środa, 6 stycznia 2016

Gorenjska - Słowenia cz. 3

Jak wam mija pierwszy tydzień nowego roku? U mnie leniwe chwile spędzone pod kocem z książką i gorącą herbatą przeplatały się z różnego rodzaju mniejszymi i większymi zmianami w mieszkaniu. Jak zwykle o tej porze roku musiałam zrobić małe przemeblowanie na półkach, żeby znaleźć miejsce na nowe książki, które znaleźliśmy pod choinką. Przy okazji poprzekładałam stare zdjęcia w albumach i zdałam sobie sprawę, że od kilku lat nic już nie wywołujemy. Wszystkie fotograficzne wspomnienia z wyjazdów i różnego rodzaju spotkań kryją się gdzieś w otchłani komputerów i przenośnych dysków. Wśród dziesiątek tysięcy zdjęć, które robię w ciągu roku ciężko czasem odnaleźć te właściwe, które chcemy komuś pokazać. Postanowiłam, że wybiorę chociaż po kilka zdjęć z różnych naszych podróży i wywołam, żeby jakiś bardziej namacalny "ślad" był zawsze pod ręką.

A póki co wracam do podróżniczych relacji na blogu. Za oknem biało i mroźno więc to chyba dobry moment, żeby przypomnieć sobie trochę cieplejsze dni. Dziś zabieram Was na wycieczkę w moje ukochane góry. Tym razem będą to Alpy Julijskie. Spędziliśmy w nich kilka wspaniałych dni podczas tegorocznego urlopu. Naszą bazą wypadową było renesansowe miasteczko Radovljica. Zamieszkaliśmy przy rynku w jednej z najstarszych kamieniczek (jedna z tych widocznych na poniższych zdjęciach). Z jej okien rozpościerał się wspaniały widok na góry i pięknie ukształtowaną, zieloną, polodowcową dolinę. Poranna kawa w takim miejscu smakowała jakoś inaczej, smaczniej ;) 

Kilkanaście kilometrów dalej znajduje się Bled - miejsce, do którego zjeżdżają autokary pełne japońskich turystów. Na szczęście większość z nich nie ma takich pomysłów jak my i nie robi sobie dłuuugiego spaceru wokół jeziora. Nie wiem jak to wygląda w szczycie sezonu turystycznego, ale pod koniec września nie było tu zbyt dużo ludzi. Bled to miejsce zdecydowanie obowiązkowe do zobaczenia w Słowenii. Zamek na skale, kościółek na wyspie i jezioro otoczone ze wszystkich stron górami, to element obecny na wszystkich pocztówkach i folderach z tego kraju. I zupełnie mnie to nie dziwi. Nawet pochmurny dzień nie odjął mu uroku.








A poniżej Radovljica. Jestem zauroczona renesansowym centrum tej maleńkiej miejscowości. Życie toczy się tu w jakimś innym rytmie. Ludzie szanują zabytkową architekturę i nie próbują jej "ulepszać" i unowocześniać. Ale jednocześnie nie odnoszą się do niej z jakąś nabożną czcią. Jednego dnia obserwowałam, jak w ponad czterystuletniej fontannie (widać ją poniżej) murarz czyścił wiadro z resztek jakiejś zaprawy. W tym samym czasie w restauracji znajdującej się w kamienicy obok trwało wesele, a goście bawili się również na tym maleńkim ryneczku. Niezły klimat :)

To właśnie w Radovljicy zrobiłam moje ulubione zdjęcie z tego wyjazdu. O dziwo nie jest to zdjęcie gór, ani nieprzyzwoicie uroczych słoweńskich widoczków. Chodzi o fotkę z niebieskim oknem, rowerem i obrazem. Uwierzycie? Idzie sobie człowiek ulicą i nagle na ścianie widzi obraz z zimowym plenerem (!), a pod nim taki rower. I jeszcze ta faktura budynku... Może jestem nienormalna, ale nie mogłam oczu oderwać.




No ale miało być dzisiaj o górach. Pewnie was nie zdziwi, gdy napiszę, że wysokie, skaliste szczyty, kręte i strome serpentyny, obłędnie błękitne potoki, głębokie, zielone doliny i czerwieniejące to tu to tam drzewa skradły zupełnie moje serce. Bardzo żałuję, że nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu żeby pójść na kilka porządnych, górskich wędrówek, ale udało nam się zaliczyć m.in. wietrzną wycieczkę na Vogel, spacer u podnóży Triglawu, pikniki na brzegu jeziora Bohinj i po włoskiej stronie granicy nad Laghi di Fusine. Było wspaniale, mimo że pogoda w kratkę. Tęsknię za tymi widokami. Poniżej kilka moich nieudolnych fotek, które nawet w połowie nie oddają urody tych miejsc. Najlepiej pojedźcie, żeby zobaczyć je na własne oczy. I nie dajcie się zwieść niewinnym zdjęciom - większość tych skalistych górek ma ok. dwa tysiące metrów wysokości ;)












Alpy Julijskie to raj dla miłośników aktywnego spędzania czasu. Można spacerować, jeździć na rowerze górskim lub kolarzówce, uprawiać nordic walking lub wspinaczkę. Można też pływać kajakiem, biegać, latać na lotniach i co tam sobie jeszcze wymyślicie. Że o sportach zimowych nie wspomnę. Każdy, niezależnie od kondycji i wieku znajdzie coś dla siebie. A widoki niezaśmiecone wszędobylskimi tablicami reklamowymi zdecydowanie wygrywają w porównaniu z naszymi górami. Niestety, bo wyobrażam sobie, że i w Polsce mogłoby być tak pięknie. Tylko tych licznych, strzelistych wieżyczek białych kościółków u nas brakuje.

Miłego dnia!
Marta

10 komentarzy:

  1. ALEŻ TAM PRZEPIĘKNIE!
    z przyjemnością obejrzałam te zdjęcia..
    buziaki :*:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowenia jest niesamowita. Trzeba to zobaczyć na własne oczy :)

      Usuń
  2. Uprzejmie zazdroszczę błogiego lenistwa z książką :)
    Kadry piękne, miejsce bardzo klimatyczne...nic tylko zwiedzać i czerpać garściami!
    Pozdrawiam, Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam w tej okolicy już drugi raz i bardzo chciałabym tram wrócić, tym razem na trochę dłużej. Ale jest jeszcze tyle innych pięknych miejsc, czekających na zobaczenie...

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Magda, te zdjęcia w porównaniu z rzeczywistością to słabizna ;)

      Usuń
  4. to co lubię ;)
    moje wspomnienia to Osp i Piran, a tak wiele jeszcze do zobaczenia ;)
    piękne zdjęcia !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Piranie też byliśmy :) Pisałam o nim chyba w listopadzie

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...