Śnieżna kula - to skojarzenie chyba najlepiej oddaje efekt zmian jakie nastąpiły ostatnio w naszym mieszkaniu. Zwłaszcza w kontekście zbliżającej się zimy. A miała być tylko niewinna wymiana okien w salonie i w sypialni. Taaa jasne... bardziej niewinna była Lolita z powieści Nabokova.
Lawina zmian objęła m.in.:
- wybijanie kawałka ściany w salonie
- uzupełnianie podłogi w salonie i na balkonie
- zabudowę parapetu na balkonie
- dorabianie nowych gniazdek elektrycznych w salonie i na balkonie
- likwidację karniszy w salonie i jadalni
- równanie gładzią kilku ścian
- malowanie całego mieszkania
- olejowanie podłóg
- przesuwanie lampy nad blatem w kuchni
- szlifowanie i bielenie blatów kuchennych
- malowanie rur
- całą masę innej drobnicy
Ach, nie ma to jak owocnie spędzone wakacje! Najśmieszniejsze jest to, że cały ten ogrom pracy sprawił, że w mieszkaniu jest czyściej, milej i funkcjonalniej, ale właściwie tylko my to widzimy. Bo przecież ktoś, kto odwiedza nas raz na jakiś czas nie zorientuje się wcale, że lampa wisi 15 cm dalej niż to było kiedyś. Myślę, że inne zmiany w kuchni też umknęłyby uwadze większości, dlatego napisze tu o nich dzisiaj. Wiedzcie, że coś się dzieje!
Jesienną, deszczową szarość za oknem lubię mniej więcej tak samo jak poniedziałkowe poranki, "dobrą zmianę" i wątróbkę. Dzięki niej w moim mieszkaniu zapanowało coś na kształt nocy polarnej więc zdjęcia z kuchni nie powalają :(
Kocham natomiast szarość na ścianach. Jest piękna jak mgła nad łąką w ciepły letni poranek, jak stópki noworodka, jak nowa twarz Edyty Pazury. I właśnie dlatego postanowiłam przemalować na szaro fragment ściany pomiędzy oknami w naszej kuchni. Nigdy nie lubiłam tego miejsca. Rury nie dodają mu uroku, a biała ściana przez to, że pozostawała wiecznie w cieniu, wyglądała po prostu na brudną. Mam wrażenie, że jasna szarość trochę poprawiła sytuację. Drewniane literki EAT wiszą tam gdzie poprzednio, ale zmieniła się lampka, podkładki pod talerze i zestaw pojemniczków na blacie. Teraz ten kąt już mnie tak nie denerwuje.
Zaczęły mnie natomiast denerwować nasze drewniane blaty. Zawsze o nich marzyłam i nie wymieniłabym ich na nic innego, ale... Prawda jest taka, że jasne bukowe drewno przez tych kilka lat użytkowania, olejowania i wystawienie na południowe słońce mocno zmieniło swój odcień. Stał się on dla mnie zbyt ciepły, za bardzo miodowy. Było tak:
Już od jakiegoś czasu drażnił mnie ten nasz blat. Nie to, żeby mi się nie podobał. Po prostu ten odcień nie pasuje mi do reszty kuchni i jadalni. Ale myślałam, że to przegrana sprawa. Przecież blat był wielokrotnie olejowany więc nie dałoby się go łatwo wybielić ługiem.
Mój niezawodny mąż postanowił skonsultować się w tej sprawie ze specjalistą i okazało się, że istnieje cudowny produkt, który wszystko załatwi. Wystarczy wyszorować nim kilka razy drewno i stanie się ono tak świeżutkie, jakby wczoraj jeszcze ptaki na nim siedziały i ćwierkały.
Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć, ale ponieważ do tej pory produkty tej firmy sprawdzały się u nas znakomicie, a na dodatek mój chłop żwawo zabrał się za robotę, postanowiłam spokojnie zobaczyć co z tego wszystkiego wyniknie. A więc było szorowanie, suszenie, szorowanie, suszenie... i tak do wieczora, kiedy to Adam blat załugował. W sztucznym świetle mało widać więc wierzyłam, że to co zobaczę rano będzie wyglądało lepiej.
