W tym roku wyjątkowo udało mi się nie zasuszyć lawendowych krzaczków i bardzo długo i bujnie kwitły. A właściwie kwitną nadal. Można by nawet powiedzieć, że na balkonie mam lawendową klęskę urodzaju ;) Zapach lawendy mieszający się z zapachem różnych ziół, gdy się je trąca przy podlewaniu, jest niesamowity. Można się poczuć jak w wiejskim ogródku, a nie w blokowisku w wielkim mieście. Pierwsze krzaczki pomału przekwitają, dlatego przyszła pora na lawendowe zbiory.
Ogołociłam póki co największy krzak. Reszta wciąż pięknie kwitnie więc jeszcze przyjdzie pora na kolejne zbiory. I dobrze, bo najwyższa pora wymienić lawendowe bukieciki w łazienkach. Te, które zdobiły je do tej pory, zamieniły się już w kurzołapy i jak można się domyślić, nie bardzo spełniają swoją funkcję;)
Miłego dnia!
Marta
Miłego dnia!
Marta
lubię lawendę :)
OdpowiedzUsuńPrzepięknie. Zapach musi być obłędnyyyy!
OdpowiedzUsuńLawendaaaa <3
OdpowiedzUsuńach widzę, że my o tym samym:))) u mnie ostatnio tez były urodzajne zbiory:) śliczne zdjęcia! pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńMogę sobie wyobrazić ten zapach...
OdpowiedzUsuńLawenda w tym roku pięknie kwitnie :)) U mnie już trzy spore bukieciki wiszą i się suszą :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten zapach :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam lawendę :)
OdpowiedzUsuń