Od kogo najłatwiej nauczyć się brzydkich wyrazów? Od budowlańców oczywiście;) Pan Zdzisław, który wspomagał nas w generalnym remoncie mieszkania miał ich niezły zasób, ale prawdziwe wyżyny słowotwórczych wiązanek osiągnął, gdy męczył się z podłogą. Bo wymyśliła se taka jedna, że nie chce mieć pożółkłego lakieru na PRL-owskiej mozaice i kazała bielić.
Ale najpierw cyklinowanie, szpachlowanie szpar, uzupełnianie deseczek w miejscach, gdzie wcześniej były ściany, itp.
A potem trzeba się było dokształcić, co to ten cały ług i jak tym bielić.
A potem jeszcze olejowanie białym olejem, żeby zabezpieczyć drewno i nadać mu gładkości.
A potem marudzenie, że "szefowo tak biało to nawet w szpitalu nie mają".
Czy warto było się tak męczyć? Zdecydowanie tak! Nie tylko nauczyłam się kilku wiązanek, od których uszy więdną (nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą więc lepiej być przygotowanym), ale mam wymarzoną, jasną, drewnianą podłogę. Dzięki ługowaniu zyskała biały odcień, a jednocześnie widać słoje i strukturę drewna. Ma też tę przewagę nad podłogą malowaną farbą, że nie rysuje się i nie zdziera w trakcie codziennego użytkowania. Dziś podłoga w naszym mieszkaniu wygląda tak:
Gdy szukaliśmy mieszkania, zależało nam na tym, żeby miało drewnianą podłogę w niezłym stanie. Wiedzieliśmy, że nie będzie nas stać na położenie prawdziwych dech (do czasu, jeszcze będę takie miała!), ale za żadne skarby nie chcieliśmy mieć paneli.
No i znaleźliśmy. Poniżej możecie podejrzeć jak nasz obecny salon wyglądał, gdy mieszkali tu poprzedni właściciele. Wcześniej podłoga była ciemna, żółta i na wysoki połysk, czyli standard przełomu lat 70 i 80-tych, kiedy to powstał nasz blok.
Jednym słowem było PASKUDNIE. Ale był też POTENCJAŁ, który postanowiliśmy wykorzystać.
Odkąd tu mieszkamy (czyli od 5,5 roku) nie cackamy się zbytnio z podłogą. Poza normalnymi, codziennymi atrakcjami - jak rozlewanie kawy i czerwonego wina, brudzenie smarami podczas remontu rowerów, szuranie meblami, czy robienie imprez na 30 osób (w tym stado dzieciaków w wieku przedszkolno-żłobkowym) - podłoga przeżyła również dwa potopy, spowodowane próbą ucieczki pralki z łazienki podczas wirowania. I o dziwo wciąż ma się dobrze. Podłoga, nie pralka (choć i ona nieźle się trzyma, jak na obecne standardy gwarancji wskazujące na wiek emerycki).
Jak dbamy o podłogę? Jeździmy na szmacie. A konkretnie najpierw myjemy mopem, a potem przecieramy szmatą do sucha. (Końcówka -my jest tu sporym nadużyciem, bo zwykle to Adam bierze na klatę ten rodzaj robót domowych.) Ktoś może się zdziwić, że traktujemy wodą olejowaną podłogę, ale już spieszę z wyjaśnieniami. Istnieje takie specjalne mydło w płynie do podłóg olejowanych, które miesza się z wodą w odpowiedniej proporcji. I tak za jednym zamachem usuwamy brud i zabezpieczamy drewno.
W te wakacje, gdy robiliśmy "mały remont", postanowiliśmy zrobić dobrze również podłodze i dopieścić ją kładąc świeżą warstwę oleju bielącego. Jak się za to zabrać?
1. Dokładnie myjemy podłogę i czekamy aż wyschnie
2. Mieszamy olej w puszce, a następnie nakładamy pędzlem na podłogę.
3. W miejscach, w których podłoga jest mocniej eksploatowana (szlaki komunikacyjne, tam gdzie stoją krzesła, itp.) nakładamy grubszą warstwę, bo drewno wchłonie więcej oleju.
4. Odczekujemy trochę aż drewno "wypije" olej.
5. Pozostałą na powierzchni warstwę oleju dokładnie wcieramy szmatą w szczeliny oraz zbieramy nadmiar.
6. Pozostawiamy całość do wyschnięcia (np. przez noc). I gotowe.
Poniższe zdjęcie zrobiłam podczas olejowania. Na dole widać podłogę jeszcze przed położeniem świeżej warstwy oleju. Drewno nie ma ani odrobiny dawnego żółtego kolorku, ale biel troszkę poszarzała więc przydało się odświeżenie.
