Mam wrażenie, że ostatnio doba się skróciła. Jakoś tak ciągle brakuje mi czasu i jak widać blog też na tym ucierpiał. Mam jednak nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda. No chyba, że wszyscy wykorzystują wolny czas na oglądanie meczy :)
Obiecałam poprzednio, że pokażę zachodzące w mieszkaniu zmiany, ale nie dzisiaj. Dzisiaj zupełna świeżynka. A to dlatego, że dzisiaj właśnie dotarły do nas nasze wymarzone krzesła. No i zamiast pisać kolejny artykuł do Zwierciadła, robiłam zdjęcia naszego kącika biurowego. Pisałam o nim już kiedyś tutaj wspominając o krześle, które chciałabym tu mieć. No i jest :)
Krzesło jest, jak to się ładnie nazywa, "inspirowane projektem" duetu Eames'ów z 1950 roku. Te produkowane obecnie przez firmę Vitra ze względu na cenę są zdecydowanie poza naszym zasięgiem. I pomyśleć że Eames'owie zaprojektowali je jako 'tanie krzesła dla mas'. Gdyby wiedzieli ile one dzisiaj kosztują, to by się w grobie przewrócili. Ale mi podróba zupełnie wystarczy. Zwłaszcza, że krzesło jest bardzo wygodne, a przecież to właściwie jest najważniejsze. No i kolor jest cudny:) Wybraliśmy metalowe nóżki (a nie drewniane), żeby jeszcze bardziej przełamać sielski styl jaki nadały salonowi m.in. przedwojenna szafa i walizka.
Na biurku pojawiła się jakiś czas temu lampka. Pewnie kiedyś pomyślimy o jakimś bardziej biurowym modelu, ale póki co postanowiłam wykorzystać to, co miałam. Wystarczyło więc dokupić abażur. Zainspirowana kolorami literek w ramce i ptaszkami, które dostałam od Ewy z minty house wybrałam taki:
Na powyższych zdjęciach widać, że za oknem, na balkonie zadomowiły się nasze rowery. Zawisły w pozycji pionowej, żeby zajmować mniej miejsca. Niestety balkon wciąż nie doczekał się należnej mu uwagi z naszej strony i poza kwiatami nic go jeszcze nie zdobi. Ale kiedyś i tu będzie fajnie. Miałam nadzieję, że uporamy się z tym tematem zanim przyjdzie lato, a tu się okazało, że dziś pierwszy dzień lata, a balkon niegotowy.
I ten okropny kaloryfer pod biurkiem przydałoby się jakoś zasłonić...ech. Dużo jeszcze pracy przed nami. Dobrze, że chociaż kwiatki mamy ładne;)
Miłego dnia!
Marta
Ja jestem i czytam, nawet dziś myślałam, że dawno nie było Cię w blogowym świecie :-) Śliczny ten kącik biurowy i piękne krzesełko :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
M.
Marzę o takim właśnie krzesełku, tylko w wersji białej i właśnie z drewnianymi nóżkami. Też raczej zadowolę się "inspiracją" :-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKolor krzesełka śliczny:) kącik biurowy macie naprawdę fajny:)
OdpowiedzUsuńJa tu zaglądam :) Bardzo podoba mi się krzesełko, fajnie wygląda takie błękitne.
OdpowiedzUsuńEch i ja tęsknym wzrokiem za takimi krzesłami wodzę. Marzę o takich w jadalnic, białych, z drewnianymi nogami. Może kiedyś...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Marta, jadalnię pokażę już wkrótce i myślę, że Ci się spodoba:)
OdpowiedzUsuńKrzesełko super, szczególnie iż w kolorze w którym jestem zakochana tego lata :)
OdpowiedzUsuńMnie się podobają takie stare kaloryfery, chętnie wymieniła bym swoje nowoczesne na takie ;)
Pozdrawiam
Jest śliczne! i pasuje idealnie! Cudny masz ten kącik :)
OdpowiedzUsuńpieknie u Ciebie a krzeslo jest sliczne
OdpowiedzUsuńkrzesło bombowe.. od dawna o nim marzę, a właściwie o kilku :)
OdpowiedzUsuńJestem znowu :) Nie mogę się napatrzeć na to błękitne cudo!
OdpowiedzUsuńWypatrzyłam też fajne drewniane skrzyneczki na regale :)
Super ten kącik, ja ciągle powtarzam, że mi brakuje takowego do pracy ale pomysłu brak:-(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Chyba niebawem czeka mnie organizowanie sobie "kącika" biurowego a może nawet całego biura (małego ale własnego). Bardzo odważne zestawienie nowoczesności (tej pięćdziesięcioletniej) i klasyki, które bardzo, ale to bardzo mi się podoba :)) Co prawda nie wiem, czy osobiście bym się zdecydowała, ale wbrew pozorom starej daty jestem ;)
OdpowiedzUsuń