wtorek, 4 września 2012

Przeróbka, potop, przekleństwa... dzisiejszy post sponsoruje literka P.

Panuje od jakiegoś czasu trend, żeby wszystko personalizować. Prawdę powiedziawszy nie za bardzo za nim podążam. Może dlatego, że przejawia się on głównie w opcjach różnych nowinek technicznych, a ja gadżeciarą zdecydowanie nie jestem. Niemniej jednak postanowiłam wykorzystać jego założenia i dopasować nieco do swoich potrzeb i upodobań wygląd naszej sypialnianej komody. I w ten oto sposób znana chyba wszystkim ikeowska komoda Hemnes zyskała nowe oblicze.


Jak widać, umiemy liczyć do trzech :) i to po angielsku :))) 
Zmiany nie są drastyczne i można powiedzieć, że są w pełni odwracalne. Jak mi się znudzą numerowane szuflady, w łatwy sposób da się je zamienić na jakieś inne dekoracje. Napisy wydrukowałam na papierze etykietowym, wycięłam i nakleiłam. Tak proste, że nawet ja to ogarnęłam :)



Zdjęcia robiłam dwa dni temu, a wystrój półeczek już się zmienił od tej pory :) Ale o półkach innym razem, a teraz o kolejnym naszym skarbie - starociu. Nogi od singera już znacie, ale nie pokazywałam wam jeszcze samej maszyny. Odziedziczyłam ją po babci. Gdyby znowu zamontować ją na nogach, byłaby w pełni sprawna. Ale ponieważ do szycia mam dwie lewe ręce, to wykorzystuję ją w roli dekoracji. Tak jest bezpieczniej i dla niej i dla mnie ;)




No dobra, to piękne rzeczy mamy za sobą, a teraz te mniej fajne. Założyłam tego bloga, żeby dokumentować nasze remontowo-mieszkaniowe zmagania i byłoby nieuczciwie, gdybym o tym nie wspomniała :) Wydawało mi się, że pewne etapy robót mamy już za sobą i nie będę do nich na tutaj wracać, ale okazało się, że niestety się myliłam. Tym razem rzecz dotyczy łazienki. W zeszłym tygodniu przez dwa dni panowała w niej totalna (przepraszam za wyrażenie) rozpierducha.
Zaczęło się od tego, że wieczorem przyszedł do nas sąsiad i oznajmił, że ma wielką plamę na suficie w łazience, że go zalewamy i że hydraulik z administracji zamknął wodę w całym pionie, w związku z czym do następnego dnia 15 mieszkań ma wodę jedynie w kuchni. No przyznam, że mnie zamurowało. Zaglądam do naszej łazienki - suchuteńko. Odsuwam pralkę - nic, ani kropli wody. Na co sąsiad z obojętną miną stwierdził, że "to pewnie pękło u was w ścianie i trzeba będzie kuć", po czym sobie poszedł. Jak się domyślacie szlag mnie trafił. Jak to kuć moją śliczną, wymarzoną, niedawno urządzoną łazienkę?! W której na dodatek nie ma żadnych śladów potopu!
I tak zaczęły się poszukiwania przecieku. Trzeba było zdemontować drewnianą obudowę wanny. Pomyśleliśmy sobie najpierw, że to żaden problem, bo przecież jest zamontowana na magnesy, tak żeby w razie czego łatwo ją było zdjąć. Taaaaaa...... Problem był tylko taki, że najpierw trzeba było zdemontować półkę znad kosza na brudy i podporę blatu pod umywalkę, która przylega do wanny i na której naklejone są kafelki. A z kolei, żeby to zrobić, trzeba zdemontować półkę pod umywalką. A żeby to zrobić trzeba wynieść wszystkie graty... W końcu się udało. Półki odkręcone, podpora zdemontowana tak, że kafelki nie popękały, obudowa zdjęta i wystarczy ją wynieść z łazienki. Wszystko pięknie, ale.... Zawsze musi być jakieś "ale". Tym razem "ale" oznaczało, że nie da się obudowy wynieść z łazienki. Zwyczajnie nie ma miejsca, żeby nią wykręcić. No i co? No rozkręcamy dalej. Tym razem obudowę pralki. Jak demolka, to demolka, po całości.



Okazało się, że pod wanną faktycznie mamy mokro, tylko że nic nigdzie nie kapało. Spędziłam więc upojny wieczór susząc na czworaka mokry beton suszarką do włosów, żeby od rana zobaczyć, gdzie cieknie. Sytuacja była tak absurdalna, że złość mi przeszła i bluzgi przestały cisnąć się na usta. Rano przyszedł hydraulik, odkręcił wodę, stwierdził, że odpływ od wanny działa jak należy i zaczął zbierać się do wyjścia. No to pytam, czy nie możemy od razu sprawdzić odpływu od pralki. A on mi na to "proszę podłączyć praleczkę i samodzielnie poobserwować, czy nie cieknie". No super! A jak jednak cieknie i znowu zrobimy potop? 
Wyszłam do pracy i zostawiłam Adama z tym rozgardiaszem. Dobrze, że mam w domu takiego ogarniętego chłopa, który umie różne dziwne rzeczy naprawić. Adam wszystko posprawdzał i okazało się, że cieknie na łączeniu rur wychodzących ze ściany z baterią prysznicową. Panu hydraulikowi niestety nie przyszło do głowy, że tu może leżeć przyczyna. W każdym razie na dzień dzisiejszy sytuacja jest opanowana. Wszystko rękami Adama uszczelnione, obudowa wanny wróciła na swoje miejsce, pozostałe elementy łazienkowej układanki również. Po polu bitwy nie zostało ani śladu. Do następnego razu...


Miłego dnia!
Marta

11 komentarzy:

  1. Wyszło bardzo fajnie :)
    Mam podobną maszynę, a z nóg żeliwnych zrobiłam sobie stolik :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyszlo swietnie:)) pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Współczuję "przygody" z łazienką, nic do zazdroszczenia. Hydraulik jest dowodem na to, że prawdziwych fachowców faktycznie nam brakuje. Brak słów. Oby to się już nie powtórzyło.A ozdoba szuflad ładna i bardzo praktyczna :)

    OdpowiedzUsuń
  4. s u p e r !
    Bardzo mi się podoba :-)
    Genialny pomysł na komodę z IKEA.
    Brawo!
    Pozdrawiam ciepło :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale przeboje, dobrze, że wszystko skończyło się dobrze dla Twojej łazienki. Świetna przeróbka komody.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super pomysł z komodą:-)
    Jestem pod wrażeniem!
    Współczuję tych łazienkowych historii!
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak pięknie to wygląda ;) maszyna rewelacyjna ! Pozdrawiam, Monika.

    OdpowiedzUsuń
  8. komoda fantastyczna i kolor i cyferki
    demolki łazienkowej nie zazdroszczę, ale dobrze, że znaleźliście przeciek i nie był w ścianie
    Martuś, podaj mi swego mejla, wyślę Ci foto zasłonki do łazienki, którą kiedyś Ci obiecałam, a akurat mam ją obcykaną :)
    ściskam
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny pomysł na komodę.
    Przygody łazienkowej nie zazdroszczę, dobrze, że macie to już za sobą i skończyło się bez kucia.
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny pomysł na komodę, wygląda genialnie! A łazienkowe historie znam i ja, echhh. Dobrze, ze juz po :-) Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Współczuję stresujących przeżyć; dobrze, że mąż taki zaradny i wszystko skończyło się bez większych komplikacji :)
    Komoda rewelacja!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...