Przeglądam zdjęcia w wyjazdu patrząc na nie krytycznym okiem. Wyrzucam, wyrzucam i wciąż jest ich jakaś ogromna ilość. I tak coś mi się zdaje, że chyba kilka kolejnych postów nimi obdzielę:) Na początek chałupa.
Dzięki uprzejmości znajomych właścicieli naszym domem na kilka dni stała się stara łemkowska chata w zapomnianej wiosce w Beskidzie Niskim. Można by powiedzieć, że to prawdziwy koniec świata - bez zasięgu telefonów komórkowych, bez internetu, bez turystów. Zimą nawet lokalnych mieszkańców trudno jest spotkać. Cudowne miejsce, żeby odpocząć, zwolnić, spędzić miło czas na górskich wędrówkach i długich, wieczornych rozmowach z przyjaciółmi.
Chałupa zbudowana jest z porządnych, drewnianych bali. Ogólnie jest w niej bardzo dużo przestrzeni, ale nie zawsze tak było. Dzisiaj trudno to sobie wyobrazić, ale przed laty łemkowska wielopokoleniowa rodzina zajmowała dwie izby, a pozostała przestrzeń na parterze przeznaczona była dla zwierzaków i do przechowywania różnych sprzętów. Na piętrze pod dachem przechowywano siano. Kibelek oczywiście był na zewnątrz, a kąpać można się było w balii na zachaciu. Hmmm, jakoś takie atrakcje zimą do mnie nie przemawiają, ale na szczęście chata przeszła drobny lifting i jest w niej ciepła woda, normalna łazienka i prąd. Takie luksusy:)
Kuchenka jest za to zupełnie zbędna. A to dlatego, że zachował się wielki stary piec, w którym trzeba palić, żeby było ciepło i żeby było co jeść. A grzanki prosto z takiego pieca - niebo w gębie! I tylko Filemona i Bonifacego brakowało:)
Z chaty rozciąga się cudowny widok na Beskid Niski, który chyba o każdej porze roku wygląda zachwycająco.
Chciałam Wam jeszcze pokazać trochę detali. Niesamowite są te kute elementy i faktura drewna, które w zależności od pory dnia przybiera barwy od złotego, przez szaro-zielone, aż do czerni.
I na koniec znowu w bardziej zimowej odsłonie.
Jeśli chcielibyście lepiej poznać ten koniec świata, do którego tak bardzo lubimy wracać, zachęcam Was do obejrzenia TEGO FILMU. Gdzieś w okolicach 28/29 minuty pojawia się "nasza" chata.
A w następnym poście pokażę Wam tą malowniczą okolicę, widzianą okiem mojego obiektywu.
Miłego dnia!
Marta
Obejrzałam filmik tak od tej proponowanej minuty i dochodze do wniosku, ze szkoda mi troche utraconego harcerstwa... Oj było się młodą i głupią :(
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńChciałabym taką piękną, starą chatkę po liftingu, chociaż nie koniecznie w takiej głuszy:-)
serdecznie pozdrawiam
Harcerstwo - stare dobre czasy, pełne niezapomnianych przygód i fajnych ludzi:)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o głuszę, to ze mnie jest zdecydowanie miejskie zwierzę i na co dzień nie mogłabym tak żyć. Ale raz na jakiś czas cudownie jest uciec w takie miejsce gdzie jest wolniej, ciszej i piękniej.
Przepiękne , klimatyczne zdjęcia! :)
OdpowiedzUsuńWypocząć w takiej chacie i z takimi widokami to rzeczywiście jest coś co ma swój urok :)
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńdziękuję serdecznie za odwiedziny i udział w Candy:)
Też uwielbiam takie klimaty, pięknie jest!
pozdrowienia,