środa, 20 lutego 2019

Katowice - Nikiszowiec

Był taki czas, kiedy moje skojarzenia dotyczące górniczego Śląska ograniczały się do trzech haseł.

Po pierwsze Barbórka. Jako dziecko myślałam, że to ten jeden dzień w roku, kiedy górnicy wyłażą spod ziemi i wreszcie się myją. Oczywiście robią to tylko po to, żeby założyć idiotyczną czapkę z pióropuszem. A przedszkolaki na tę okoliczność bezrozumnie recytują wierszyki o dzielnych górnikach fedrujących w ciemnych chodnikach i o tym, że ważny ich trud, bo węgiel idzie do hut. Jako nastolatka odkryłam, że Barbórkę świętuje się nie tylko na Śląsku, ale również na zabytkowej, brukowanej ulicy Karowej w centrum Warszawy, gdzie kierowcy rajdowi ścigają się i palą gumę kręcąc się jak smród po gaciach i wywołując zachwyt zgromadzonego tłumu.

Po drugie Górnik Zabrze. Właściwie wiem tylko tyle, że to klub piłkarski. W podstawówce moi koledzy prowadzili klasowy hazard, zbierając zakłady, czy tym razem warszawska Legia rozbije ich w pył, czy raczej zmiecie z powierzchni ziemi. No i jakoś niechcący ta zbitka słów utkwiła mi w głowie na dłużej. Gdy słyszę słowo: górnik, podświadomość zawsze dopowiada: Zabrze.

Po trzecie strajki. Niby też tłum, ale zachwytu bynajmniej u mnie nie budził. Zwłaszcza od czasu, gdy nie mogłam kiedyś wyjść z pracy z powodu fruwających nad głowami przechodniów płyt chodnikowych. Wyrywali je i rzucali krzepcy goście, którzy chwilę wcześniej wytoczyli się z autokarów licznie acz chwiejnie. Myślę, że większość mieszkańców stolicy nie mogła wtedy zrozumieć, czym zawiniła strajkującym górnikom warszawska infrastruktura miejska.

katowice

Ale to wszystko było dawno. A ja w swoich podróżach po województwie Śląskim przestałam się ograniczać do skałek w okolicy Częstochowy i beskidzkich szczytów. Dotarłam w końcu do samego serca, czyli do Katowic. A w Katowicach odwiedziłam miasto w mieście, czyli Nikiszowiec, dzięki czemu do mojej listy mogę dorzucić kolejne skojarzenie.
I po tym przydługim, żenująco osobistym wstępie zapraszam was na wycieczkę właśnie po Nikiszu.

W internecie można znaleźć sporo informacji o tym osiedlu, ale ja ułatwię wam robotę i zrobię szybki skrót. Wszystko zaczęło się od tego, że na początku XX wieku kopalnia Gieshe (potem Wieczorek) potrzebowała rąk do pracy. Szefowie spółki postanowili więc wybudować osiedle robotnicze i w ten sposób  zapewnić górnikom mieszkania z widokiem na szyby wydobywcze.

Proszę państwa, co to były za mieszkania! Projektanci Georg i Emil Zallmann, w odróżnieniu od dzisiejszych deweloperów, postanowili zapewnić mieszkańcom wszelkie możliwe udogodnienia dostępne ponad 100 lat temu. Ich unikalne plany architektoniczne zakładały budowę samowystarczalnego osiedla. W dziewięciu ceglanych familiokach zaplanowali ponad tysiąc mieszkań. Mieszkania przydzielane w zależności od statusu górnika w kopalni były dwu, trzy, a nawet czteropokojowe. Standardowo miały dwa pokoje z kuchnią na ok. 60 metrach. W środku nowoczesność: woda w każdej kuchni, elektryczność, kanalizacja. Osiedle posiadało nawet własną oczyszczalnię ścieków. Nikomu nie przychodziło do głowy żeby wylewać zawartość nocników przez okno, wprost na głowę przechodzącego ulicą sąsiada.

W Europie wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a na Nikiszowcu na Plac Wyzwolenia, który stanowi centralny punkt osiedla. Kiedyś w stojącym tu budynku z arkadami mieściła się główna siedziba zarządu kopalni, a w budynku ozdobionym różaną mozaiką - gospoda. Dzisiaj nie można już się tam napić śliwowicy, bo obecnie to urząd pocztowy. Do tego sklep, piekarnia, miejska  pralnia, łaźnia, szkoła, szpital, a nawet działający od 100 lat w tym samym miejscu rodzinny zakład fotograficzny. Doczytałam się, że był tu także jednoosobowy areszt. Z tego wynika, że jak się dwóch krewkich górników pobiło, to tylko jednego zamykali. Ciekawe jakie było kryterium?