Poniższe zdjęcie zrobiłam podczas olejowania. Na dole widać podłogę jeszcze przed położeniem świeżej warstwy oleju. Drewno nie ma ani odrobiny dawnego żółtego kolorku, ale biel troszkę poszarzała więc przydało się odświeżenie.
W podobny sposób, czyli ługiem i białym olejem rozjaśniliśmy również listwy przypodłogowe, parapety, wszystkie wewnętrzne drzwi, również te do spiżarni i do szaf w sypialni. Na celowniku mam jeszcze paleciakowy stolik, bo denerwuje mnie kolorek, którego nabrał przez tych kilka lat. Ale to będzie wymagało szlifowania więc chyba zostawimy sobie tę robotę na wiosnę.
Poniżej wrzucam jeszcze kilka zdjęć z salonu, żebyście mogli lepiej obejrzeć obecny kolor podłogi i parapetów.
Miłego dnia!
Marta
Na razie napiszę tylko: wow, wow, wow. Muszę tu jednak jeszcze wrócić w wolnej chwili i wszystko na spokojnie przeczytać.
OdpowiedzUsuńpamiętam, że Ty też coś ługowałaś. Mam nadzieję, że jesteś równie zadowolona z efektu i trwałości jak ja.
UsuńZdecydowanie lepiej bielony a nie pożółkły. Zupełnie inny nastrój we wnętrzu. Brawo Ty!
OdpowiedzUsuńNiby podłoga ta sama, a nastrój z innej bajki. I efekt trwały, co bardzo mnie cieszy.
UsuńPrzepiękna ta Wasza podłoga i zdecydowanie warto było trochę podszkolić język ;)
OdpowiedzUsuńa pan Zdzisław jak się dzięki mnie podszkolił z techniki ługowania :)))
Usuńwidziałam na żywo ( przed kolejnym ługowaniem) i potwierdzam ze efekt zachwyca :D
OdpowiedzUsuńnajwyższy czas, żebyście znowu na żywo pooglądały ;) no i blaty w kuchni wybieliłam więc będzie coś nowego
UsuńJestem ZA
OdpowiedzUsuńcieszy mnie to :)
UsuńNiesamowita metamorfoza!
OdpowiedzUsuńjednak drewno ma w sobie niesamowity potencjał i różne oblicza można wyczarować
UsuńSuper, koniec PRLu :) zdecydowanie lepiej bez tej żółci :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńta żółć na wysoki połysk była straszna... brrr. Cieszę się, że udało się jej pozbyć i że efekt od kilku lat trzyma się bez zarzutu.
UsuńWygląda o niebo lepiej niż na początku - te stare, żółtawe, lakierowane parkiety to małe potworki, ale nie raz już się przekonałam, że przy odpowiednich zabiegach można z nich wyczarować wymarzoną podłogę. Tobie to wyszło świetnie :)
OdpowiedzUsuńnie przestaję marzyć o szerokich dechach, ale póki co ten parkiet daje radę. Odkąd pozbyłam się żółci i połysku mogę z tym żyć ;)
Usuńświetny paleciarski stoliczek :) w ogóle fajne, luźne wnętrze :)
OdpowiedzUsuńbo my mocno wyluzowani jesteśmy :) więc wnętrze oddaje nasz nieco zwariowany, niepoukładany styl życia
UsuńJest zdecydowanie lepiej, zmiana zdecydowanie na plus :). Wspaniałe wnętrze, widać w nim dużo serca. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMiło mi, że wnętrze się podoba. Czuję, że coraz bardziej odpowiada moim oczekiwaniom.
Usuńa jak zawiesiliście hamak? bo rozumiem, że jakieś zabezpieczenia jeśli chodzi o sufit macie? na co zwrócić uwagę podczas takiego montażu?
OdpowiedzUsuńMamy wkręcony w sufit taki specjalny uchwyt do którego przymocowana jest linka i karabińczyk wspinaczkowy, na którym wisi hamak. Ważne, żeby uchwyt "dobrze siedział" w suficie. My musieliśmy przesunąć go o 10 cm w stosunku do pierwotnego planu, bo trafiliśmy na jakąś pustawą przestrzeń.
UsuńTen stolik z pierwszego zdjęcia bardzo mi się podoba, fajnie że pod spodem jest miejsce i można coś schować :)
OdpowiedzUsuń