A rano... lepiej nie mówić. Ujmę to może tak: krowy mają łaty, psy mają łaty i nasz blat był w łaty.
Aż chciałoby się wykrzyknąć: A nie mówiłam! No cóż, cuda się zdarzają i cudowne produkty być może również, ale nie tym razem. A zatem szlifierka w dłoń i do boju. Jak się przyjrzycie, to zobaczycie, że u nas nie tylko blat jest drewniany ale również zabudowa lodówki i cokoły pod szafkami.... szlifierka się przegrzewała i nerwy mężulka również.
Tak czy owak, pomimo perypetii których nie powstydziliby się scenarzyści Mody na sukces, udało nam się blaty wybielić. Surowe drewno załugowaliśmy, a następnie położyliśmy warstwę białego oleju, żeby je zabezpieczyć przed wodą. Czeka nas jeszcze dorobienie drewnianych listewek przy ścianie i kolejne olejowanie. Cieszy mnie, że zniknął ciepły kolorek i blaty wreszcie mają ten sam odcień co drzwi do spiżarni. Z białymi frontami szafek (na których spod farby przebija faktura drewna) też lepiej się komponują. Dzisiaj kuchnia prezentuje się tak:
Kilka razy pisałam już tutaj, że w naszym domowym menu od paru lat nie pojawia się mięso. Kiedy więc trafiłam jakiś czas temu na plakat Bób Hummus Włoszczyzna, wiedziałam, że muszę znaleźć dla niego miejsce u nas w domu. Odświeżenie kuchni było ku temu doskonałą okazją. Pan Lis sprawił, że nasza warzywna deklaracja ujawnia się nie tylko w diecie, ale również we wnętrzarskich dekoracjach ;)
Na koniec tego przydługiego wpisu chciałam Was zaprosić do lektury październikowego wydania magazynu Czas na wnętrze. Możecie w nim zobaczyć naszą jadalnię oraz pomysły na DIY stworzone przez niesamowicie twórcze blogerki.
Salon i kuchnia to nie jedyne pomieszczenia które ogarnął duch zmian. Innym częściom mieszkania też się oberwało. Wszystko tu pokażę więc jeśli jesteście ciekawi, to zapraszam do śledzenia bloga.
Miłego dnia!
Marta
Bardzo fajne zmiany, a metamorfoza blatu jest niesamowita. Ten czarodziejski preparat do ługownia musi znaleźć się w moim domu :)
OdpowiedzUsuńCzarodziejski preparat miał być do neutralizowania oleju, ale się nie sprawdził. Do bielenia użyliśmy po prostu ługu i zabezpieczyliśmy potem drewno białym olejem
UsuńAleż zmiana! Narobiliście się :P Ale chyba tez wolę takie jaśniejsze drewno niż żółte ;) I ten BóB, Ach! <3 Dawaj salon, jestem bardzo ciekawa :D
OdpowiedzUsuńLu, szalona Kobieto, o salonie były 3 wpisy we wrześniu. Przegapiłaś :) A zresztą musisz wpaść i pobujać się w hamaku, zobaczyć na żywo moje wielkie okno i nowy/stary fotel.
UsuńNo i wyszło, że nie czytam Pudelka i Życia na gorąco, bo zamiast oglądać kuchnię rzuciłam się na Google, żeby wyszukać, kim jest Edyta Pazura :) Super, że udało się wyprowadzić blat na prostą :)
OdpowiedzUsuńHaha, ja też nie czytam. I nawet telewizora nie mam :))) Ale u fryzjera i kosmetyczki różne gazetki leżą więc tej spektakularnej metamorfozy nie przegapiłam. Dla mnie to kwintesencja powiedzenia, że "nie ma brzydkich kobiet, są tylko niedoinwestowane", dlatego tak mi utkwiła w pamięci ;)
UsuńMoim ulubionym przykładem jest mem z Lewandowskimi, pasztetem i bezglutenowymi pierożkami :)
UsuńNo i teraz ja muszę poszukać podpowiedzi u wujka Google, żeby wiedzieć o jaki mem chodzi :)))
UsuńWychodzi na to, że jeśli ługwać to tylko surowe drewno. W przypadku sklejki też szału nie ma, nie wybarwia jej tak jak się tego oczekuje. Podobał mi się ten miodowy odcień, aczkolwiek tak też jest dobrze. To jest już tak, że jak coś się człowiekowi przestaje podobać, to choćby całe internety pisały, że jest ok, to ty i tak nie potrafisz z tym żyć. Całkowicie rozumiem!