Przy głównym placu stoi też neobarokowy kościół. Jego wystrój może nie powala, ale warto dobrze przyjrzeć się okalającemu go murowi. Zamontowano na nim ponad 350 granitowych tabliczek ukazujących historie tragicznych wydarzeń jakie miały miejsce w tej kopalni od 1913 roku. Każda tabliczka jest poświęcona górnikowi, który nie wrócił z pracy. To dość poruszające miejsce pamięci. Przed kościołem stoi również makieta obrazująca widok geometrycznie  zaprojektowanego osiedla z lotu ptaka.

katowice

katowice

katowice

katowice

Od 2011 roku Nikiszowiec jest uznawany za pomnik historii. To w sumie dość niesamowite, że pomimo burzliwych losów Polski i Śląska (to dokładnie w tej kopalni wybuchło I Powstanie Śląskie - walka o przyłączenie Górnego Śląska do Polski) zachował się w stanie nienaruszonym układ urbanistyczno-przestrzenny osiedla. Spacer wąskimi uliczkami jest trochę jak podróż w czasie. To miejsce ma w sobie zarówno coś ze średniowiecznych, południowoeuropejskich miasteczek jak i z brytyjskich osiedli robotniczych. Zaułki, bramy, arkady, wykusze i balkony o ciekawych kształtach... człowiek tylko czeka na to, co pojawi się za zakrętem. Mnie zachwyciły szczególnie obramowania i drzwi wejściowe do poszczególnych klatek schodowych. Jest ich tu ponad 120 i każde są inne. Również każdy z familioków ma wyróżniające go ozdobne, ścienne detale i okna w różnych kształtach. W sumie to dobry patent żeby ułatwić mieszkańcom trafienie do swojego domu ;)

Kiedy tak sobie człowiek spaceruje uliczkami Nikiszowca i zagląda ludziom w charakterystyczne, pomalowane czerwoną farbą okna, to prędzej czy później skręci w jakąś bramę i znajdzie się na podwórku. I tu można doznać szoku. Podwójnego nawet.
Pierwszy szok jest pozytywny. Podwórka są naprawdę ogromne - żadne tam zacienione studnie i zaglądanie sąsiadowi do garnka z zupą. Sto lat temu ludzie mieli tu piece chlebowe, chlewiki, komórki, itp. Dziś chlewików już nie ma, jest za to trochę zieleni, ale to nie znaczy, że jest pięknie.
Stąd drugi szok - raczej negatywny. Podwórka Nikiszowca to zdecydowanie niewykorzystany potencjał. Trochę drzew i krzaków nie wystarczy, żeby uznać to za zadbaną, sprzyjającą wypoczynkowi zieleń miejską. Place zabaw straszą krzywymi huśtawkami, a żeby znaleźć ławeczkę trzeba się mocno naszukać. Na wąskich ulicach brakuje miejsc parkingowych, dlatego część samochodów stoi to tu to tam. A najgorsze są kontenery śmietnikowe prężące się dumnie na środku każdego podwórka. Przydałoby się, żeby wkroczyli tu architekci krajobrazu, uporządkowali przestrzeń i zaprojektowali ją tak, żeby odpowiadała na potrzeby mieszkańców w każdym wieku. Ładna zieleń, schludne wiaty śmietnikowe i wyznaczenie miejsc parkingowych to niezbędny początek.


katowice

katowice

katowice

katowice

katowice

katowice

Kiedyś większość mieszkańców Nikiszowca stanowiły rodziny górnicze lub zakwaterowane tu przez miasto. To miejsce cieszyło się w Katowicach raczej złą sławą.  Dziś sytuacja powoli się zmienia. Kopalnię kilka lat temu zamknięto. Zaczęli napływać nowi mieszkańcy. Osiedle stało się modne, a ceny mieszkań zaczęły rosnąć (sytuacja analogiczna do warszawskiej Pragi Północ).

Turyści chętnie tu przyjeżdżają i podobnie jak ja w większości się zachwycają. Trzeba jednak pamiętać, że Nikiszowiec to nie skansen. Warto zadbać nie tylko o zapyziałe podwórka, ale również o wspólną infrastrukturę. Jeśli chce się, żeby młodzież nie stała wieczorami w bramach, trzeba otworzyć lokale, w których może się spotykać i organizować wydarzenia w których może uczestniczyć. Niby oczywiste, ale chyba nie dla wszystkich. Na szczęście z tym jest coraz lepiej.

