Za oknem kłębią się szaro-granatowe chmurzyska. Można by pomyśleć, że to Mordor, a nie centrum Polski. Ja na prochach, bo dopadła mnie jakaś gigantyczna migrena. Mieszkanie znacznie odbiegające od stanu, który można opisać słowem uporządkowane. Okoliczności nie sprzyjają jakimkolwiek działaniom, ale postanowiłam zrobić w końcu zdjęcia na bloga i nawet ciemnica panująca w naszym przedpokoju mnie od tego nie odwiodła. Trochę wygibasów ze statywem i proszę, oto są... cztery zdjęcia z kilkudziesięciu jako tako nadające się do publikacji ;)
Strasznie lubię te moje gąsiory. Wydaje się, że są niewyczerpanym źródłem różnego rodzaju aranżacji. A drewniany słonik kiedyś był mocno eksploatowaną broszką. Kupiony sto lat temu na jarmarku dominikańskim w Gdańsku nadal mi się nie znudził. Wykopałam go ostatnio przy okazji porządków i od razu zajął honorowe miejsce ;) Ciekawa jestem, czy też macie tego typu drobiazgi, z którymi trudno Wam się rozstać?
Miłego dnia!
Marta
Oczywiście, że tak. Nawet znalazła się u mnie, taka skrzyneczka gdzie chowam wszelkie cenne wspomnienia. O matko wyciągnęłam ją, i czego tam nie ma... ;) Pozdrawiam. Arleta
OdpowiedzUsuńach co ja bym dała za takie gąsiory! marzą mi się od dawna i wciąż poszukuję tych moich...:))) może wreszcie na jakieś trafię:)
OdpowiedzUsuńdobrego dnia , buziaki kochana!
mam, mam, ale przyznaję, że często schowane głęboko w szufladzie ;P
OdpowiedzUsuńŚwietne wazony ;)
xoxo
Słonik wygląda na prawdę uroczo :)
OdpowiedzUsuńA gąsiory - to prawda - od gałązek modrzewiowych w zimie po piękne kwitnące gałęzie wiosną, aż po jesienne liście jesienią!
Ja mam bardzo podobną ,prawie identyczną,butelkę jak ta twoja z korkami,z tym,że moja ma kolor wpadający w jasny zielonkawo turkusowy.Znalazłam ją na strychu babci,jak byłam nastolatką i jest ze mną już 16 lat.A na babcinym strychu "trochę" przeleżała :)
OdpowiedzUsuńPozdr.