OdpowiedzUsuńMi też się ten odcień podobał, ale nie pasował do reszty otoczenia.
UsuńZ ługiem jest tak samo jak z bejcą. Musi się wchłonąć więc powinien być kładziony na surową, odtłuszczoną powierzchnię. Ja próbowałam już wielu różnych sposobów bielenia i jak na razie ług ciągle wygrywa. A do bielenia bejcą i zabezpieczania bezbarwnym lakierem nie wrócę już nigdy, bo zawsze po jakimś czasie żółknie.
Masz śliczną kuchnię i faktycznie rozjaśniony blat wygląda o niebo lepiej! Dobrze, że udało się go uratować... Bardzo podobają mi się te plecione (?) podstawki (u siebie mam jakieś takie prostokątne z tworzywa sztucznego, ale planuję niedługo wymienić na coś bardziej naturalnego i okrągłego):)
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
Właśnie dlatego lubię drewno. Jak coś nie wyjdzie wystarczy zeszlifować i można działać od nowa :) Podkładki kupiłam w Ikea. Są plecione z trawy morskiej
Usuńsuper zmiany, ale pracowicie u Was, mnie dopada nicnierobienie:-)
OdpowiedzUsuńU nas nicnierobienie było wcześniej i dlatego tak nam się to wszystko skumulowało. A najgorsze, że jeszcze kilka rzeczy czeka na zmianę, a energia i i zapał chwilowo się wyczerpały
UsuńBardzo mi się podoba efekt rozjaśnionego blatu. Jakiego oleju używałaś, jakiej marki?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło. Aha, zmiany salonowe również super.
Bieliłam ługiem i zabezpieczałam białym olejem. Oba produkty marki Flugger, której jestem wierna od kilku lat.
UsuńMogę zamieszkać w Twojej kuchni? Będę ciuchutko... jak mysz pod miotłą.
OdpowiedzUsuńjak na Myszkę z mysiej familii przystało :)))
UsuńRzeczywiście blat wygląda dużo lepiej, choć wersja przed także nie była zła. Rozjaśniło się jednak, no i blaty pasują do żaluzjowych drzwi :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie. To dla mnie super ważne, że wreszcie kuchnia ma spójny kolor w tych drewnianych elementach.
UsuńEfekt spektakularny! Zdecydowanie lepiej i jaśniej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marta
Niby kawał drewna ciągle ten sam, a jaka zmiana, prawda?! Fajnie, że nie tylko ja uważam, że to zmiana na plus :)
Usuńpozdrowionka
Uważam, że każda zmiana jest dobra, ale u Ciebie wyszło naprawdę rewelacyjnie :)
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, czy stryjek, który zamienił siekierkę na kijek by się z Tobą zgodził ;) Ale nam się faktycznie udało.
UsuńBrawa za pracowitość. Blat jest świetny.
OdpowiedzUsuńBrawa należą się głównie Adamowi. Przekażę ;)
UsuńWyszło świetnie, zrobiło się lżej i jaśniej! Baaardzo dobra zmiana! Weźmiemy Wasze uwagi do serca, bo też nas to czeka niebawem (mam nadzieję ;)) bo też mnie wnerwia ten pomarańcz ;)
OdpowiedzUsuńIza, trzymam kciuki, żeby ominęły was różne niemiłe przygody. Na pewno będziesz zadowolona z efektu.
Usuńprzepiękna kuchnia, zupełnie w moim stylu :) naprawdę i te kolory też fajne :)
OdpowiedzUsuńDzięki, po tych zmianach zaczyna być też coraz bardziej w moim stylu, haha :)))
UsuńTeraz jeszcze tylko inne fronty szafek...