Co roku na Nikiszowcu odbywa się jednodniowy festiwal Industriada promujący Szlak Zabytków Techniki Województwa Śląskiego. W grudniu warto przyjechać na słynny jarmark bożonarodzeniowy, a w lecie na różne lokalne imprezy.
Ważnym punktem na kulturalnej mapie Katowic jest od kilku lat Galeria Szyb Wilskon zlokalizowana na terenie starej kopalni. Odbywają się tu wystawy, koncerty i różnego rodzaju wydarzenia kulturalne.
Przy placu Wyzwolenia ma swoją siedzibę oddział Muzeum Historii Katowic. Warto odwiedzić to miejsce, bo można nie tylko dowiedzieć się różnych ciekawostek na temat osiedla i jego mieszkańców, ale również odwiedzić mieszkanie pokazowe, wziąć udział w warsztatach prowadzonych np. w starej pralni, albo zagrać w grze miejskiej.
Na Nikiszowcu działa punkt informacji turystycznej. Niestety nie powiem wam z własnego doświadczenia jaką pomocą służy, ponieważ w niedziele punkt jest zamknięty (trochę słabo, a co z weekendowymi turystami?). Jeśli traficie tam innego dnia, to podzielcie się spostrzeżeniami w komentarzu pod tym wpisem ;)

Gdy zmęczeni spacerowaniem będziecie chcieli wpaść gdzieś na kawę lub większe jedzonko, to ugoszczą was Zillmann Tea&Coffe, kawiarnia Byfyj lub restauracja Śląska Prohibicja. W tej ostatniej też dzieje się sporo kulturalnych wydarzeń. Da się tu zjeść coś wege, ale raczej wyboru wielkiego nie ma. W końcu to Śląsk, a nie jakieś dyrdymały.

katowice

katowice

katowice

katowice

Żeby dojechać na Nikiszowiec wcale nie musicie zahaczać o centrum Katowic. Wystarczy, że pędząc autostradą zamiast zrobić sobie przerwę na hamburgera w restauracji pod złotymi łukami lub na hot doga na stacji benzynowej, zboczycie na kilka minut z drogi i spędzicie miła godzinkę przenosząc się na plan filmowy Kazimierza Kutza. Ja na pewno przy najbliższej okazji tak właśnie zrobię.

Miłego dnia!
Marta

12 komentarzy:

  1. oj Nikisz bardzo lubię i przynajmniej dwa razy w roku jestem , ale tymi tabliczkami na murach Kościoła mnie zaskoczyłaś , nastepnym razem je musze zobaczyć ...hmmm myslałam ,że Nikisz cały widziałam , a tu...niespodzianka , co do Jarmarków odbywają się na Nikiszu dwa w grudniu tak jak napisałaś ,ale i w lecie Odbust u Babci Anny się odbywa warto zajrzeć i zatem i latem i słynna wiedeńska karuzela zawsze na tych dwóch imprezach jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od jakiegoś czasu na Nikiszu powstała trasa zwiedzania. Są ponumerowane punkty z opisem. Jest np przy kościelnym murze i np dawnej gospodzie (dzisiejszej poczcie)

      Bywam na Nikiszu dwa razy do roku, właśnie na Jarmarku Bożonarodzeniowym i Odpuście u Babci Anny. Mamy znajomych- mieszkańców Nikiszowca, i dzięki nim udaje nam się to fantastyczne miejsce poznawać od zaplecza.

      Usuń
    2. chyba muszę się wybrać "w odwiedziny do Babci Anny" skoro tak polecacie ;)

      Usuń
    3. Chwilotrwaj dzięki 😊 ...może byłyśmy w tym samym czasie 😉

      Usuń
    4. Było tyle ludzi, że raczej na pewno :P

      Usuń
  2. Jestem z podlasia, ale widziałem te zdjęcia, a teraz wiem gdzie one były zrobione, dziękuję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pozdrawiam i cieszę się, że mój wpis się przydał do rozwiązania zagadki :)

      Usuń
  3. Świetny materiał na wpis, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Z całym szacunkiem dla Warszawy, ale uwielbiam Śląsk, ludzi, gwarę. To są takie kotwice, klimat jest niepowtarzalny, szkoda że ich ubywa, ludzie się przemieszczają i mieszają, tracą kontakt z korzeniami. Zanim wytworzą sie nowe więzi i wartości miną ze dwa pokolenia, a stare więzi i korzenie znikają w kilkanaście lat. Szkoda, tym bardziej takie miejsca robią wrażenie bo czujemy, że to świat który odszedł bezpowrotnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Super wpis. Śląsk ma swój specyficzny i wyjątkowy klimat.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...