Podobno. Ale czy napewno? Jesteśmy teraz na etapie kupowania kafelków do kuchni i łazienki. Gdybyśmy szukali czegoś w kolorach wanilii, beżu, brązu i ewentualnie przełamanych brązem odcieni pomarańczowego, głowa z pewnościa by nas rozbolała. Wybór tych odcieni jest OGROMNY. W każdym sklepie tysiące wzorów i rozmiarów, o rozpiętości cen nie wspominając.
Nas niestety głowa boli z zupełnie innego powodu. Wymyśliliśmy sobie, że nie chcemy mieć łazienki beżowo-czekoladowej, jak 90% Polaków, tylko szarą. No i tu zaczynają się schody. Gdybyśmy budowali bunkier, albo chociaż rodzinny grobowiec, to pewnie coś by się znalazło. Są też kafle, które wyglądają jak brudne płyty chodnikowe i takie z nutką zgniłej zieleni, jakby grzyb na tym rósł. Przyznacie, że nie brzmi zachęcająco. I równie nieciekawie wygląda. Wybór kafli w odcieniach szarości jest znikomy i naprawdę nie wiem, czy znajdziemy coś odpowiedniego na podłogę w łazience.
Wiemy już za to, jak będą wyglądały okolice wanny. Kojarzycie płytki jakimi wyłożone są stacje paryskiego metra? Nie? To może skojarzenie Adama będzie Wam bliższe: szalet miejski? Albo jeszcze inne: rzeźnia?
Wybraliśmy płytki odrobinę retro, czyli białe, wypukłe cegiełki Vives Mugat Blanco. Na ścianie prezentują się tak:
Różowe dodatki raczej sobie darujemy, chociaż z bólem serca:)
Te same płytki znajdą się koło umywalki w ubikacji.
Podjeliśmy również decyzję dotyczącą kafelków na ścianie w kuchni. Ponieważ szafki będą białe i proste, postanowiliśmy dla kontrastu zrobić ciemniejsze i trochę pstrokate ściany. A właściwie przestrzeń pomiędzy szafkami na jednej ścianie. Tu planujemy płytki Merlin Grafito.
To zdjęcie niestety niezbyt dobrze oddaje kolor. Płytki są szaro-brązowe, a kreski bardziej beżowe. W kuchni oczywiście też mamy problem z podłogą. Jakoś nie możemy się na nic zdcydować i pewnie zakup będzie dość spontaniczny.
Tymczasem odejdźmy na chwilę od glazurniczych rozważań. Kilka osób spytało mnie, kim jest tajemnicza postać, która pojawiła się na jednym ze zdjęć w poprzednim poście. Śpieszę więc z wyjaśnieniami. Osobnik zamaskowamy przeze mnie niczym szpieg z krainy deszczowców (jeśli ktoś woli bardziej współcześnie: niczym agent CBA) to pan Zdzisław we własnej osobie. Nie ośmieliłam się poprosić o zgodę, na zaprezentowanie jego oblicza masom i tym samym uczynienie z niego celebryty wśród złotych rączek. Poza tym nie byłoby to w moim interesie. Jeszcze ktoś, kto również planuje remont, rozpoznałby go na ulicy i podkupił, a my zostalibyśmy z całym tym bajzlem sami. Przerażająca wizja! Ponieważ nie mogę do tego dopuścić, wygląd pana Zdzisia musi pozostać tajemnicą. Wy co najwyżej możecie go sobie wyobrazić. Tatuaż na ręku może zasugerować w jakim kierunku powinny iść Wasze myśli:)
Miłego dnia!
Marta
proponuję ujawnić wizerunek Pana Zdzisława po skończonej robocie ;) /Miki/
OdpowiedzUsuńproszę o mail w sprawie klatki z adresem i wielkością i iloscią klatek
OdpowiedzUsuńwielebas@poczta.fm
pozdrawiam
No tak... te kafelki z kuchni faktycznie na żywo mają trochę inne odcienie :P
OdpowiedzUsuń