale sprawdza się, jako szwedzki stół podczas różnych imprez ;)
Ostatnio z powodu malowania ściany w tym kącie zostały ogołocone i pewnie jeszcze przez chwilę tak zostanie. Nie muszę przechowywać tu sterty segregatorów z "megakurwaważnymi" dokumentami, dlatego mogę pozwolić sobie na minimalistyczną wersję domowego biura. Planuję powiesić ze dwie, raczej symboliczne półeczki na skórzanych paskach, pasującą do nich wiszącą doniczkę i pewnie jakiś plakat. Ale póki co hołduję zasadzie, że mniej znaczy więcej.

białe biurko, krzesło eames, niebieskie krzesło, workspace

poniedziałek, 12 września 2016

Drzwi nr 86

Są na starym mieście, ale nie są bardzo wiekowe. Choć stylówkę mają raczej renesansową. Taki paradoks stolicy, w której cała starówka legła w gruzach w czasie powstania warszawskiego, a następnie została odbudowana. 
To furta przy kościele św. Marcina. Takie małe boczne drzwiczki prowadzące do klasztoru sióstr franciszkanek. Podobają mi się okucia, ceglaste zwieńczenie, wytarty kamienny próg i przede wszystkim podświetlona tabliczka z wykutą nazwą ulicy i numerem budynku. Kołatka i wizjer w drzwiach też są ładne.

I o ile zwykle piszę przy takich okazjach, że ciekawa jestem co się kryje za tymi drzwiami, to przyznam się, że tym razem dobrze wiem dokąd prowadzą. Jest tam piękny, malutki dziedziniec, otoczony krużgankami. Można naprawdę poczuć się, jakby człowiek cofnął się w czasie, zwłaszcza gdy słychać dźwięki muzyki organowej dobiegające z kościoła. Szkoda tylko, że chyba nie da się tam tak po prostu wejść przy okazji spaceru. A może właśnie to dobrze, bo inaczej przestałoby być tak magicznie?

Warszawa / Polska


Więcej o cyklu przeczytacie tutaj.

Miłego dnia!
Marta

piątek, 9 września 2016

Niezły Meksyk!

Łóżeczko niemowlęce - potraficie mnie zaskoczyć :) Napisałam ostatnio, że pozbyliśmy się z salonu poprzednich foteli i pokazałam, że miejsce jednego z nich zajął odrestaurowany staruszek. A w odpowiedzi na zagadkę, czym zastąpiliśmy drugi fotel, ktoś napisał właśnie o łóżeczku. Oficjalnie dementuję i przyznaję się jedynie do ciąży spożywczej :)
Choć myślę, że dzieciaki różnych krewnych i znajomych królika, które regularnie i w dużych ilościach odwiedzają nasz dom, będą zachwycone dobrą zmianą jaka nastąpiła w salonie. A wszystko dlatego, że zawisł w nim... kolorowy hamak!


wtorek, 6 września 2016

O medycynie estetycznej słów kilka, czyli metamorfoza fotela

W pewnym wieku niektóre kobiety zaczynają się zastanawiać, czy nie należałoby jakoś pomóc matce naturze i cofnąć nieco upływający czas. Zwłaszcza, że chirurdzy-celebryci kuszą z ekranu liftingami, botoxami i innymi cudami. Na szczęście ja od wielu już lat nie mam telewizora więc nie bardzo to do mnie dociera. Moje cycki póki co dzielnie wygrywają z grawitacją, a zmarszczka pomiędzy brwiami po prostu świadczy o tym, że intensywnie myślę nad istotą wszechświata ;) Nie muszę też inwestować w implanty pośladków - Jenifer Lopez na pewno zazdrościłaby mi ich rozmiaru. Mogłam więc ze spokojnym sercem zaoszczędzoną kasę zainwestować w odmłodzenie starego fotela. Jemu lifting był zdecydowanie bardziej potrzebny niż mi.

Fotel był w rodzinie Adama od lat. Nikt właściwie nie pamięta z jakiego pochodzi okresu, ale kształty art-deco i bebechy, które miał w środku sugerują okres raczej przedwojenny. Odkopaliśmy go spod sterty gratów w piwnicy naszej poprzedniej kawalerki i postanowiliśmy odratować. Ale od postanowienia do  metamorfozy upłynęło prawie tyle czasu, co od debiutu Dody na gorących krzesłach do jej burzliwego rozstania z Nergalem. W kwestii wyglądu Dodzie znacznie się przez te lata polepszyło i czułam, że nasz fotel nie może być gorszy. Myślałam więc długo i intensywnie nad kolorami, wzorami i splotami tkanin. Zastanawiałam się, czy dam radę sama rozprawić się z zardzewiałymi sprężynami. Oczami wyobraźni widziałam sterty pyłu ze szlifowania, itp. I co? I skończyło się jak zwykle pełnym spontanem. 


niedziela, 4 września 2016

Drzwi nr 85

Piękne rzeźbienia w drobne wzorki przykuły moja uwagę, gdy przechodziłam obok tych drzwi. Łańcuszkowe ozdoby pojawiają się zarówno na kamiennym portalu jak i na drewnianym obramowaniu skrzydeł. Do tego roślinne rzeźbienia, powtarzający się motyw kolumienki, nietypowa szybka z falującego szkła i numerek 333 - prawda, że ładne? A ten cudowny, kamienny próg, wytarty przez lata nogami setek wchodzących i wychodzących przez te drzwi zauważyliście?

Ołomuniec / Czechy


Więcej o cyklu przeczytacie tutaj.

Miłego dnia!
Marta

piątek, 2 września 2016

Dobre, bo polskie - Pan Lis

Ależ ja lubię pisać posty w tej serii! Zawsze w takich chwilach cieszę się, że mamy w Polsce kreatywnych ludzi, z cudownymi pomysłami, tworzących piękne rzeczy. Dzięki ich pracy, możemy otaczać się ładnymi, dobrze zaprojektowanymi przedmiotami. Zero kompleksów przed resztą świata :)
Dziś chciałabym przestawić Wam markę Pan Lis. Twórczynią tej małej manufaktury jest Kasia, która wszystko wymyśla, projektuje, drukuje, szyje...itd. Kasia uwiodła mnie przede wszystkim swoimi plakatami. Podoba mi się jej kreska i zmysł estetyczny. W sklepie Pana Lisa znajdziecie zarówno minimalistyczne w formie grafiki jak i kolorowe plakaty z zabawnymi tekstami. Dla każdego coś miłego. No i ogromny plus za napisy w języku polskim! A genialne poczucie humoru autorki możecie poznać nie tylko  oglądając  plakaty, ale również czytając blog Pana Lisa :)




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...