Zima za pasem. Na moim instagramie pojawił się już świecznik adwentowy i zaraz zasypię was świątecznymi dekoracjami. Ale przypomniało mi się, że prawie dwa miesiące temu przygotowałam dla was fotki z jesiennego wyjazdu w Bieszczady i zapomniałam ich pokazać. Wybaczcie, dawno nie miałam tak szalonego czasu w życiu, jak tej jesieni i zdaje się, że przestałam ogarniać ;)
Bez zbędnego gadania, szybkim rzutem na taśmę, zapraszam na spacer
po bieszczadzkich połoninach. W ciągu trzech dni wędrowania zaliczyłam
pierwszą w tym roku śnieżycę, błoto po kolana, odmrożenie rąk i takie
tam. Ale było też trochę słońca, kolorowych jesiennych liści i obłędnych
widoków.
Jeśli czekacie na kolejne wpisy z fińskiej odyseii, to obiecuję, że będą. A może uda mi się również opowiedzieć wam więcej o naszej nadbałtyckiej podróży. Ale bądźcie cierpliwi. Prawda jest taka, że chociaż od wyjazdu minęły już 4 miesiące, to ja jeszcze nawet nie obejrzałam zdjęć. Może podczas świątecznego urlopu podziałam więcej w tym temacie. A wcześniej chętnie podzielę się tu jakimiś świątecznymi ujęciami. Zaglądajcie.
Miłego dnia!
Marta
Mimo, że za oknem aktualnie prószy śnieg, mróz trzyma ten, co już napadał Twoje zdjęcia noszą mi ukojenie... uwielbiam takie widoki, jesień, bo przecież nadal ona trwa... pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJesienią lepiej wyglądają niż latem. Kolory, mgła, mniej turystów, więcej magii.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Bieszczady... a zdjęcia są piękne! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWspaniała kolorystyka! Czekamy na wiosenną odsłonę :)
OdpowiedzUsuńCudownie!:)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia! Uwielbiam kolory jesieni.
OdpowiedzUsuńŚwietny blog. Jestem pod wrażeniem. Na pewno będę polecała tę stronkę swoim znajomym.
OdpowiedzUsuńBieszczady są w ogóle bardzo piękne :)
OdpowiedzUsuńPrzepięknie! :)
OdpowiedzUsuń